25 lat Polski na Eurowizji

Serwis specjalny

Teksty, historyczne podsumowania, wywiady.

2010: Marcin Mroziński

Występ i teledysk

Wybór reprezentanta

6 listopada 2009 roku Telewizja Polska opublikowała na swojej stronie internetowej informację o rozpoczęciu naboru do koncertu Piosenka dla Europy 2010. Artyści, którzy chcieli reprezentować nasz kraj w Konkursie Piosenki Eurowizji, mieli niewiele czasu na zgłoszenia, bowiem lista uczestników miała zostać opublikowana już 25 listopada. Początkowo na tej liście znalazło się czterech artystów: Anna Cyzon i Aneta Figiel oraz zespoły Dziewczyny i PIN, który w późniejszym czasie zrezygnował ze startu, tłumacząc się skupieniem nad tworzeniem materiału na nową płytę. Fani jednak doszukali się informacji, że utwór „PIN lady” łamał regulamin i został wykonany przed 1 października 2009 roku. Dwa dni po opublikowaniu pierwszych nazwisk TVP poinformowała o przyznaniu pierwszej dzikiej karty dla zespołu VIR. O swoich planach i chęci reprezentowania Polski w Oslo głośno mówił Marcin Mroziński, który już rok wcześniej zgłosił się do TVP z utworem „Never Feel Like This”, jednak komisja preselekcyjna nie dopuściła jego utworu do koncertu preselekcyjnego (według innych wersji, zgłoszenie miało nie dotrzeć nigdy do siedziby TVP lub nie spełniać wymogów regulaminowych). W 2010 roku przygotował utwór „Legenda”, który spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem wśród fanów, którzy liczyli na dziką kartę dla Mrozińskiego. 11 grudnia TVP poinformowała, że kolejne dzikie karty otrzymały zespoły Sonic Lake i Nefer, a dziesięć dni później do stawki dołączyli jeszcze: Iwona Węgrowska, ZoSia i zespół Leszcze. Fani dość głośno i stanowczo wyrażali swoje niezadowolenie z powodu stawki konkursowej, ponieważ twierdzili, że utwór „Legenda” jest tym, czego potrzebuje Polska na Eurowizji. Uruchomiono petycję, pod którą zbierano podpisy, by Mroziński również otrzymał dziką kartę. Starania fanów przyniosły pożądany skutek i 27 stycznia TVP podała do informacji publicznej, że dziesiątym uczestnikiem selekcji będzie Marcin Mroziński.

„Mój udział w finale do końca nie był pewien. Dwa tygodnie przed nim okazało się, że Telewizja Polska przyznała mi dziką kartę i w ten sposób znalazłem się w preselekcjach eurowizyjnych. Jest to zasługa ludzi, którzy walczyli, żeby piosenka Legenda (…) znalazła się w finale. Nastąpiło ogromne pospolite ruszenie wśród fanów Konkursu Piosenki Eurowizji. Zebrali się w grupy i zaczęli wysyłać do TVP petycje, maile, zapychać skrzynki mailowe z prośbami o uwzględnienie tego utworu w preselekcjach. Moja skrzynka była tak zapełniona, że nie mogłem dokopać się do maili prywatnych i zawodowych” – mówił Marcin Mroziński na łamach „Angory” w 2010 roku. „[Udało się dostać dziką kartę] nie tylko OGAE, ale w ogóle różnych innych grup eurowizyjnych, które bardzo wspierały, wysyłały e-maile, bombardowały TVP, bym dostał tę dziką kartę. I co? Wywalczyli, udało się. Mogę powiedzieć, że zostałem zaproszony na spotkanie do TVP i powiedzieli mi: No, dobrze, damy Panu tę dziką kartę, natomiast niech Pan już uciszy tych ludzi, bo nie możemy się przebić przez naszą pocztę, bo dostajemy tyle maili, spamu, że »Mroziński ma być«” – wspominał w wywiadzie dla „Dobry wieczór, Europo!” w 2014 roku.

