Odcinek 11 – To już jest koniec, nie ma już nic…
Od zakończenia sezonu selekcyjnego minął już tydzień! Emocje zdążyły opaść, za nami już pierwszy całkowicie normalny weekend. Można było spokojnie napić się piwa ze znajomymi w sobotni wieczór, bez zmartwień w stylu ‘OMG nie obejrzę kolejnego odcinka MF!’. Taaaak, całkiem zwyczajne życie zwyczajnego człowieka… Ale trzeba jeszcze postawić kropkę nad i! Podsumujmy ostatni tydzień selekcyjnych emocji! Nawet lepiej… podsumujmy wszystko co wydarzyło się od samiutkiego listopada!
Skupmy się na początek na samym poprzednim weekendzie… W piątek swojego reprezentanta wybrał kraj gospodarzy. Austriackie show Wer singt für Österreich? zakończyło się wygraną grupy The Makemakes. Piosenka ‘I Am Yours’ była jedną z, hmmm, wszystkich piosenek w finale która była naprawdę dobra! Tak więc muzycznie Austria wymiatała. Scenę też poprawili, także ogółem ocenić można pozytywnie. Ciekawe jest, jak organizacyjnie podołają z samą Eurowijzą. Szkoda mi zespołu Johann Sebastian Bass. W przypadku ich wygranej zyskalibyśmy bardzo oryginalnego uczestnika ESC. Na zwycięzców jednak nie narzekam. Nigdy nie mówię nie dobrej muzyce.
W sobotę mogliśmy zobaczyć ostatnie przed tegoroczną Eurowizją finały. Zakończyliśmy na mroźnej skandynawskiej północy. Zarówno finał Melodifestivalen jak i Norsk Melodi Grand Prix to nie byle jakie wydarzenia w ciągu całego sezonu selekcyjnego…
Szwedzkie Melodifestivalen w finale niestety nie miało aż tak dużej pompy, jakiej by się można spodziewać po poprzednich wieczorach półfinałowych. Co tu dużo mówić, Andra była pięć razy lepsza! Pomimo tego, że zobaczyć mogliśmy Conchi oraz Ylvisa, żadne z nich (nawet Ylvis kurcze jego mać) nie zrobiło porządnego show. Zabrakło medleyu przebojów Sanny, a Undo zostało wykonane przez jakiś randomowy zespół i to jeszcze w taki sposób, tak, że ledwo można było poznać Undo. Gdyby nie to, że oczekiwałam typowej Kempowej ballady, to wykonanie podobałoby mi się i to nawet bardzo. Ale ja chciałam szlagierowej krwi!
Wynik nikogo nie zaskoczył, wygrał wielki faworyt Måns Zelmerlöw, miażdżąc zarówno w głosowaniu jury jak i telewidzów. Ci ostatni nie mogli niestety wesprzeć swoich ulubieńców za pomocą specjalnej aplikacji, ponieważ ta uległa ona przeciążeniu na występie Diny Nah. Co ciekawe, w głosowaniu smsowym nie poradziła sobie najlepiej, efektem czego skończyła na ostatnim miejscu w ostatecznym rankingu… Drugie miejsce przypadło Nawoływaczowi Reniferów, za nim wylądowała rewelacyjna Mariette, król pierwotnego szlagieru Hasse skończył czwarty, a Sadejdej piąty. Na ostatnim miejscu u telewidzów wylądowała gimbusiarska grupa JTR, a na przedostatnim biedna Jessica Anderson, nieudolnie próbująca powtórzyć swój sukces sprzed 12 lat.
