Występ i teledysk
Wybór reprezentanta
Maciej Chmiel, ówczesny członek redakcji rozrywki TVP1, w wywiadzie udzielonym na potrzeby naszego projektu potwierdził, że na 41. Konkurs Piosenki Eurowizji początkowo wskazano Violettę Brzezińską, laureatkę programu Szansa na sukces z piosenkami Alicji Majewskiej. Wiadomość ta miała nawet trafić oficjalnie do mediów, jednak w marcu 1996 roku na antenie programu Trzeciego Polskiego Radia potwierdzono, że biało-czerwonych barw w Oslo będzie broniła Katarzyna Kowalska. Piosenkarka w 1994 roku wydała swój debiutancki album „Gemini”, który do dziś sprzedał się w łącznym nakładzie ponad 400 000 kopii, uzyskując status podwójnej platyny, a w 1995 roku jako pierwsza artystka w historii została laureatką Nagrody Publiczności oraz Bursztynowego Słowika na festiwalu w Sopocie za utwór Jak rzecz. Miała także na koncie dwa Fryderyki, w tym za fonograficzny debiut roku.
Kowalska i Chmiel wskazują, że początkowo w Konkursie Piosenki Eurowizji artystka miała wykonać inny utwór, jednak w obliczu niemożności porozumienia się z jego kompozytorem oraz zbliżającego się terminu wysyłania zgłoszeń do Europejskiej Unii Nadawców, zdecydowano, że w stolicy Norwegii wykona piosenkę Chcę znać swój grzech, kompozycję Roberta Amiriana do słów Kowalskiej. Była ona nagrywana m.in. w Filharmonii Narodowej. Na potrzeby promocji nagrano również anglojęzyczną wersję utworu, Why Should I…. Teledysk w reżyserii Janusza Kołodrubca był kręcony m.in. w krypcie św. Leonarda na Wawelu w Krakowie. Konkursowy utwór trafił na 1. miejsce Listy Przebojów Programu Trzeciego Polskiego Radia.
Kasia Kowalska przed udziałem w Eurowizji podkreślała, że traktuje to jako kolejne wyzwanie i muzyczną przygodę. Wiedziała, że jej utwór stylistycznie odstaje od innych kompozycji, które zostaną zaprezentowane w Oslo. Twierdziła, że „nie da się zwariować” i zaznaczyła, że udział w konkursie chce wziąć z piosenką, która jest jej emocjonalnie bliska.
Przygotowania do Eurowizji
Z racji dużej liczby chętnych do udziału w Eurowizji 1996, Europejska Unia Nadawców po raz pierwszy zorganizowała przed konkursem rundę eliminacyjną dla wszystkich państw, w której oceniano piosenki na podstawie wersji studyjnych. W tej rundzie wzięło udział 29 krajów. Nie była ona jednak nagrywana ani transmitowana, a po wysłuchaniu utworów krajowe komisje jurorskie przyznawały punkty w tzw. skali eurowizyjnej (1-8, 10 i 12 punktów). Pomyślnie udało się przebrnąć przez nią 22 piosenkom, które zakwalifikowano do finału. Zapewnione miejsce w koncercie miała reprezentacja gospodarzy, Norwegii. W gronie finalistów znalazł się m.in. utwór Chcę znać swój grzech, który został oceniony na 15. miejsce (ex eaquo z propozycją Cypru), zdobywając 42 pkt.
Warto zaznaczyć, że do Oslo po raz pierwszy nadawca publiczny zdecydował się wysłać rodzimego dyrygenta, który stanął na czele orkiestry. Był nim Wiesław Pieregorólka, uznany w kraju muzyk, producent i kompozytor, który w roli tej pojawi się na eurowizyjnej scenie również w 1998 roku. Z przekazów medialnych, emitowanych na antenie TVP wiadomo, że przed wylotem do stolicy Norwegii artystka wraz z orkiestrą ćwiczyła koncertowe wykonanie utworu Chcę znać swój grzech. Do Oslo wraz z Kasią Kowalską polecieli, w charakterze członków delegacji i osób towarzyszących na scenie: kontrabasista Adam Cegielski, pianista Bogdan Hołownia oraz chórzystki: Anna Serafińska i Dorota Miśkiewicz, która pojedzie jako wokal wspierający także na Eurowizję 1997.