„Tak, miałem taki moment [że chciałem zrezygnować z walki o udział w eliminacjach]. Powiedziałem, że już chyba nie warto, bo skoro w zeszłym roku się nie udało, a mogło się udać, to w tym pewnie będzie podobnie. Rok temu sprawa dotyczyła zapisu nutowego, którego zapomniałem dołączyć do zgłoszenia. Jednak dzień po tym zadzwoniłem i zapewniłem organizatorów, że jak trzeba będzie, to ja wszystko doniosę, zapewniono mnie wtedy, że wszystko jest ok i sami się odezwą, jak będzie to potrzebne. Po czym, na dzień przed głosowaniem komisji, dowiedziałem się, że jurorzy w ogóle nie rozpatrują mojej propozycji. To przykre, bo wiem, że niektóre piosenki, które dostały się do ubiegłorocznego finału, też nie miały zapisu nutowego. Są równi i równiejsi” – wspominał w rozmowie z polską redakcją „Deutsche Welle” w 2010 roku.

W skład komisji konkursowej wchodzili: Wojciech Hoflik (przewodniczący jury), Maria Szabłowska, Paweł Sztompke, Krzysztof Szewczyk, Bolesław Pawica, Artur Orzech, Marek Lamprecht, Piotr Klatt, Mikołaj Dobrowolski i Tomasz Deszczyński. Koncert „Piosenka dla Europy” odbył się 14 lutego 2010 roku, reprezentanta Polski wybrali widzowie za pomocą systemu audiotele. Po raz pierwszy zdecydowano się uruchomić linie do głosowania wraz z pierwszym występem. „Legenda” zyskała największe poparcie wśród widzów, zdobyła ponad 33% głosów.

Wygrałem preselekcje, tak jak sobie założyłem w wieku ośmiu lat, oglądając po raz pierwszy Edytę Górniak na scenie, obiecałem sobie, że i ja tam kiedyś będę. Niesamowity zaszczyt reprezentować nasz kraj i niesamowite uczucie stać na tej scenie, wykonując własny utwór” – mówił w rozmowie dla „Ambasady Kultury” w 2018 roku.

Marcin Mroziński tuż przed występem na Eurowizji 2010 krytykował produkcję krajowych eliminacji. „Ale nie było szansy na to, żeby występ był perfekcyjny. Nie miałem wpływu na realizację. Nie miałem podglądu. Nie mogłem zobaczyć nagrania z próby. Nie wiedziałem, jak wygląda światło. Nie wiedziałem, w którym momencie jestem kręcony, przez którą kamerę. Był także problem z dźwiękiem. Dziewczyny z chórków nie słyszały się nawzajem i w końcu jedna starała się przekrzyczeć drugą. Ponadto w ogóle nie zostało pokazane „Mazowsze”, na czym mi bardzo zależało. Dziewczyny stały w cieniu, gdzieś w głębi, żadnego bliskiego planu. Na szczęście ten etap już jest za mną, teraz jest już etap międzynarodowy, gdzie wszyscy pracujemy na wspólny sukces. I tutaj to ja decyduję o realizacji, o światłach, o dźwięku. Sam reżyseruję swój występ, z którego mam nadzieję, że będą dumni Polacy” – podusmował w wywiadzie dla polskiej redakcji „Deutsche Welle” w 2010 roku.