Do następnego MF przed nami 11 miesięcy. Na te legendarne już selekcje jednak warto czekać. A także warto zobaczyć na żywo, uwierzcie mi, to może wyglądać jeszcze lepiej!
https://www.youtube.com/watch?v=CBCdb6vNuiM
Norsk Melodi Grand Prix to ostatnie selekcje jakie przyjdzie nam w tym felietonie omawiać. Norwegia zaszczyciła nas, jak to tradycyjnie się w Skandynawii robi, porządnie zrobionym show. Opening, czyli wojskowe szkolenie przyszłych potencjalnych reprezentantów zakończone zbiorowym śpiewaniem ‘Dschinghis Khana’, zadowolić mogło nawet najbardziej wybrednego widza. Przerywniki z najciekawszymi fragmentami z 60 lat ESC również należały do interesujących. Zobaczyć w nich mogliśmy między innymi naszą Jusię. W ramach Intervalu zaś usłyszeć mogliśmy po raz kolejny nieziemskiego Carla Espena i jego ‘Silent Storm’, które w towarzyszeniu orkiestry brzmiało jeszcze bardziej magicznie. Tak, orkiestry! Albowiem Norwegia powróciła w tym roku do muzycznych źródeł! Co prawda część uczestników i tak korzystała z gotowych podkładów, jednak, oczywiście, marnie wypadali na tle tych, którzy zdecydowali się na towarzyszenie żywej orkiestry. Jedyny niuans to taki, że wszystkie chórki… puszczane były z nagrania! Rozumiecie jaki to paradoks, kiedy muzyka leci na żywo, a chórki z playbacku? Jest jeszcze jedna ciekawostka – na NMGP nie ma ograniczeń dotyczących ilości osób na scenie! Efekt? Tor i Bettan (tak, TA Bettan) wprowadzili sobie na scenę cały dziecięcy chór!
Reprezentantami Norwegii zostali Mørland & Debrah Scarlett. To już ósmy duet w tegorocznej stawce! The Common Linnets zrobili jak widać niezłą robotę… Piosenka ‘Monster Like Me’ jest naprawdę dobrym utworem, wróżę czołówkę. Laureatem drugiego miejsca został Erland Bratland, czyli Mister Solary i Sztucznego Uśmiechu, trzecie miejsce przypadło Stekowi i Pizzy, a ostatnie miejsce w superfinale zajęli Tor i Żelazna Bettan…
https://www.youtube.com/watch?v=FaODZOSptEk
Gościem specjalnym dzisiejszego odcinka będzie Nowy w Norwegii który podzielił się z nami swoją własną relacją z Norsk Melodi Grand Prix (z hali!) jak i przypomnieniał po krótce historię Norwegii:
Pod koniec okresu selekcyjnego mieliśmy również prawdziwy wysyp publikacji eurowizyjnych piosenek wybieranych wewnętrznie. Pozwolicie że nie będę omawiać każdej jednej z osobna, jednak wspomnę że otrzymaliśmy piosenki rewelacyjne (Azerbejdżan, Australia,), beznadziejne (San Marino), szybsze (Izrael), folkowe (Czarnogóra) czy nawet polityczne (Armenia, Rosja). Wygląda na to że utwory które pojawiły się na sam koniec najbardziej mogą zawojować w stawce! Czy okaże się że te wybrane drogą wewnętrzną zajdą wyżej od tych wybranych w selekcjach? Czy taki obrót spraw nie zniechęciłby w przyszłości nadawców publicznych do organizacji finałów narodowych?
A teraz czas na podsumowanie całego okresu selekcyjnego 2014/15 w dość oryginalnej formie…
Christery 2015!
Na cześć naszego ulubieńca, Christer Björkman, postanowiono w tym roku przyznać specjalne nagrody w 25 kategoriach, zarówno dobrych jak i złych. Kto został nagrodzony? O tym zadecydowało jury, w skład którego weszła jedna osoba, Wasza redaktorka, HoSanna.
(popis miszcza painta)
Najlepsza organizacja
- Melodifestivalen – to już tradycja! Czy ktokolwiek mógłby zaprzeczyć że Szwecja po prostu co roku serwuje nam najlepszą jakość organizacji? Wszystko dopięte na najmniejszy guziczek, show jak zwykle oparte jest na przezabawnym scenariuszu który do łez potrafi doprowadzić nawet tych, którzy języka szwedzkiego nie kumają. Christer byłby załamany, gdyby w tej kategorii nie zdobył nagrody swojego imienia.
