Ania Karwan w swoim opolskim hicie śpiewa, że słucha swojego „eks” w radiu co tydzień. Wielu fanów i obserwatorów Eurowizji chciałoby natomiast słyszeć polskiego reprezentanta w radiostacjach codziennie. Czy wykonawca należący do głównego nurtu muzyki popularnej to jedyna recepta na polski sukces w tym największym wydarzeniu muzycznym na świecie?
Rozważania te należy rozpocząć od zdefiniowania czym właściwie jest ten główny nurt czy też mainstream. W ostatnim czasie określenie to zyskało dużą popularność i wydaje się, że równie często jest nadużywane. Z pomocą przychodzi miejski słownik slangu i mowy potocznej:
„Określenie aktualnie panującego trendu, czegoś co jest popularne, znane bardzo szerokiej widowni, coś co »się sprzedaje«. Często słowo to jest synonimem kultury popularnej.”
Mainstream w muzyce to przede wszystkim muzyka popularna i inne gatunki, które są dostępne dla szerokiego grona odbiorców, wydawane przez największe wytwórnie płytowe i promowane w środkach masowego przekazu. Innymi słowy jest to wszystko to, co możemy usłyszeć na co dzień w największych rozgłośniach radiowych lub zobaczyć w telewizyjnych kanałach muzycznych.
Bolączka polskich wyborów
Wybory polskich reprezentantów na Eurowizję właściwie co roku spotykają się z krytyką opinii publicznej. Najczęściej powtarzającym się zarzutem jest słaba rozpoznawalność wykonawców. Rzeczywiście, przeglądając stawki poprzednich edycji krajowych eliminacji próżno szukać tam nazwisk z górnej półki. Należy założyć, że 2016 rok był wyjątkiem potwierdzającym tę regułę. Poza tym czterech znanych piosenkarzy na dziewięciu kandydatów to i tak niewiele, jeśli porównamy taką stawkę konkursową do tej z legendarnych już 2003 i 2004 roku. Brak zainteresowania artystów z głównego nurtu automatycznie przekładał się na dość niski poziom polskich preselekcji. Co oczywiście wynikało z faktu, że większość uczestników nie miała za sobą wsparcia dużych wytwórni, radiostacji i tym samym mieli dość mocno ograniczony dostęp do kompozytorów, banków muzyki itp.
Na Eurowizji wszyscy są sobie równi
Należy przyjrzeć się w nieco szerszej perspektywie opinii za wysłaniem do Rotterdamu wykonawcy z głównego nurtu krajowego rynku muzycznego. Jaką przewagę w wymiarze europejskim daje taki wybór? Żadną. Wśród konkursowej stawki zazwyczaj próżno szukać nazwisk, które swoim zasięgiem wykraczają poza rodzimy rynek. To jest właśnie najważniejszy argument przeczący tej tezie. W trakcie Eurowizji właściwie wszyscy wykonawcy pod względem popularności są sobie równi. Przeciętny Kowalski, który raz do roku (może trzy) zasiada przed telewizorem, ma naprawdę ograniczoną znajomość sceny muzycznej we Francji czy Armenii. Dopóki Brytyjczycy nie wysyłają co roku Adele, Ellie Goulding czy Edda Sheerana, to nawet oni na eurowizyjnej scenie poziomem popularności nie odstają od reprezentantów chociażby San Marino.
Popularność reprezentanta a zaangażowanie Polaków
Nie sposób zaprzeczyć, że udział znanego wykonawcy w barwach Polski przekłada się na wyniki oglądalności Konkursu Piosenki Eurowizji w kraju. Przyglądając się historii polskich startów oraz wynikom oglądalności w poszczególnych latach, widać jak dużym wahaniom ulegał udział widowni. Na fali popularności zespołów Ich Troje i Blue Cafe udział Eurowizji w rynku w latach 2003-2004 wynosił nawet 65%! Odsetek ten jednak w kolejnych latach systematycznie spadał wraz z popularnością i poziomem polskich preselekcji. W latach 2010-2011 osiągając wyniki rzędu 16-18%. Nie bez znaczenia również pozostawał brak udziału Polski w finale konkursów. Po dwuletniej przerwie na fali głośnych wyborów w latach 2014-2016 widownia Eurowizji w Polsce znowu wzrosła i osiągała bardzo dobre wyniki powyżej 35% udziału.
Rozpoznawalne nazwisko gwarantuje także większą mobilizację pośród Polonii rozsianej po całej Europie. Nie ma co się oszukiwać – wysokie pozycje w głosowaniu widzów w 2014 i 2016 roku to efekt ogromnego zaangażowania rodaków mieszkających poza granicami kraju. Przyczyny takiego pospolitego ruszenia należy doszukiwać się właśnie w kwestii popularności utworu Donatana i Cleo oraz samego Michała Szpaka. W 2015 i 2017 roku, gdy stawialiśmy na mniej znane wokalistki, nasz dorobek w głosowaniu nie był już tak spektakularny. Ponadto popularni wykonawcy mogą również liczyć na promocję swoich piosenek w środkach masowego przekazu. To dodatkowo przekłada się na większą widownię finałowych koncertów i zaangażowanie głosujących.
Wszystko i tak zweryfikuje występ
Można rozważać w nieskończoność nazwiska ewentualnych kandydatów, poddawać ocenie ich popularność oraz dorobek muzyczny. Ostateczny wynik i tak zależy wyłącznie od występu. Na ten występowy pakiet składa się przede wszystkim piosenka, ale również wokal, umiejętność współpracy z kamerą oraz prezentacja sceniczna. Ta ostatnia od dawna jest największą bolączką polskich występów. Bez pomysłu na realizację występu nawet największa gwiazda, nie ma najmniejszej szansy na sukces. Może ulegnie to zmianie po fantastycznie przygotowanych prezentacjach Roxie i Viki Gabor w Eurowizji Junior, które dwukrotnie zdobyły grand prix.
Kiedy powinie się noga…
Największą obawą przed udziałem mainstreamowego wykonawcy w Eurowizji jest jego ewentualna porażka. Tutaj należałoby jednak zdefiniować, co w polskich warunkach jest porażką w tym konkursie. Brak awansu do finału? Niskie miejsce w finale? Niska lokata w rankingu jurorskim? Na przestrzeni polskich startów tych kryteriów trochę się namnożyło. Czasami można wywnioskować, że idealny dla Polaków wynik to zwycięstwo zajmując pierwsze miejsce zarówno w rankingu jurorów, jak i widzów. Jeżeli reprezentant nie awansuje do finału albo zajmie w nim niskie miejsce, to wylewane jest na niego całe wiadro krytyki. Czasami prowadziło to do sytuacji, że wykonawcy musieli na długo zawiesić swoją karierę, zapadając się pod ziemię (Andrzej Piaseczny). Niektórzy nawet ją kończyli (zespół Sixteen a także cała plejada naszych reprezentantów w lat 2005-2011).
Wydaje się zatem, że wybór popularnego wykonawcy na Konkurs Piosenki Eurowizji jest czymś pożądanym w Polsce. Najlepszym rozwiązaniem byłoby postawienie na kogoś rozpoznawalnego, kto przyciągnie za sobą dużą widownię i zmobilizuje Polonię. Kogoś, kto nie będzie obawiał się ewentualnej porażki w konkursie, bądź jego pozycja jest na tyle duża, że wynik nie zaważy jego na dalszej karierze. Pytanie tylko, czy taka osoba w ogóle istnieje obecnie na polskiej scenie muzycznej? Śledźcie naszą grupę Warsaw Calling, gdzie będziecie mogli podsunąć nam idealne kandydatury.