Marcin Mroziński napisał „Legendę” we współpracy z Marcinem Nierubcem, który skomponował melodię. „Położyłem się kiedyś spać i nagle zrodził mi się w głowie pomysł, żeby to wszystko było w formie przypowieści. Z dzieciństwa najbardziej pamiętam legendy. I stwierdziłem, że przydałaby się jakaś kolejna polska legenda. No, i jest. Poza tym tytuł jest bardzo chwytliwy. Do tego doszło hasło reklamowe: Zróbmy tę Eurowizję LEGENDArną dla Polski (…). To są slogany, które zapadają w pamięć. Myślę, że Legenda jest bardzo fajną piosenką, a przy okazji ma chwytliwy tytuł. (…) W historii polskich występów na Eurowizji nie mamy niczego takiego bardzo polskiego. Oczywiście w latach 90. pojawiła się Anna Maria Jopek, której utwór miał elementy ludowe, czy Justyna Steczkowska, która wystąpiła z chórem à la góralskim, ale tak naprawdę nie pokazaliśmy na Eurowizji nic naszego, nic polskiego. Inne kraje zdążyły już wysłać na konkurs coś charakterystycznego tylko dla nich. Nasze ostatnie propozycje to były świetne utwory; silne, bardzo eurowizyjne, ale nie osiągnęły żadnego sukcesu, ponieważ były wtórne. Już znamy takie utwory, a nawet lepsze, niż te, które proponowała Polska. Piosenki Isis Gee czy Lidii Kopani były bardzo amerykańskie, ale cały czas brakowało nam czegoś, co nas wyróżni z tej masy, innych amerykańskich piosenek. I dlatego stworzyłem Legendę. Bardzo się cieszę, że widzowie ją wybrali, bo to nie jest łatwy utwór do słuchania, do odbioru. W nim się bardzo dużo dzieje, bardzo wiele rzeczy się zmienia. Pojawiają się w nim części, które z pozoru do siebie nie pasują, ale jak się wysłucha go w całości, to da się zauważyć klamrę, która to wszystko spina” – opowiedział Marcin Mroziński w wywiadzie dla polskiej redakcji „Deutsche Welle” w 2010 roku.

„Legenda” zawiera głównie angielski tekst przeplatany w kilku miejscach polskimi słowami. „Zrobiłem to specjalnie, dlatego że chciałem, żeby ten język polski z angielskim stworzył coś bardzo nowoczesnego, takiego połączenia jeszcze na Eurowizji z Polski nie było. Tym bardziej że polski folklor wyróżnia ten utwór, słychać go przez cały utwór” – tłumaczył Marcin Mroziński w programie „Studio Polonia”.

Przygotowania do Eurowizji

14 marca Marcin Mroziński wystąpił podczas koncertu eliminacyjnego BH Eurosong 2010 w Sarajewie, gdziewykonał bałkańską wersję utworu „Legenda”, będącą „ukłonem w stronę organizatorów” Również w marcu została opublikowana nowa wersja „Legendy”, wzbogacona o dodatkową warstwę muzyczną i instrumenty, w tym rozbudowane intro. 15 maja, tuż przed wylotem na Eurowizję, Marcin Mroziński zorganizował w warszawskim klubie „Confession” imprezę promocyjną „Warsaw Eurovision Party”, na której pojawili się m.in. byli reprezentanci Polski w konkursie – Iwan Komarenko i Lidia Kopania.

W okresie eurowizyjnym TVP emitowała cotygodniowe materiały autopromocyjne, w których m.in. przybliżano sylwetkę Marcina Mrozińskiego i relacjonowano jego przygotowania do Eurowizji (reportaże przygotowywał Jakub Kwieciński). Reprezentant Polski gościł także m.in. w programach „Kawa czy Herbata?” i „Studio Polonia”. Mroziński w ramach promocji w Oslo przygotował m.in. pocztówki i plakaty ze swoim wizerunkiem, a także krówki z napisem „Legenda” oraz pamiątki związane z Polską, w tym album o Fryderyku Chopinie czy Inowrocławiu, mieście rodzinnym artysty. „Wszystko będzie przypominać ludziom o Polsce” – opowiadał w „Kawie czy herbacie?”.

Na konkursie

25 maja odbył się pierwszy półfinał Konkursu Piosenki Eurowizji w Oslo, w którym Marcin Mroziński wystąpił z dziewiątym numerem startowym, zdobył łącznie 44 punkty i zajmując 13. miejsce. Na scenie towarzyszyły mu tancerki: Paulina Andrzejewska i Oliwia Kukułka oraz chórzystki: Weronika Bochat, Mirella Kostrzewa i Małgorzata Czaczkowska. Bochat była pierwszą w historii uczestniczką Konkursu Piosenki Eurowizji, która wcześniej wystąpiła w Konkursie Piosenki Eurowizji dla Dzieci (2004, zespół KWADro, piosenka „Łap życie”). Wśród wokalistek miała znaleźć się Anna Łapińska z Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze”, która nagrała z Mrozińskim pierwszą wersję Legendy, jednak ostatecznie nie pojechała z nim na konkurs, ponieważ zaszła w ciążę.