- Die Entscheidungsshow – szwajcarski finał oglądało się z niesłabnącą przyjemnością. Bez zbędnych fajerwerków, a jednak z klasą. Prosty, wytrawny deser dla telewizyjnych smakoszy.
- Unser Song für Österreich – co by nie mówić o poziomie muzycznym czy szokującym zakończeniu, Niemcom na pewno należy się nagroda za ciekawy format, uskuteczniany już drugi rok z rzędu. Clubkonzert dla debiutantów, trzy rundy finałowe, wykonawcy mający szanse wykonać aż dwa utwory… Dzięki niemieckiej perfekcji wychodzi im to nadzwyczaj sprawnie.
Najbardziej nieogarnięte selekcje
- Erovnuli Shesarcevi konkursi – 20 minutowe selekcje gruzińskie, w połowie dnia, w środku tygodnia, utwory prezentowane z nagrań i wyniki podawane przez Skajpaja. Wystarczające powody żeby nagrodzić pierwszym miejscem?
- Eurovision Song Project – cypryjskie selekcje zdecydowanie należały do największych porażek minionych miesięcy. Nieudana próba ‘kopiowania’ Szwecji, z mnóstwem castingów i nieogarniętym systemem półfinałowym. Kto musiał śledzić na bieżąco, do najszczęśliwszych nie należał. Jedyne na co przychodzi nam w tym roku liczyć, to to, że Cyprowi odejdą chęci na eksperymentowanie.
- Malta Eurovision Song Contest – selekcje zrecyklingowane po Eurowizji dla Dzieci. Czegoś takiego jeszcze nie było i chyba prędko ponownie nie będzie.
Tu również nagrodę powinna dostać Litwa, jednak uwzględniając to, że względem roku poprzedniego w miarę się ogarnęli, do top 3 się nie załapią.
Najlepszy poziom muzyczny
- Wer singt für Österreich? – Austryjacy zafundowali nam finał, który niejednego muzycznego smakosza mógłby zadowolić. Wygrali rewelacyjni The Makemakes, tak się jednak składa, że wygrać i tak mógł ktokolwiek.
- A Dal – podobnie jak wyżej, po prostu było czego słuchać, a średnia jakość, jak na 30 utworów, wypadała całkiem nieźle.
- Die Entscheidungsshow – kolejny powód dla którego przyjemnie oglądało się szwajcarski finał…
Najgorszy poziom muzyczny
- Festival da Canção – powtórzę to po raz kolejny. W Portugalii pojawiła się aż jedna dobra piosenka, oczywiście o finale dla niej można było zapomnieć. A takto same ballady w stylu lat 80-tych. Brrrr…
- Selecția Națională – w rumuńskim królestwie kiczu zabrakło kiczu. Marna jego ochłapy które się tam pojawiły nie są nawet warte wzmianki. Powiewało nudą. Nie dziwi więc w efekcie marna zwycięska piosenka.
- Eurosong/Late late show – Irlandia ma przedawnione wyobrażenie o Eurowizji, stąd w ich selekcjach piosenki nie mogące zawojować nowożytnej ESC. Z takim podejściem szybko nie wróżę ósmego zwycięstwa.
Najlepsi prowadzący
- Sanna, Robin i Filipa – szwedzkie trio, ze wsparciem samego Christera, poradziło sobie z prowadzeniem MF jak mało kto przed nimi. Można ich spokojnie postawić w jednym rzędzie z samą Petrą Mede. Kto by pomyślał że Sanna jest tak dobrą aktorką?
- Assi i Rotem – duet prowadzący izraelskie ‘Rising Star’ cechowała rzadko spotykana naturalność i dystans do siebie. Sprawiali, że nie przeszkadzała ogromna ilość odcinków show, a wręcz chciało się krzyczeć ‘więcej’.
- Vasil Zafircev – prowadzący macedońskie Skopje Fest zaprezentował nam między innymi uroczy układ choreograficzny do ‘Słowian’. W pocieszny sposób przypomniał nam największe hity minionych eurowizji. I sam też był pocieszny.