Za fryzurę i makijaż Kasi Kowalskiej odpowiedzialna była Jolanta Stachecka, która współpracowała z nią także przy teledysku do utworu Chcę znać swój grzech. W kilku publikacjach medialnych pojawiały się doniesienia, że reprezentantka przed wylotem do Oslo była nieuchwytna. Zaszyła się w studiu nagraniowym, nie odbierała nawet telefonów od znajomych. Pracowała nie tylko nad występem, lecz także przygotowywała materiał na nową płytę.
„W głębi duszy jestem spokojna. Na pewno nie dam się zwariować jak w Sopocie, gdzie schudłam 7 kg. Traktuję to jako kolejne wyzwanie. Zaśpiewam utwór bardzo specyficzny, bardzo osobisty. Był pisany w ciężkim momencie mego życia, dlatego mam do niego niezwykle emocjonalny stosunek. Nagraliśmy go w Filharmonii Narodowej w Warszawie z szesnastoosobową orkiestrą symfoniczną, ma więc wydźwięk bardzo poważny. Nie chciałam, broń Boże, tzw. »piosenki pod publiczkę« i wiem, że nasz utwór zdecydowanie odstaje od innych piosenek konkursowych. Pragnęłam jednak przekazać pewną prawdę, którą człowiek może powiedzieć ludziom i o której, mam nadzieję, mówię” – Kowalska dla „Bravo” (maj/czerwiec 1996).
Na konkursie
Polska delegacja przybyła do Oslo 11 maja, na siedem dni przed koncertem finałowym. Według relacji prasowych próby miały rozpocząć się dopiero w środę, co – z uwagi na logistykę przedsięwzięcia – wydaje się jednak mało prawdopodobne.
– Mieliśmy fantastyczne spotkania, wycieczki, zabrali nas na fiordy, byliśmy w Muzeum Wikingów, byliśmy na jednej z tamtejszych skoczni. Byliśmy tam wiele dni przed finałem, jeździliśmy całymi ekipami, w kilka państw na raz. Sponsorem imprezy był Ericsson, stamtąd po raz pierwszy dzwoniłam z telefonu komórkowego do Polski. Byłam pod wrażeniem, bo myśmy tego w Polsce nie znali. Spotkaliśmy się z wieloma Polakami, którzy mieszkali tam na co dzień. Artystyczna część artystyczną częścią, ale obok istniało życie towarzyskie, które było wypełnione po brzegu. Spotykaliśmy się z ludźmi, którzy już lata temu wyjechali, ale te kontakty się nie utrzymały – mówiła Anna Serafińska, chórzystka podczas występu Polski na Eurowizji 1996, dla eurowizja.org w 2019 roku.
„Na razie jestem spokojna. W Oslo jest świetnie, mamy piękną pogodę, to bardzo piękne miasto. Zgotowano nam bardzo miłe przyjęcie, nie byłam osobą anonimową. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie mieszcząca 6 tys. widzów sala, gdzie zaśpiewam w najbliższą sobotę. Na razie jestem myślami daleko od koncertu, nie denerwuję się, aż sama się dziwię, że zachowuję taki spokój. To może się zmienić tuż przed wyjściem na estradę. Ale nie traktuję udziału w konkursie jako rzeczy najważniejszej w życiu. Przydaje się doświadczenie z konkursu o Grand Prix w Sopocie. Odwagi dodaje mi piosenka Chcę znać swój grzech, którą mam zaśpiewać. Jest mi bardzo bliska” – mówiła Kowalska w wywiadzie dla „Telerzeczpospolitej” (nr 20 [174], 1996) Gazeta podała, że Kowalskiej w Oslo miał towarzyszyć Andrzej „Piasek” Piaseczny, ówczesny wokalista formacji Mafia. „To pytanie do Kasi, choć słyszałem, że konkurowały ze sobą sukienki francuskiej modystki, która współpracuje z Edytą Górniak, i sukienka uszyta przez przyjaciółkę Kasi” – powiedział, zapytany przez Jacka Cieślaka o sceniczną kreację Kowalskiej. „Wystąpię w prostej, granatowej sukience, którą uszyła moja przyjaciółka” – zapewniła reprezentantka.
