Ostatnio przeglądając różnorakie fora eurowizyjne kilkukrotnie rzuciły mi się komentarze typu „czekam na utwory wybrane wewnętrznie, zazwyczaj są lepsze”. Przez bardzo krótką chwilę przytaknęłam temu stwierdzeniu, po chwili zastanowienia poddałam go głębszej analizie. Czy aby na pewno utwory pochodzące z wewnętrznych wskazań cenię sobie bardziej, niż te zwyciężające w otwartych preselekcjach? Bardzo szybko uświadomiłam sobie, że sprawa nie jest aż tak prosta.
Piosenki wybrane wewnętrznie często prezentują bardzo wysoki poziom. Nadawcy dokonując wskazania utworu i wykonawcy starają się, aby ostateczny rezultat był w każdym względzie maksymalnie perfekcyjny. Najczęściej więc dostajemy świetnie wyprodukowane utwory, skrojone tak, że wpadną w ucho niemalże każdemu. Problemem jest to, że usadowione są one mocno w globalnym brzmieniu radiowym.
Osobiście kiedyś bardziej doceniałam radiowość goszczącą na Eurowizji. Była ona dobrą przeciwwagą dla bardziej eurowizyjnego ówcześnie europopu czy szlagieru. Dziś rozgościła się mocno, prezentując niestety nie tyle świeżość, co nachalne kopie starszych czy młodszych przebojów z całego świata. Bo sama w sobie radiowość nie jest zła – wiąże się przecież często z bardzo dobrą jakością produkcji oraz hitowością. Niedawno pisałam również o niebezpieczeństwie spotifajowości. Moje animozje wiążą się z tym, że oba nurty stoją najczęściej w opozycji do muzycznej oryginalności i odwagi. Stąd, jako przeciwwagę, gloryfikuję muzykę, która stara się brzmieniem wychodzić poza utarte schematy związane z przeciętnym gustem widzów konkursu.
Męczą mnie też wybory skrojone bezpośrednio pod Eurowizję. Cały czas w głowach różnych komisji przekonanie, że utwór na konkurs musi być lekki, „do potupania” i „do ponucenia”. Choć to przekonanie najczęściej pokutuje jeszcze w czasie kompletowania stawek selekcyjnych w całej Europie (i Australii), co nie zawsze przekłada się na ich ostateczny wynik.
Mam olbrzymi szacunek do utworów czerpiących garściami spoza bezpiecznych stref muzyki, choć nie zawsze one mi się podobają. Jacques Houdek w 2017 (w. wewnętrzny), mimo szalenie śmiałej propozycji nie zaskarbił sobie mojej sympatii. Elina Nachayeva (selekcje) rok temu również „cieszyła się” moją antypatią, choć wynikała ona raczej z faktu, że jej utwór La Forza nie wnosił moim zdaniem do świata muzyki nic świeżego, co więcej, bardzo mocno zalatywał operową naftalinką. Co innego tegoroczna Australia! Ale o tym niżej.
Nie podążanie za utartymi schematami może się opłacić. Najlepszym przykładem niech będą piosenki które wygrywały Eurowizję w latach 2016-17. Żadna z nich nie była ani typową piosenką „eurowizyjną” ani „radiową”. Jest to jednak wciąż dosyć ryzykowna strategia. Jedyny do tej pory eksperyment z wysłaniem na konkurs muzyków z zespołem Downa skończył się dla Finlandii ostatnim miejscem w półfinale (grupa Pertti Kurikan Nimipäivät w 2015 roku, wybrani poprzez selekcje). Podobny rezultat osiągnęła na minionej Eurowizji Gruzja, wystawiając folkowo-jazzowy zespół Iriao (w. wewnętrzny) – Europa niestety nie zachwyciła się unikalnym ludowym śpiewem polifonicznym.