Najgorsi prowadzący
- Simona i Arūnas – głownie tej pierwszej Litwa zawdzięcza tą zaszczytną nagrodę. Prowadząca była wybitnie sztuczna. Poznaliśmy dzięki niej setki sposób na to, jak się wymuszenie uśmiechać. Arūnas zaś zazwyczaj wyglądał jak nic nie ogarniający dziadziuś.
- Turjan Hyska – jeden z trzech prowadzących albańskiego Festivali i Këngës. Znany z tego, że myśli że jest śmieszny. Do tego kompletnie nie posiada umiejętności ściągania marynarek.
- Craig Ferguson – prowadzący irlandzkiego The Late Late Show. Eurowizja została mu wciśnięta jakoś tak na doczepkę. Nie dziwić się więc trzeba, że traktuje ją jak kolejny, mało ważny śmieszny temat. Ignorancja delikwenta mocno razi przeciętnego eurowizjomaniaka.
Najwięksi przystojniacy
- Måns Zelmerlöw – zwycięzca MF, nie trzeba go nikomu przedstawiać. Tego jak wygląda też nie trzeba nikomu opisywać…
- Vaidas Baumila – zwycięzca litewskich selekcji. Baaaardzo zazdrościmy Monice Linkyte, z którą to ten pan całuje się na scenie.
- Magnus Carlsson – finalista MF. Za argument niech posłuży komentarz jednego ponoć-nie-geja znajomego redaktorki: ‘Ty, a ten Magnus to jednak przystojny jest!’.
Najpiękniejsze panie
- Macedonki – o urodzie przedstawicielek tego narodu już tu się kiedyś rozwodziłam. W pełni zasłużona nagroda grupowa.
- ISA – kolejna finalistka MF (ładni ludzie w tej Szwecji się chowają), niezła laska do której zarywał podobno nawet sam Eric Saade.
- Bianca Atzei – Włoszka, uczestniczka San Remo. Zarzekam, że fizyczne podobieństwo do Waszej Redaktorki nie miało żadnego wpływu na nagrodzenie tej pani.
Najwięksi Miszczowie
- Filippa Bark – już druga nagroda dla tego fenomenu. Aktorska kreacja Sissely Benn. Rozbawiała widzów MF nieogarniętymi wywiadami z uczestnikami, niedopasowanymi kreacjami czy nawet śpiewaniem – jej ‘Don’t compete in music’ należy do kategorii ‘must see’ dla każdego eurowizjomaniaka.
- Łotewski Bóbr – król drugiego planu w pierwszych odcinkach, w finale zasłużył nawet na swój własny Interval Act. Sympatyczny z niego pluszak.
- Cypryjska Lynda Woodroof – nie jestem do końca pewna czy był to facet w przebraniu czy po prostu bardzo stara kobieta. Strój a la Słowianka, złote warkocze i żarty przy mapie – tak bardzo nie wiadomo o co chodzi…
Najbardziej pozytywnie rąbnięci uczestnicy selekcji
- Johann Sebastian Bass – uczestnicy austryjackich selekcji, ich wygląd jak i muzyka inspirowana jest klasycznymi mistrzami takimi jak Bach czy Mozart. Po domieszaniu do tego psychodeli, wyszło im połączenie iście oryginalne.
- Laing – niemiecki kwartet w piosence ‘Zeig deine Muskeln’ dość zgrabnie wyśmiał siłowniany styl życia. Nuta ‘biceps, triceps…’ strasznie się wkręca do mózgu…
- Ekklesia Sisters – maltańskie serca zakonne. Były tak słodkie, że skradły serca połowie Europy.
Najlepsze Intervale/Openingi
- Melodifestivalen – kolejna nagroda dla Szwecji (Christer byłby dumny). W sporej mierze spora to zasługa Sanny i Robina. Swoją cegiełkę dołożyła również Loreen. Niektóre z tych występów Wasza redaktorka ogląda częściej niż słucha większości piosenek z MF…
- Melodi Grand Prix – Dschinghis Khan w wykonaniu uczestników selekcji oraz ‘Silent Storm’ w towarzyszeniu orkiestry to jednak były perełki
- UMK – Interwale i Openingi w większości były proste a jednocześnie zabawne. Oczywiście odrębną klasą był występ ubiegłorocznych triumfatorów UMK. Softengine w akustycznej wersji brzmią naprawdę cudownie.