Piotr Iwicki w artykule w „Gazecie Wyborczej” przed finałem Eurowizji 1996 podkreślił, że „opinie festiwalowych kibiców o piosence Chcę znać swój grzech są podzielone i większość nie daje jej większych szans na Grand Prix„. Zwrócił też uwagę, że wśród propozycji z innych państw mało jest utworów typowo przebojowych, a wyjątek stanowi turecka piosenka (Becinoi mevemi) i angielska (Ooh Aah… Just a Little Bit). Dodał, że większość muzyków odwołuje się do własnego folkloru, stylistyka piosenek zbliża się do modnego world music. Zauważył, że w ubiegłym roku taką konwencję zaproponowała Justyna Steczkowska oraz – w mniej radykalnym wydaniu – zwycięski zespół Secret Garden. Skonstatował, że wśród piosenek konkursowych z 1996 roku takie elementy zawiera propozycja z Irlandii, która może przypaść do gustu i widzom, i krytykom. Wyraził żal, że w konkursie nie ocenia się również teledysków, ponieważ „polski jest jednym z najciekawszych, a do tego najbardziej zaawansowanych technicznie„.
Dyrygent orkiestry Wiesław Pieregorólka zwierzył się, że „całości występu Kasi Kowalskiej dopełni wielka orkiestra symfoniczna”. „Oprawą setki instrumentów, brakiem hałasu sekcji rytmicznej chcemy zaintrygować, oczarować wszystkich” – mówił.
– To było moje pierwsze doświadczenie, kiedy zderzyłam się z tak potężną organizacją, z konkursem transmitowanym na żywo między wieloma państwami. Pamiętam, że byłam pod wrażeniem pracy ludzi na miejscu. Wśród nich znajdowali się nie tylko specjaliści w dziedzinie telewizji, ale też bankowcy czy ludzie z innych zawodów zewnętrznych, którzy mieli doprowadzać nas, członków delegacji danego kraju, z punktu A do punktu B, o danej godzinie, w dane miejsce. Dla mnie to było nie do pomyślenia, bo u nas w tamtym czasie nikomu by się nie chciało wykonywać takiej pracy. Podejmowali się zadań prozaicznych, od których wynikało powodzenie całej akcji, a do tego robili to z uśmiechem na twarzy. (…) Zapewniono nam wiele atrakcji, które służyły nie tylko integracji, ale też poznaniu miejsca, do którego i tak się wszyscy zjechaliśmy. Pamiętam, że były nie tylko oficjalne próby w hali, w której odbywał się konkurs, ale także zapewniano nam miejsca do przećwiczenia się poza oficjalnym rozkładem prób, żeby można było sobie wszystko powtórzyć. To były zwykłe szkoły z pianinem, ale jednak było to dobrze przemyślane. Mieliśmy ściśle rozplanowany harmonogram prób, co do minuty. Teraz też się tak pracuje, ale obecnie i tak czasami zdarzają się tzw. obsuwy, ale tam nie przypominam sobie, by takie coś miało miejsce. Tak musieli dopilnować tego, by wszystko poszło zgodnie z planem, bo były inne umowy, inne odpowiedzialności na skalę światową, bo ktoś mógłby powiedzieć, że nie wygrał, bo miał za krótkie próby itd. U nas nie było takiej tradycji, dlatego tym bardziej byłam zaskoczona, że to tak działa. Obecnie ludzie się nauczyli takiego myślenia, każdy jest wyuczony tego, jak to robić, musi być logistyka, przemyślenie, natomiast kiedyś tak nie było… – mówiła Anna Serafińska, chórzystka podczas występu Polski na Eurowizji 1996, dla eurowizja.org w 2019 roku.
Zgodnie z koncepcją organizatora Eurowizji 1996, uczestników zapowiadała jedna z najważniejszych osób w danym państwie. W pocztówce Kasi Kowalskiej pojawił się ówczesny prezydent Polski, Aleksander Kwaśniewski. Kowalska wystąpiła 18 maja 1996 roku jako 20. w kolejności i zajęła 15. miejsce, zdobywając 31 punktów, w tym najwyższe noty (7 pkt) od jury z Turcji, Bośni i Hercegowiny oraz Grecji. Dostępne w Internecie nagrania głosowania pokazują, że po zakończeniu transmisji na koncie Polski widniało 37 punktów. Wszystko przez Belén Fernández de Henestrosę, sekretarz hiszpańskiego jury, która na wizji niewyraźnie wypowiedziała nazwę jednego z krajów – 6 pkt miało powędrować do Holandii (ang. The Netherlands, lecz także Holland), jednak prowadząca konkurs Ingvild Bryn zrozumiała te słowa jako „Poland”. Korekty dokonano już po zakończeniu transmisji konkursu.