Tyle o samej istocie muzycznej odwagi. Postawiłam wcześniej tezę według której odwaga jest mniej charakterystyczna dla wyborów wewnętrznych. Selekcje mają to do siebie, że pole do wyboru jest bardzo szerokie. Często w tego typu programach pojawiają się bardzo kontrowersyjne jednostki, ale też wielu nadawców pozwala na udział w eliminacjach przedstawicielom wielu ciekawych gatunków muzycznych. I czasem piosenka, wydawałoby się zupełnie „nieeurowizyjna”, w trakcie wykonania na żywo zyskuje tak wiele, że sięga po triumf. Tak miało miejsce z portugalskim Amar Pelos Dois w 2017 roku, które potem zachwyciło całą Europę.
Dosyć charakterystycznym przykładem tego, jak bardzo może różnić się wybór wewnętrzny od selekcyjnego jest Australia. Dopiero 5. reprezentant tego kraju został wskazany publicznie. Wcześniej nadawca SBS zawsze stawiał na raczej nie wyróżniające się, chociaż niekiedy efektowna brzmienie popowe. W selekcjach Australia Decides nie tylko wygrała piosenka łamiąca konwencje – tak ciekawego połączenia nowoczesnej muzyki i opery jak w Zero Gravity na Eurowizji nie mieliśmy jeszcze nigdy, ale drugie miejsce należało do szalonej aborygeńskiej muzyki elektronicznej (zespół Electric Fields z piosenką 2000 an Whatever). Oba utwory nijak nie przystają do tego, co Australia prezentowała nam do tej pory i oba mocno polaryzują miłośników Eurowizji.
Wśród innych krajów, które wyborami wewnętrznymi spokojnie zaskarbiają sobie bezpieczną sympatię fanów i przyzwoite wyniki są m.in. Holandia, Austria, Rosja, Azerbejdżan, Armenia, Cypr czy przez pewien okres czasu Francja. Miłe dla ucha, bardzo radiowe piosenki wybrane wewnętrznie wystawia od kilku lat Macedonia, jednak nie idą za tym dobre wyniki. Na podobnie zachowawczym wyborze w 2017 roku przejechała się Serbia.
Oczywiście nie zawsze tak jest – przeciwnymi przykładami mogą być Polska, Czarnogóra czy Belgia, których wybory wewnętrzne są zdecydowanie bardziej odważne i charakterystyczne od tych selekcyjnych. I tutaj też różnie na tym się wychodzi. Belgia od 2015 jest jednym z najlepiej radzących sobie na Eurowizji krajów, Czarnogóra zaś do finału przepchnęła ledwie dwie typowo bałkańskie ballady. Wydaje się jednak, że wybrany poprzez selekcje Montevizja zespół D Moll raczej nie ma zbyt dużych szans na poprawienie statystyk tego małego kraju.
Jednym z najbardziej odważnych wskazań wewnętrznych było wybranie w 2014 roku na reprezentantkę przez austriacką telewizję ORF drag queen Conchity Wurst. Artystka, która dwa lata wcześniej przegrała w selekcjach Österreich rockt den Song Contest, przyniosła swojemu krajowi długo oczekiwany triumf.
Z kolei – co przemawia za selekcjami? Do krajów, które co roku dostarczają nam bardzo zróżnicowanych propozycji należą chociażby Ukraina, Łotwa, Estonia, Węgry, Finlandia, Portugalia czy Włochy. W ostatnich latach utwory każdego z tych krajów pojawiły się eurowizyjnej czołówce. Mieliśmy w tej grupie zarówno brzmienia rockowe, metalowe, punkowe, operowe, mocno alternatywne, folkowe, czy festiwalowe (tu dzięki Sanremo królują Włochy, choć rzadko kiedy zwycięskie piosenki z tego muzycznego święta są do siebie wzajemnie podobne). Można też lubić bądź nie eurowizyjne propozycje Mołdawii czy Rumunii, kraje ten jednak swoimi kompozycjami też nie wpisują się w najbardziej bezpieczne standardy, chociażby przekraczając pewne normy „kiczowatości”.
