25 lat Polski na Eurowizji

Serwis specjalny

Teksty, historyczne podsumowania, wywiady.

2011: Magdalena Tul

Występ i teledysk

Wybór reprezentanta

Na początku listopada 2010 roku rozpoczął się proces przyjmowania utworów do siedziby Telewizji Polskiej. Zgłaszać mogli się doświadczeni wykonawcy oraz debiutanci, wszyscy chętni mogli wysłać wyłącznie jedną piosenkę. Termin nadsyłania zgłoszeń minął 21 grudnia 2010 roku, zebrano ponad 200 propozycji. Do finału dopuszczono 10 wykonawców. Pięciu z nich wybrało jury (Maria Szabłowska, Krzysztof Szewczyk, Paweł Sztompke, Marek Sierocki, Artur Orzech, Piotr Klatt, Mikołaj Dobrowolski i Tomasz Deszczyński), a pięciu to zdobywcy tzw. „dzikiej karty”. Finalistami zostali: Anna Gogola, Magdalena Tul, Roan, SheMoans, Ada Fijał, Ika, ZoSia, The Trash, Alizma oraz Formuła RC. W finale głosowali jedynie telewidzowie, którzy 44,47% głosów oddali na Magdalenę Tul. O przewadze wokalistki nad pozostałymi było wiadomo już podczas pierwszego spojrzenia na wstępne wyniki głosowania (jeszcze w trakcie występów), kiedy znacznie prowadziła nad resztą.

Jeszcze nie wierzę w to, że wygrałam! Reprezentowanie Polski na Konkursie Piosenki Eurowizja to dla mnie zaszczyt. Myślałam o tym od wielu lat, ale dopiero teraz udało mi się zrealizować plany. Wiem, że Edyta Górniak wysoko ustawiła poprzeczkę, ale postaram się nie zawieść w Dusseldorfie” – mówiła Magdalena Tul po wygraniu krajowych eliminacji do Eurowizji 2011. „Dla mnie to duży zaszczyt reprezentować Polskę. Myślę, że warto wspierać polskich reprezentantów. Chciałabym, żeby Polacy mieli poczucie, że jadę tam też dla nich, że to nie tylko moja zabawa” – dodała w wywiadzie dla Gazeta.pl.

„Eurowizję po raz pierwszy oglądałam, gdy startowała Edyta Górniak. Oglądałam konkurs co roku, chętnie śledziłam losy naszego reprezentanta. (…). Z tyłu głowy miałam ten konkurs od zawsze. Kiedy pierwszy raz ogłoszono otwarte preselekcje w 2005 roku, zgłosiłam się – z piosenką Full of Life zajęłam dziewiąte miejsce. To był dla mnie sukces, jak na osobę, która wcześniej nic nie nagrywała. Zgłaszanie się do preselekcji stało się moją tradycją i rok po roku zgłaszałam swoje piosenki. Często zdarzało się tak, że zgłaszałam piosenki do Eurowizji z myślą o tym konkursie. Pojawiały się momenty zwątpienia, bo nie udało mi się powtórzyć sukcesu, aż do 2011 roku. W jednym roku umówiłam się nawet na spotkanie z Jackiem Cyganem, by stworzył tekst do piosenki, którą chciałam zgłosić. Piosenka Jestem nie powstała z myślą o Eurowizji, napisałam ją z myślą o radiu i o tym, by zgłosić ją do festiwalu w Opolu. Długo szukałam producenta, udało mi się dopiero jesienią, gdy nawiązałam współpracę z Marcinem Kindlą. Zbiegło się to z terminem eliminacji do Eurowizji 2011. Puszczałam ten utwór kilku osobom i każdy mówił, bym go zgłosiła. Tak zrobiłam. (…) Tak jak po wygraniu w polskich preselekcjach wszyscy chcieli uścisnąć mi dłoń i współpracować, tak po powrocie z Düsseldorfu nie było nikogo. Długo nie było nikogo, a ludzie wstydzili się chyba powiedzieć słowo Eurowizja. Ale ten czas już minął. „Piasek” powiedział, że zbierał się po Eurowizji dwa lata. Ja zbierałam się znacznie dłużej. (…) Najcudowniejszym prezentem i pamiątką po Eurowizji był dyplom, który dostałam od OGAE Polska. To najcenniejsza rzecz, jaką mam. To jedyny dyplom, który dostałam za cokolwiek na Eurowizji” – powiedziała Magdalena Tul w trakcie instagramowej relacji w 2019 roku.