Reakcje
Sam występ na Eurowizji, jeśli chodzi o emocje wokalistki, przyćmił jej powrót samolotem do Oslo. Według relacji Kasi Kowalskiej, 20 minut przed lądowaniem wpadł w dziurę powietrzną (według innych relacji: burzę gradową) i omal nie doszło do tragedii.
„Samolot, którym wracałam z Oslo z koncertu Eurowizji, wpadł w dziurę powietrzną. Zaczęły otwierać się schowki bagażowe, zmiana ciśnienia odjęła wszystkim rozum, ludzie wrzeszczeli. Całe życie stanęło mi przed oczami. Pomyślałam: koniec. Ale wylądowaliśmy cało. I była to najpiękniejsza wiosna, jaką pamiętam. Zobaczyłam cudowną zieleń. Wtedy intensywnie poczułam, co to znaczy być szczęśliwą. Bez tabletek uspokajających i lampki wina nie wsiadam do samolotu. Ale – absurdalnie – teraz moim ulubionym programem jest »30 sekund do katastrofy« i »Katastrofy w przestworzach«. Uwielbiam te rekonstrukcje wydarzeń. Potem wsiadam w samolot i analizuję wszystkie dźwięki” – Kowalska dla magazynu„Claudia” (grudzień 2008).
„Po koszmarze, jaki przeżyłam, lecąc z Oslo do Warszawy, nie pojechałabym już na żaden taki festiwal. Nawet ze świadomością, że miałabym go wygrać. Dlaczego? Kilkoro z nas wybrało późniejszy samolot. Chcieliśmy się wyspać. I nad Bałtykiem wpadliśmy w burzę gradową. To było straszne. Obok mnie siedział facet, który lata od 30 lat. I widziałam, jak mu oczy wychodzą z orbit. Wzięliśmy się wszyscy za ręce… Dostałam histerii, byłam przekonana, że spadniemy… To są ułamki sekund. Siedziałam w tym fotelu i stawiałam sobie pytanie, co ja takiego zrobiłam w życiu, żeby teraz zginąć. Takie zupełnie niesamowite przemyślenia. I gdy wysiadłam z samolotu w Warszawie i zobaczyłam, jak jest zielono, jak jest pięknie, w ogóle nic się nie liczyło… A sam festiwal? To chyba nie ja powinnam tam była jechać. Może to nie był dobry czas, może to nie była ta piosenka. Nie czułam się silna. Zresztą to nie ja, do końca, tak o wszystkim decydowałam. Ale wcale tego nie żałuję, to w końcu jakieś tam kolejne doświadczenie. Szkoda tylko, że ludzie, gdy się na coś nastawiają i tego nie osiągniesz, całą winę zwalają na ciebie. Że moja piosenka, że mój tekst, że wszystko powinno wyglądać inaczej. Było mi przykro, że najbliżsi mi ludzie, przyjaciele, z którymi pracuję, dali mi do zrozumienia, że to wszystko przeze mnie. To strasznie niewdzięczne” – Kowalska dla „Tylko Rock” (1996).
– Tego lotu się nigdy nie zapomni. Stewardessy mówiły nam, że pilot po raz pierwszy coś takiego przeżył. Jak wylądowaliśmy na ziemi, to płakaliśmy, bo żegnaliśmy się z życiem na pokładzie… Pikowaliśmy w dół, osoby o słabszych nerwach wymiotowały, musiały być im podawane leki. Widać było, że pilot nie radzi sobie z tą sytuacją. Ostatecznie sobie poradził, ale wychodziliśmy z pokładu w milczeniu… Sama jestem maniaczką latania, ale po tym locie przez półtora roku nie byłam w stanie patrzeć na samoloty, bo to było potężne doświadczenie. Miałam dużą ostrożność – tak feralny lot wspominała chórzystka Anna Serafińska w wywiadzie dla eurowizja.org w 2019 roku.