Za występ odpowiadał aktor Dariusz Lewandowski. „Punktem wyjścia było dla mnie to, że na scenie mamy jednego mężczyznę i pięć pięknych kobiet wokół niego, każda walczy o jego względy, ale on porywa tylko jedną pannę. (…) Tam będzie iskrzyło, bo jak jest pięć dziewcząt i jeden pan, to w pewnym momencie zaczyna iskrzyć. Dla jednej to się skończy tragicznie. To jest bardzo trudne, by znaleźć złoty środek pomiędzy teatrem i tańcem współczesnym, które ma zastosowanie bardzo poważne a rozrywką, której kwintesencją jest Eurowizja” – tłumaczył choreograf w materiale autopromocyjnym TVP.

„Znajomy powiedział, że może się tym zająć, byłem przeszczęśliwy. (…) Natomiast później było już za późno, żeby coś zmienić, żeby powiedzieć, że to nie gra i nie działa, bo wszystkie kamery już były poustawiane, wszystkie ujęcia i światła były już przygotowane na ten występ. (…) Jedyne, co mogliśmy, to mogliśmy powiedzieć, że robimy to, jak umiemy” – mówił Marcin Mroziński w audycji „Dobry wieczór, Europo!” w 2014 roku.

Motywem przewodnim występu Polski na Eurowizji 2010 było jabłko. „Jabłka symbolizują grzech Adama i Ewy. Jednak tym razem to nie Adam ugryzł jabłko, lecz Ewa, co spowodowało, że oboje zostali obciążeni grzechem i muszą walczyć o Adama. (…) Chcę być blisko niej, może za blisko. Moja miłość jest chyba za mocna. Dziewczyny, które walczą o mnie, zabijają ją (…). Ona umiera w moich ramionach. Ja chciałbym być na zawsze przy niej, ale ona nie żyje, więc potrzebuję wybrać inną” – tłumaczył Marcin Mroziński w wywiadzie dla Eurosong.be.

Projektantem strojów scenicznych polskiej delegacji był Rafał Orłowski, który przygotował dla chórzystek białe bluzki i spódnice z zielonymi pasami, nawiązujące do łowickich strojów narodowych. „Stroje na Eurowizję będą inspirowane naszymi kostiumami ludowymi, ale będą uwspółcześnione, dopasowane w talii oraz z różnymi nowoczesnymi elementami” – mówił w materiale autopromocyjnym TVP. Spódnice tancerek ważyły ok. 14-15 kg.

Reakcje

Marcin Mroziński po udziale w Eurowizji zarzucał w wywiadach brak jakiegokolwiek wsparcia ze strony TVP, szczególnie w kwestii reżyserii występu i finansowania przygotowań do konkursu. Twierdził, że w trakcie jednego ze spotkań po wygranych preselekcjach od Marii Makowskiej, ówczesnej szefowej delegacji, usłyszał jedynie o „szerokim pakiecie wycieczek fakultatywnych”, który oferowali organizatorzy.