Przygotowania do Eurowizji

„(…) Nawiązałam współpracę z Brianem Allanem, który zawrócił mi w głowie. Chciałam nawiązać z nim współpracę z innym tematem, ale on bardzo zaangażował się w moją piosenkę eurowizyjną i chciał nanieść zmiany. Stąd chyba te decyzje, bo wszystko działo się w jednym momencie. (…) To był gorący czas. Wersja First Class Ticket to Heaven nie weszła, bo nie dogadaliśmy się w pewnych kwestiach z Brianem. Odezwało się też trochę moje ego, bo pracowałam na to tyle czasu, a potem ktoś przychodzi w ostatnim tygodniu i wywraca wszystko do góry nogami. Do tego doszły opinie fanów, które też rozumiem i szanuję. Wydawało mi się, że ta nowa wersja trochę straciła charakter, była już o czymś innym. Ale zmieniłam tę wersję i First Class Ticket to Heaven pojechało już z Marią Makowską na konferencję i spotkania z organizatorami. Po nieprzespanej nocy tuż nad ranem zadzwoniłam do Tomka z wielką prośbą, by wycofali tamtą wersję i przywrócili moją. Wiedziałam, że się trochę kompromituję i jest to głupie i nieodpowiedzialne… Ten czas, który był mi potrzebny od eliminacji do występu na Eurowizji, zabrałam sobie, a zamiast skupić się na występie i przygotowaniach, to zajmowałam się strasznymi głupotami. (…) Dostając szansę udziału w Eurowizji od telewizji, chciałam zrobić to jak najlepiej. Uznałam, że bardzo dużo wezmę na swoje barki, więc nawet nie prosiłam TVP o pomoc. Radziłam się, pokazywałam projekty ubrań, które były piękne. Projekt finalny wyglądał jednak inaczej niż na papierze. Przez dwa miesiące było pasmo klęsk po drodze, na przygotowania wydałam bardzo dużo pieniędzy, zupełnie niepotrzebnie, choć oczywiście TVP też mnie wsparła finansowo” – mówiła Magdalena Tul podczas instagramowej relacji w 2019 roku.

Przed udziałem w konkursie Magdalena Tul wystąpiła na imprezie promocyjnej w Amsterdamie.

Na konkursie

Przed konkursem Magdalena Tul zdecydowała się na zmianę pomysłu na występ. O ile w krajowych eliminacjach na scenie towarzyszyli jej tancerze: Maksymilian Hać i Bartosz Graboś (a także chórzystki – Patrycja Bachora, Magda Kuć i Magda Supeł, które stały po prawej stronie sceny), na Eurowizji reprezentantka pojechała z nowym składem. Choreografię z Magdaleną Tul wykonały tancerki (Joanna Gogolińska i Iga Turek) oraz chórzystki (Kalina Kasprzak i Anna Sochacka). Ponadto na scenie wokalnie wsparł ją także Artur Bomert, który nie został włączony w układ taneczny. Za choreografię obu występów odpowiadał Michał Szuba, wówczas współpracujący przy oprawie tanecznej w programie „Jaka to melodia?”.

„Po finale eliminacji w mojej głowie narodził się pomysł na zmianę całego show. Narodził się pomysł, by wykorzystać maksymalnie wszystkich na scenie, bo ta piosenka była piosenką taneczną. Pomyślałam sobie, że fajnie byłoby zaangażować dziewczyny, które fajnie śpiewają i fajnie tańczą. Wydawało mi się, że w mojej piosence główną rolę powinny odgrywać kobiety. Nie wiem, czy te decyzje były mądre, czy nie… Zaprosiłam dwie koleżanki, Kalinę i Annę, które dały czadu, jeśli chodzi o tańczenie. Strasznie było mi przykro, że musiałam zrezygnować z chłopaków. Miałam spory dylemat, ale trzeba było z czegoś zrezygnować” – tłumaczyła Magdalena Tul w relacji na Instagramie w 2019 roku.

„Generalnie jesteśmy zadowoleni z pierwszego występu, ale na pewno wprowadzimy pewne niewielkie zmiany. Wszystko ocenimy na spokojnie w hotelu, gdzie podejmiemy ostateczne decyzje” – Maria Makowska po pierwszej próbie generalnej Polski.

Projektantem eurowizyjnej kreacji dla Magdaleny Tul był Kuba Bonecki. Jak pisała TVP na stronie, „inspiracją stroju był kostium Kylie Minogue, w którym gwiazda z Australii występowała na swojej amerykańskiej trasie koncertowej”.

Pierwsza sukienka Magdaleny Tul była dla niej niewygodna i ciężka (ważyła ok. 6 kg), w dodatku była kończona tuż przed wylotem, dlatego nie naniesiono poprawek. W dodatku zebrała głównie negatywne oceny ze strony internautów.

„Zadzwoniłam do Kuby i powiedziałam, by zrobił coś na szybko, by zainspirował się strojami dziewczyn. Potem się okazało, że ktoś w telewizji stwierdził, że lepiej wyglądałam w tamtej sukience, a to, że wyszłam w tej drugiej, było z mojej strony trochę samowolką” – tłumaczyła Magdalena Tul w trakcie instagramowej relacji w 2019 roku.