Kraje zaś, które swoimi selekcjami raczej zaprzeczają ideom różnorodności muzycznej, są w tym momencie te znad basenu Morza Bałtyckiego. Bardzo ujednolicone stawki są bolączką Danii, Szwecji, Niemiec czy Norwegii, ostatnio zaś to „schorzenie” zaczęło infekować świetne niegdyś Łotwę czy Estonię. Litwa, choć ma być może najbardziej różnorodną stawkę selekcyjną w całej Europie, nie pozwala w ostatnim czasie rozwinąć skrzydeł niczemu co niesztampowe i oryginalne. Wiązać to się może ze sromotną porażką alternatywnego zespołu Fusedmarc na Eurowizji 2017. Od tamtej pory odwaga wyraźnie opuściła Litwinów głosujących w Atrance.
Są też kraje, które nijakie są bez względu na sposób wyboru. Główni przedstawiciele tego nurtu to Wielka Brytania oraz Irlandia. Zaprzeczeniem jest Gruzja – kraj ten pozwala sobie na ciągłe zmiany sposobu wskazania reprezentanta, ale niemalże co roku ich wybór wydaje się być co najmniej szalony.
W tym roku pozostało nam już bardzo mało selekcyjnych finałów, nie znamy zaś jeszcze żadnej piosenki wybranej wewnętrznie. Wiele z tej drugiej grupy zapowiada się naprawdę dobrze. Z pewnością zakleją one mocno szczyty fanowskim topek. Jeśli chodzi o selekcje, mogą nas czekać jeszcze dwa bardzo skrajne i niekonwencjonalne wybory. Jeśli Islandia postawi na utwór Hatrið mun sigra zespołu Hatari, a Portugalia na Telemóveis Conana Osirisa – niejeden widz w maju przetrze oczy ze zdziwienia na widok tego, co wydarzy się na telawiwskiej scenie.
Na koniec garść statystyk, które kluczowe mogą być dla podsumowaniu tego felietonu. W ostatnich pięciu latach 33 % piosenek (60) zostało wybranych wewnętrznie, 5 % (10) półwewnętrznie*, a aż 62 % (123) poprzez selekcje. Czy tak samo wygląda stosunek na najwyższych lokatach? W samym top 10 tak – wybór wewnętrzny to 36 % (18) miejsc w top 10, wybór półwewnętrzny 4 % (2), a selekcje dały 60 % (30) miejsc w czołówce. Zupełnie inaczej wygląda kwestia top 3. Tam piosenki wybrane wewnętrznie stanowią aż 53% (8)! Samotna piosenka wybrana półwewnętrznie to 7 %, a piosenki selekcyjne w liczbie 5 to raptem 40 %.
Gdy jednak spojrzymy na zwycięzców, sytuacja zupełnie się odwraca. W ostatnich 15 latach tylko dwóch zostało wskazanych całkowicie wewnętrznie – Ruslana w 2004 roku oraz Conchita Wurst w 2014 (13 %). Systemy mieszane doprowadziły w tym okresie do trzech triumfów (lata 2005, 2011, 2018 – 20 %), a dziesięciu pozostałych zwycięzców to już wybory czysto selekcyjne (67 %).
Liczby potwierdzają wcześniejszą tezę. Wybór wewnętrzny to najbezpieczniejsza możliwa opcja. Jest najlepszą drogą do dobrego rezultatu. Jednak jeśli chce się zawalczyć o najwyższe wyróżnienie – trzeba zaryzykować i postawić na głos ludu.
*Wskazanie wykonawcy lub piosenki przez nadawcę, pozostała składowa zostaje wybrana publicznie. W tym przedziale znajdują się także przypadki wykonawców wybranych poprzez tradycyjne selekcje, którzy po finałach zmieniali wybrane publicznie piosenki.