„Puka się do drzwi w Telewizji Polskiej, mając nadzieję, że ktoś otworzy i powie: Tak, pomożemy. Tej pomocy nie ma. Powinien być ktoś, kto zajmuje się Eurowizją, ktoś, kto się na tym zna, ktoś, kto sprowadzi fajnych producentów” – mówił Marcin Mroziński, który sam zajął się promocją swojego utworu. „Ja przypłaciłem to kredytem na kilkadziesiąt tysięcy złotych, który spłacałem przez dwa lata. Bo pieniądze na promocje szły z mojej kieszeni” – podkreślał w rozmowie z Wideoportalem w 2012 roku. Wypowiedź odbiła się szerokim echem w sieci. „Byłem młody i głupi. Niepotrzebnie się uniosłem, chciałem za wszelką cenę wyrzucić z siebie negatywne emocje, powiedzieć wszystkim, że byłem sam i nikt mnie nie wspierał, tak jak to sobie wyobrażałem, że będzie. Ale tak jak mówię, było minęło. Bardzo się cieszę, że TVP zmieniło też nastawienie do tego konkursu. Widzę jak bardzo się teraz starają zapewnić polskim reprezentantom wszelką możliwą pomoc i wsparcie. Doceniam i cieszę się, że nadal mogę z nimi współpracować, chociażby w programie Jaka to melodia?” – powiedział w rozmowie z Kobieta.pl w 2016 roku.

Minęło trochę czasu, widziałem ten występ ze trzy razy i za każdym razem łapałem się za głowę i mówiłem: Matko, jak mogłem popełnić ten błąd, jak mogło się to zdarzyć?! Kilkukrotnie powtarzałem, jak wiele mnie to kosztowało trudu i przygotowań, jak wszystko było na mojej głowie, jak mało było czasu, by się przygotować, jak bardzo chwytałem się wszystkiego, czego tylko się działo, żeby cokolwiek mieć coś już z głowy. (…) Występ, co by nie mówić, może się podobać lub nie, ale był profesjonalny. To wszystko brzmiało w 89% tak, jak miało brzmieć i wyglądało, jak miało wyglądać. To też nie było tak, że coś nagle się wydarzyło, co nie miało być. Tak było przygotowane, natomiast to było złe… Było to zbyt teatralne, zbyt podniosłe, kompletnie było to niepotrzebne na Eurowizji. Takich rzeczy nie chce się oglądać na Eurowizji, teraz to wiem i drugi raz nie popełniłbym tego błędu” – wyjawił w audycji „Dobry wieczór, Europo!” w 2014 roku.

Ciekawe wypowiedzi

„Cały ten okres od momentu powstania utworu, aż do wyjazdu na konkurs był wyjątkowo stresujący. Mnóstwo na głowie, niezbyt dużo czasu, niewielu chętnych do pomocy i tak odbijałem się od drzwi do drzwi, a czas uciekał. Na szczęście znalazło się kilku życzliwych ludzi, którzy bardzo mi pomogli i jestem im za to bardzo wdzięczny. Sam konkurs natomiast był genialnym doświadczeniem. Poznałem wspaniałych ludzi, z którymi kontakt mam do teraz. Niektóre przyjaźnie międzynarodowe zaowocowały wspólnymi utworami, koncertami poza Polską. Atmosfera festiwalowa jest nie do opisania. To był wspaniały czas. (…) Po wejściu na eurowizyjną scenę usłyszałem bardzo cieple witającą nas widownię i wtedy wiedziałem, że cokolwiek się stanie, to jest mój moment, moja chwila. Zamknąłem oczy na sekundę i pomyślałem: Spokojnie, stary, co można było zrobić, to zrobiłeś, a teraz czas na to, by dać z siebie, co możesz. I nie jestem specjalnie zadowolony z tego występu, ale wiem, że dałem z siebie wszystko. Zresztą chyba nigdy nie byłem z siebie do końca zadowolony po jakimkolwiek występie. Zawsze pozostaje niedosyt, zawsze można było lepiej. Teraz też wiem, czego już nigdy bym nie zrobił, ale to już nie ma znaczenia” – powiedział Marcin Mroziński w wywiadzie dla „Naszego Miasta” w 2012 roku. „W zeszłym roku po raz pierwszy wycofaliśmy się z konkursu i byłem jedną z niewielu osób, które stwierdziły, że bardzo dobrze się stało. W TVP brakuje osoby, która mogłaby tym konkursem się zająć, zainteresować, zaangażować. Eurowizja, to nie tylko konkurs piosenki, ale to cały rok pracy nad kontaktami międzynarodowymi, wymianami artystycznymi z innymi krajami biorącymi udział w konkursie. Czy jest sens wysyłać naszych reprezentantów, kiedy zostawia się ich na tzw. pastwę losu? Długo zajmie reforma i przywrócenie rangi konkursowi w Polsce. Ale jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie poświęcić się odbudowie wizerunku tego wydarzenia praktycznie od podstaw, to warto byłoby wrócić, bo wciąż jest to największe wydarzenie muzyczne w Europie i nie tylko. Co roku przyciąga przed ekrany kilkadziesiąt, a nawet ponad 100 mln widzów” – dodał w tej samej rozmowie.