Nowy strój Magdalenie Tul przywiózł z Polski Marcin Mroziński, reprezentant TVP na Eurowizji 2010.

Przed półfinałem Polska była typowana przez dziennikarzy jako jeden z krajów, które powinny awansować do finału (okolice 8. miejsca), a wg OGAE powinna zająć 11. miejsce w finale. Bukmacherzy nie typowali nas jednak do finału.

W Düsseldorfie o Magdzie i o Polsce mówi się bardzo dobrze. Praktycznie trudno znaleźć kogokolwiek, kto nie chciałby zobaczyć nas w tym roku w finale. (…) Po drugiej próbie Polska została oceniona bardzo dobrze, choć niestety wiele osób twierdziło, że ten występ, mimo iż jest świetny i Magda jest genialna, to niestety trochę zanika w pamięci po skocznej Norwegii czy dość chwytliwej Armenii” – Marcin Mroziński przed półfinałem dla „Dziennika Eurowizyjnego”.

Magdalena Tul podczas prób do występu na Eurowizji 2011 (fot. eurovision.tv)

Reakcje po konkursie

„Cały czas miałam niepokój, że powinnam sobie poprawić pewne rzeczy w podkładzie muzycznym. Nie miałam jednak jak zrobić sobie takich poprawek, zostałam z tym sama. (…) Na występie doszła publiczność, a ta eurowizyjna jest jedyna w swoim rodzaju, bo dopingowała, krzyczała, a nie tylko klaskała. Poczułam fantastyczną energię, ale ona spowodowała, że usłyszałam w odsłuchu skandowanie publiczności, natomiast niewiele słyszałam z muzyki. Miałam wątpliwości, czy to się uda. Niestety, nie pomyliłam się. Wchodząc w pierwsze wersy piosenki, kompletnie nie wiedziałam, w jakiej jestem tonacji. Nauczona po polskich eliminacjach, postanowiłam wejść w tonację, która wydaje mi się słuszna i wytrwać w niej do końca, mając olbrzymią nadzieję, że jak wejdzie refren, to wejdą dziewczyny i mi pomogą. Śpiewałam jak zaczarowana, by nie zgubić swojej wewnętrznej melodii. Oglądając mój występ, możecie zwrócić uwagę na mój sztuczny uśmiech wymalowany na twarzy, bo za nim kryła się straszna rozpacz. To była główna przyczyna, która spowodowała, że nie czułam się komfortowo na scenie. (…) Schodząc ze sceny, byłam załamana. Nie znając werdyktu, czułam się, jakbym dała ciała na maksa. Musiałam się też zmierzyć ze spojrzeniem w twarz naszej ekipie, to było dla mnie bardzo trudne. (…) Dostałam nawet zapytanie, czy chcę powtórzyć występ. Byłam jednak tak przekonana o swojej winie i o tym, że to ja nie dałam rady, że nawet nie przyszło mi do głowy, by coś powtarzać. Czułam, że to jest ewidentnie zawracanie komuś głowy. Byłam struta całą atmosferą. Zaraz po moim półfinale była impreza, na którą wszyscy mnie wyciągali, ale nie poszłam, podobnie jak część naszej ekipy. Atmosfera nie była fajna. Chciałam zarezerwować sobie bilet, by wcześniej wrócić” – Magdalena Tul w trakcie instagramowej relacji w 2019 roku.

„Spodziewałam się po tym wyjeździe tego, że przeżyję przygodę życia. Natłok pracy i drobnych kłopotów spowodował, że atmosfera nie sprzyjała zabawie, unikałam imprez, nie miałam ochoty wychodzić i się bawić. Był to czas wytężonej pracy, nawet na miejscu. Bardzo mi szkoda, że muzyka nie ma takiego wsparcia jak np. reprezentanci Polski w sporcie. To konkurs telewizji, ale dlaczego ministerstwo kultury ma tego nie wspierać?” – Magdalena Tul w wywiadzie w programie „Znani, nam nieznani”.