Pytana o swój występ na Eurowizji w 2014 roku, przy okazji koncertu w warszawskiej Stodole, odpowiedziała jedynie: „Stres. Ogromny stres”. Na pytanie, czy kiedykolwiek jeszcze zaśpiewa utwór Chcę znać swój grzech na żywo (Eurowizja była jak do tej pory jedyną okazją, by go usłyszeć), odpowiedziała, że „chyba to byłoby możliwe jedynie przy okazji jakiejś płyty symfonicznej”. W wywiadach podkreślała jednak wysoki poziom organizacji wydarzenia i to, że nadawca norweski zapewnił na miejscu zarówno miejsca do przeprowadzania dodatkowych prób, jak i formy spędzania wolnego czasu, takie jak wycieczki. Skarżyła się jednocześnie, że osoby z jej najbliższego otoczenia skrytykowały szereg decyzji, które podjęła w związku z występem, co było przykre.
Ciekawe wypowiedzi
„Piosenka nie należała do najłatwiejszych. Myślę, że nie jestem odpowiednią artystką na tego rodzaju festiwale” – Kowalska na czacie z użytkownikami serwisu gazeta.pl w 2002 roku.
„Wszystko było w porządku. Mieliśmy dużo wolnego czasu, bo próby odbywały się co dwa dni. Były dwie fajne konferencje prasowe – muszę przyznać, że wszystko świetnie zorganizowane, tylko świadomość, że ogląda mnie cała Polska, była stresująca. Ale wszystko blednie przy powrocie. W czasie lotu do Polski mieliśmy piękną pogodę nad Bałtykiem. Jakieś 20 minut przed lądowaniem nagle wpadliśmy w burzę gradową. Samolot zaczął spadać, jakieś przedmioty leciały z półek, byłam bliska histerii, wydawało mi się, że to już koniec, ściskaliśmy swoje ręce, ja płakałam, krzyczałam… Okropny, przerażający kwadrans. W szoku, na lotnisku, nie poznawałam znajomych. Po takich wrażeniach wszystko stało się nieważne, odczuwałam tylko radość, że żyję. Takie rzeczy nie dzieją się bez przyczyny. KTOŚ chciał powiedzieć… To nie był jeszcze mój czas” – Kowalska dla „Bravo” (maj/czerwiec 1996 rok).
„»Dziewczyna«: Podobno przeżyłaś załamanie nerwowe w związku z występem eurowizyjnym. / Kowalska: Nie nazwałabym tego załamaniem. Przeciwnie, wyciągnęłam poważne wnioski. Nie czuję się najlepsza, ale i nie najgorsza. Życiowa klęska to na pewno nie była” – Kowalska dla„Dziewczyny” (1996).
„Owszem, laury są pomocne w karierze, jednak atmosfera artystycznych wyścigów nie odpowiada mi. Nie jestem klaczą wyścigową. Jeszcze tego lata powracam do czystego rocka. Koniec z piosenką na pograniczu popu i soft rocka, nie będzie też jazzu. Moim przeznaczeniem jest rock’n’roll z dynamiczną sekcją rytmiczną” – deklarowała w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” (numer 114, 1996).
„Ja myślę, że jako swoją porażkę, nawet nie, że tam zajęłam takie, a nie inne miejsce, tylko że podjęłam taką decyzję, że zgodziłam się na Eurowizję. Jakoś się nałożyło parę rzeczy na ten wyjazd, i strasznie to jakoś niedobrze wspominam – nawet nie sam konkurs, bo to nie o to chodzi, ale był taki ciężki moment w moim życiu. Pamiętam i tego żałuję. Nie powinnam była tam pojechać. Wydaje mi się, że nie nadaję się na tego rodzaju imprezy z zawodu. (…) Ja nie mogłam się na to napatrzeć, bo rok wcześniej byłam na festiwalu w Sopocie, gdzie był taki rozgardiasz i w ogóle od strony organizacyjnej, czy obsługi, czy techniki to jesteśmy daleko. (…) Ja uważam, że Edyta Górniak powinna była wygrać Eurowizję. Akurat wtedy oglądałam tę Eurowizję, rzeczywiście bardzo dobrze wypadła i nie rozumiem, dlaczego nie wygrała…” – Kowalska w wywiadzie dla Radia Zet w 1998 roku.
