5 najpiękniejszych, mocnych ballad z Konkursu Piosenki Eurowizji

źródło: konica.al

Pora na trzeci odcinek „5 piosenek, które…”. W tym tygodniu użytkownicy naszej grupy facebookowej Warsaw Calling mieli za zadanie wskazać przykłady eurowizyjnych ballad, charakteryzujących się wyraźnym momentem kulminacyjnym, częstymi zmianami tempa utworu czy nieskazitelnym, silnym głosem wokalisty lub wokalistki – tzw. „power ballads” (ang.).

Pod poniedziałkowym postem rozpoczynającym zbieranie propozycji do zestawienia ukazało się aż prawie 200 utworów z całej historii Konkursu. Następnie wybraliśmy do czwartkowej ankiety 15 utworów z największą liczbą reakcji, by poddać je ostatecznemu głosowaniu.

Oto piątka najlepszych, eurowizyjnych „power ballads” wg czytelników:

Marija Šerifović – Molitva (Serbia 2007)

Od czasu ostatniej wygranej Irlandii w 1996 roku, za sprawą celtycko brzmiącej ballady The Voice, w Konkursie Piosenki Eurowizji nastał długi okres dominacji zwycięstw piosenek szybkich, tanecznych, ubarwionych w bogate choreograficznie występy, wykonywanych po angielsku i czasami ewidentnie nieprezentujących wysokiej warstwy artystycznej (patrz: lata 2000-2002, ale pamiętaj że to tylko i wyłącznie tekst-opinia). Wielka odmiana nastąpiła po 10 latach. Rozpadająca się w 2006 roku federacja Serbii i Czarnogóry nie wysłała reprezentanta do Aten, zachowała jednak w tej edycji prawo głosu. Podająca wtedy serbsko-czarnogórskie punkty, przyszła prowadząca Eurowizji, Jovana Janković (de facto, już Joksimović) zapowiedziała, że za rok wyślą na konkurs najlepszą piosenkę. Obietnica się spełniła. Marija, o skromnej prezencji, ale niebywale silnym i unikatowym głosie, zaprezentowała przy pomocy żeńskiego chóru poruszającą balladę, naszpikowaną bałkańskimi dźwiękami i zawierającą unikatowy, emocjonalny i momentami bolesny przekaz o nieprzemijającej miłości, w którym nie brakowało odniesienia religijnego. Elegancka i dystyngowana prezentacja zawierała również delikatny ukłon w stronę społeczności LGBT. Taki zestaw przyprawił o ciary całą Europę, więc nic dziwnego, że Serbia zasłużenie mogła cieszyć się eurowizyjnym zwycięstwem, po raz pierwszy startując jako samodzielne państwo. Do dziś jest to jedna z dwóch triumfujących nieanglojęzycznych piosenek po 1998 roku!

Jonida Maliqi – Ktheju tokës (Albania 2019)

Przeniesiemy się na dłuższą chwilę do niedawnych, majowych wspomnień z Tel Awiwu. Już na samym początku eurowizyjnego okresu przygotowań tu i ówdzie mówiło się, kto tu jest największą divą. Jonida za sprawą swojej otwartości, poczucia humoru i uroczego angielskiego akcentu szybko zaskarbiła sobie sympatię wielu fanów. Jednak nadal istniało wiele obaw, czy pełna patosu i surowości ballada, poruszająca osobistą tematykę narodu albańskiego, odnajdzie się w obsadzonym faworytami drugim półfinale śmierci. Do samego dnia koncertu delegacja Albanii czekała, by wyciągnąć asa z rękawa. Zdecydowano się na ciekawe wizualizacje i grę ogniem, które tylko dodały kunsztu bezbłędnym wokalom nie tylko chórków, ale i samej Maliqi, ubranej w dużą czarną suknię, zawierającą same najważniejsze detale kultury folklorystycznej jej kraju. Warto nadmienić, że podczas sobotniego finału Jonida miała poważne problemy z chorym gardłem, ale w żaden sposób nie wpłynęło to na wykonanie Ktheju tokës. W poniższym nagraniu pod sam koniec można zauważyć, że wokalistka nie będąc w stanie wyciągać najwyższych dźwięków, bez zastanowienia poszła w improwizację. To się nazywa artystka przez duże A!

Tamara Todewska – Proud (Macedonia Północna 2019)

To ona jednak zaskoczyła wszystkich najbardziej w Tel Awiwie. Uczyniła z wykonania prostej ballady prawdziwą sztukę sceniczną i ucztę wokalną. Prostym przekazem podkreśliła siłę kobiecości na całym świecie. Osiągnęła dla swojego kraju taki wynik, którego żadne eurowizyjne przewidywania nie przypisałyby Macedonii nigdy wcześniej. Nie należy się spierać, że propozycja ta zdobyła uznanie głównie w uszach i oczach komisji jurorskich. Niemniej jednak za sprawą pierwszego miejsca w tej składowej finałowego głosowania, z pewnością nie sama jedna Tamara poczuła się dumna.

Aminata – Love Injected (Łotwa 2015)

Na Eurowizję w Wiedniu delegacja łotewska jechała z wielką nadzieją, by przełamać tragiczną passę półfinałowych porażek i ostatnich miejsc. Strategią okazało się dopuszczenie do formatu preselekcyjnego propozycji skrajnie alternatywnych, wysoce artystycznych, odbiegających od utartego kanonu eurowizyjnego. Nasz konkurs ku ogólnemu zadowoleniu zaczął bardzo muzycznie się rozwijać, a od paru ostatnich lat wyraźnie docenia się w nim odważną wizję artystyczną. Na skutek tych okoliczności, Łotwa odniosła ogromny sukces, wysyłając Aminatę i zajmując szóste miejsce. Piosenkarka zaczarowała europejską i australijską publiczność nie samym znakomitym wokalem, ale również genialną aurą mistyczności, subtelności i tajemniczości podczas występu w Wiener Stadthalle. Nie tyle, że została dosyć dobrze oceniona przez widzów, to jeszcze może poszczycić się drugą pozycją w rankingu jurorskim (tuż za zwycięską Szwecją)!

Michał Szpak – Color Of Your Life (Polska 2016)

A może jednak jednym z najlepszych egzemplarzy power ballady jest taka, której zawarte w refrenie ooooooo-ooooooo chodzi za słuchaczem cały dzień, a potem dniami czy latami? Taki sprytny trik jest domeną refrenu eurowizyjnego utworu Michała Szpaka, który posiada na koncie najwyższy wynik spośród polskich reprezentantów w ostatnich latach. Piosenka ta zapewniła sobie długofalową popularność w kręgach fanów, nie tylko za sprawą głosu wokalisty, ale także warstwy instrumentalnej. Stanowi idealny przykład na to, jak różne mogą być gusta komisji jurorskich od widzów śledzących konkurs.

Exit mobile version