Polka nie udźwignęła ciężaru wykonawcy otwierającego konkurs i to największy zarzut do jej występu. Wyraźnie stremowana, rozwinęła skrzydła dopiero w drugiej części utworu, choć zaprezentowała się wizualnie odważniej niż na polskich preselekcjach. Nie wykorzystała jednak szansy, bo Jestem jak najbardziej spełnia eurowizyjne standardy. To przecież bardzo skoczny, energetyczny popowy kawałek, świetnie zaśpiewany, z łatwo wpadającą w ucho melodią. Sami zresztą go sobie wybraliśmy. (…) Tul na pewno nie pomogło to, że była pierwsza, ale mając dziką kartę w kieszeni, sama sobie to miejsce wybrała. W chwili głosowania mało kto więc ją już pamiętał. Z drugiej strony, połowę finalistów stanowić będą wykonawcy, którzy zaprezentowali się na pozycjach od 6. do 10., a przecież każdy wie, że początek koncertu, filmu czy książki zawsze bardziej zostaje w głowie niż środek. (…) Raz jeszcze wracamy więc z Eurowizji na tarczy (…). Pocieszeniem może być to, że Magdalena Tul kładzie poziomem swojej piosenki większość przegranych na łopatki, a i przy finałowej dziesiątce nie ma się czego wstydzić. Gorzej, że trudno z tego pocieszenia wyciągnąć jakiekolwiek optymistyczne wnioski na przyszłość” – Paweł Piotrowicz dla Onet.pl.

Magdalena Tul przed występem na próbie generalnej pierwszego półfinału 56. Konkursu Piosenki Eurowizji, 9 maja 2011, fot. Archiwum prywatne artystki

Ciekawe wypowiedzi

„Eurowizja była moim marzeniem od dziecka. Nie wiedziałam, jak tam dojdę, ale wiedziałam, że kiedyś się to się stanie. Występ tam był moim największym spełnieniem” – Magdalena Tul w wywiadzie „Na Tapecie” w 2018 roku.

„Było mi przykro, że akurat w tym miejscu i w tym czasie, kiedy miało pójść na 100%, po prostu nie poszło. Nie zadawałam sobie jednak więcej pytań, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co się stało. Nie ma jednak co tego rozpamiętywać. To nie były dla mnie Himalaje, tylko jedna z przygód, z której dużo wyciągnęłam” – Magdalena Tul w wywiadzie dla xmaniatv.

„Eurowizja była dosyć dużym wydarzeniem, pierwszy sprawdzian, czy na tak głębokiej wodzie poradzę sobie z tą całą odpowiedzialnością, jeśli chodzi o występ. [Występ nie skończył się sukcesem, ale] to były jednak sukcesy ważne dla mnie. Wcześniej nie czułam tremy przed wyjściem na koncert, bo tę tremę zastąpiła inna trema, czy udźwignę wszystkie przygotowania. Wszystko było wtedy na mojej głowie, zostałam z tym sama. Pierwszego dnia po eliminacjach zdałam sobie sprawę, że dzieje się coś przerażającego: od rana dzwoniły telefony, nie byłam w stanie się ubrać, bo musiałam odbierać maile. Jakoś udało się wszystko doprowadzić do końca. Rezultat w takich sytuacjach dałby mi dużo więcej, gdyby był lepszy” – Magdalena Tul w wywiadzie dla Polskiego Radia w 2014 roku.

„Często próbujemy wymyślać coś na siłę, pod publiczkę, wzorując się na innych. Z reguły są to utwory albo bardzo patetyczne, albo lekko przaśne. Jest to konkurs piosenki i o piosenkę głównie tu chodzi, bo na forum europejskim czy też światowym nie ma większego znaczenia, kto i jak bardzo znany jest w danym kraju. W naszej świadomości konkurs Eurowizji jawi się jako kiczowaty show. Wiele lat również ja tak to odbierałam, ale kiedy miałam okazję uważniej przyjrzeć się Eurowizji w 2011, zobaczyłam, jak bardzo się ona zmieniła, jak wiele pięknych i wartościowych utworów pojawia się co roku w konkursie. Przyda się duży dystans, przygotowanie na ogrom pracy i wydatków. Warto zatem potraktować Eurowizję jako przygodę życia, ale i pewne wyzwanie, ale przede wszystkim należy potraktować ją poważnie, bo to jeden z największych konkursów o takim zasięgu, a przecież wszyscy artyści marzą, aby pokazać się poza granicami własnego kraju. Nie zapominajmy, że często bardziej wartościowe nie są nagrody, ale pozostawienie po sobie dobrego wrażenia” – mówiła Magdalena Tul.

Inne związki z Eurowizją

Magdalena Tul w 2012 roku zgłosiła się (dzięki zaproszeniu) z piosenką „Give It Up” do szwajcarskich eliminacji eurowizyjnych, ale nie zakwalifikowała się do stawki finałowej. W 2019 roku zgłosiła się z kilkoma piosenkami do polskich eliminacji do Eurowizji, ale bez powodzenia.

W latach 2014 i 2017 zasiadała w polskiej komisji jurorskiej oceniającej uczestników Konkursu Piosenki Eurowizji; w obu przypadkach najwyżej oceniła Holandię (The Common Linnets i OGN3E).

W 2019 roku wystąpiła gościnnie w koncercie „London Eurovision Party”, wykonała wówczas piosenkę „To nie ja” Edyty Górniak oraz autorskie kompozycje, w tym „Jestem”.

Więcej na ten temat