„Miałam tam jechać z zupełnie inną piosenką. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej, tego nie wiem. Tamta Eurowizja rozpoczęła pewną czystkę, bo niestety ludzi sprawdza się w sytuacjach podbramkowych. Uważam, że życie jest za krótkie, żeby otaczać się ludźmi, którzy są mocno spóźnieni z lekcjami, jakie daje nam los. Trzeba raczej trzymać z tymi, którzy już coś tam mają za sobą. No i w głowie” – Kowalska dla onet.pl w czerwcu 2018 roku.
Wypowiedzi osób z TVP
„To była bardzo poważna piosenka, która dostarczała dużo przeżyć. Ona się podoba ludziom. Była zauważona, Kasia była dobrze przyjmowana, piosence wróżono sukces. Być może nikły stopień festiwalowości tej piosenki spowodował taki wynik. Ale wtedy jeszcze te konkursowe piosenki były takie…piosenkowe. Teraz są produkcje showowe, tylko po to, by kawałek refrenu został. Kiedyś stawiano na spektakl, wtedy skupiano się na piosence. (…) Pamiętam, że sukienka Kasi przysparzała nam wielu problemów, bo trzeba było ją ciągle prasować, trzeba było ją wyżej postawić itd. (…) Nie pamiętam, żeby odczuwała żal. Na pewno jakieś wrażenie to na niej zrobiło, bo jednak człowiek jedzie w jakieś szranki konkursowe, by coś z tego było. Nie pamiętam jednak, by wynik wywołał w niej rozpacz” – Anna Serafińska, chórzystka Kasi Kowalskiej, wywiad dla eurowizja.org w 2019 roku.
– Tuż po zakończeniu emocjonalnego tornado z Justyną stanął przed nami problem wyboru kolejnej reprezentantki. Reprezentantki, bo mieliśmy wówczas wysyp utalentowanych wokalistek i praktycznie na nich skupiliśmy swoją uwagę. Pamiętam jak we trzech: Andrzej Horubała, Andrzej Witkowski i ja poprosiliśmy znaną z musicalu „Metro” Violę Brzezińską o zaimprowizowany koncert a’capella w małym mieszkaniu obok Pałacu Kultury. Chcieliśmy być konsekwentni w promowaniu debiutantek. O decyzji dalszego poszukiwania zdecydował, zdaje się, głos Andrzeja Witkowskiego, który od lat pracował w Jedynce, a obydwaj z Andrzejem Horubałą ceniliśmy go za muzyczne ucho i własne zdanie. Wróciliśmy więc w końcu do wytwórni płytowych i tam najrozsądniejsza wydawała się propozycja Andrzeja Puczyńskiego z Polygramu, który miał gotowy premierowy utwór i chciał poprzez Eurowizję wesprzeć karierę Kasi Kowalskiej. Nie wszyscy jednak wiedzą, że konkursowa piosenka Chcę znać swój grzech nie była początkowo brana pod uwagę. Tym razem jako telewizja chcieliśmy być odpowiedzialni tylko (i aż) za wskazanie wykonawcy oraz za zatwierdzenie utworu, a kwestiami formalnymi miałaby się zająć wytwórnia. Zaczęło się jednak od problemu. Tydzień po ogłoszeniu Kasi Kowalskiej jako naszej reprezentantki, odwiedził nas Andrzej Puczyński z informacją, że nie jest w stanie porozumieć się z muzykiem, którego kompozycja miała pojechać do Oslo. Ze względu na napięcia na linii kompozytor-wytwórnia oraz na zbliżający się termin zgłoszenia piosenki, zdecydowaliśmy się ostatecznie na Chcę znać swój grzech – Maciej Chmiel, szef rozrywki TVP1 w latach 1994-1996, w wywiadzie dla eurowizja.org w maju 2019 roku.
Inne związki z Eurowizją
Teledysk Kasi Kowalskiej do utworu „Aya” reprezentował OGAE Polska w trakcie plebiscytu OGAE Video Contest 2016.