Eurowizja to jedno z najważniejszych wydarzeń mojego życia. Dzięki niej poznałem mnóstwo niesamowitych osób z całego świata, zarówno artystów, jak i sympatyków konkursu. Tak wiele osób wspierało mnie i dobrze mi życzyło… Poznałem również smak typowego internetowego hejtu, który mnie tylko wzmocnił. Przede wszystkim jednak Eurowizja to było mnóstwo ciężkiej pracy, ale i zabawy. (…) Podczas Eurowizji poznałem dużo ciekawych osób, z którymi mam kontakt do dziś. Alexander Rybak, Niamh Kavanagh i Harel Skaat to tylko niektórzy z artystów, z którymi utrzymuję kontakt. Eurowizja jest jak jedna wielka rodzina, jeśli raz się zostanie do niej przyjętym, to fani i społeczność nigdy nie zapominają. Często fani piszą do mnie, czy wrócę. To miłe, że wciąż otrzymuję wiadomości na Facebooku, Instagramie czy Twitterze. Czy wrócę? Pewnie kiedyś tak. Na dzień dzisiejszy wiem jedno – nie żałuję, że zgłosiłem swój utwór do konkursu, bo to jedna z najlepszych decyzji mojego życia. To pomogło mi też uwierzyć po raz kolejny, że marzenia naprawdę się spełniają” – mówił Marcin Mroziński w wywiadzie dla Eurowizja.org w 2016 roku.

Kocham Konkurs Piosenki Eurowizji, od zawsze oglądam Eurowizję, stąd ten wybór był naturalny. Poza tym czuję, że fajne są powroty. W innych krajach obserwujemy powroty artystów eurowizyjnych, widzimy ich duże zmiany i rozwój” – powiedział w wywiadzie dla Eurowizja.org przed udziałem w Krajowymi Eliminacjach w 2017 roku.

„Powiem szczerze, że nie słucham Legendy ze swoimi nowymi utworami. Legenda została stworzona tylko i wyłącznie na Eurowizję. Teraz tworzę zupełnie coś innego. Wyjechałem do Londynu, gdzie kończę swoją płytę” – mówił w wywiadzie dla Eurowizja.org po koncercie Save Hope w 2018 roku.

Inne związki z Eurowizją

Rok po swoim występie Marcin na specjalne zaproszenie organizatorów i OGAE Niemcy pojawił się w Dusseldorfie, by wspierać kolejną naszą reprezentantkę i przy okazji przywożąc dla niej oficjalny sceniczny strój. W 2012 roku ujawnił w wywiadzie dla „Naszego Miasta”, że dwukrotnie dostawał propozycję udziału w preselekcjach innego kraju, jednak nie przyjął oferty, ponieważ „to, co go najbardziej pociąga w tym konkursie, to reprezentowanie własnego kraju, jakieś poczucie odpowiedzialności i chęci przyniesienia chluby nie sobie, a właśnie krajowi i rodakom”.

W 2017 roku, już pod pseudonimem Martin Fitch, wziął udział w koncercie Krajowe Eliminacje, wykonując piosenkę „Fight for Us”. W stawce 10. utworów zajął miejsce siódme, uzyskując 6 punktów od jury i 2 punkty od widzów (obowiązywała skala 1-10). Przed finałem selekcji został oskarżony o plagiat piosenki Shawna Mendesa „Treat You Better”, jednak nie miały one charakteru oficjalnego.

Więcej na ten temat