Największe pozytywne zaskoczenia
- Białoruś nieskorumpowana – wszystko na to wskazuje, że tym razem u naszych wschodnich sąsiadów obyło się bez przekrętów! Wygrała rewelacyjna piosenka, a mający ochotę za zwycięstwo Rybak musiał się obyć smakiem.
- Łotwa wybrała dobrą piosenkę – co jak co w przypadku tego bałtyckiego kraju nie jest to takie oczywiste. Zazwyczaj wygrywał kicz i coś co raczej powinno się traktować z perspektywy komediowej. Tym razem jednak zatriumfowało ambitne brzmienie. Brawo Łotwa!
- Trzecie miejsce Opery Skaali – niby to nie zwycięstwo, ale i tak cieszy. Operowa psychodela poradziła sobie całkiem nieźle w głosowaniu telewidzów i jurorów, Finlandia potrafi docenić oryginalność. ‘Heart of Light’ zawojowało również serca eurowizjomaniaków – zapewne będzie hitem wielu tematycznych imprez…
Najbardziej spektakularne porażki
- Milki – porażka białoruskiego zespołu Rybaka obiła się wśród fanów szerokim łukiem między innymi dlatego, że pewny swojego Alex oskarżał wszystkich na prawo i lewo o brak zwycięstwa. Walnął takiego focha, że nawet Albanii nie odwiedził, choć obiecał. Podobno miał nawet układy z jurorami, jednak zagrali mu na nosie!
- Regina Osk – była reprezentantka Islandii jeszcze przed selekcjami była faworytką wielu fanów do zwycięstwa Söngvakeppnin 2015. Islandczycy jednak nie uważali, żeby Regina godna była jakiegoś lepszego wyniku. Ostatecznie nie pozwolili jej nawet awansować do finału. Co gorsza, w półfinale uplasowała się na ostatniej pozycji! Biedna Regina, chyba jej w kraju muszą naprawdę nie lubić…
- Farenheidt – mieli wygrać, mieli być Niemiecką nadzieją eurowizyjną – nie dotarli nawet do drugiej rundy głosowania. Dosyć to szokujące, ponieważ utwór ‘Frozen Silence’ przez długi czas spamował fejsbukowe tablice wielu eurowizjomaniaków. Jak widać, telewidzowie lubią zagrać na nosach fanów, porażka Farenheidt jest tego najlepszym przykładem…
Najlepsze akcje
- Kłótnia Evy Divy i Christera Bjorkmana – balowa sukienka pasuje do dyskotekowej sukienki czy nie? I czy temat pokoju jest dobrym tematem pod bit umcy umcy umcy? Nasz och ach Bjorkman twierdzi że nie (trudno się z nim nie zgodzić), wokalistka Eva Diva twierdzi jednak że tak! Ich spięcie było bardzo ciekawe, kto nie widział niech żałuje! Eva po fakcie odniosła się do sytuacji, pisząc między innymi że ona ‘wydała na tą sukienkę i kurs tańca pieniądze, więc nikt nie ma prawa jej oceniać!’. No skoro tak, to nie pogadamy… Tym samym Chister zostaje osobiście laureatem nagrody własnego imienia!
- Pocałunki izraelskich jurorów – w show ‘The Rising Star’ ogółem prowadzący i jury czuli się i zachowywali dość swobodnie… Kiedy jednak doszło do pocałunków pomiędzy przedstawicielami tej samej płci, zrobiło się naprawdę ciekawie! Oczywiście, najwięcej chętnych było do całowania nieziemsko przystojnego Mookiego, ciekawe czemu…
- Sanna nokautująca tancerza – akcja, którą zobaczyć mogli ci, którzy namiętnie śledzili zakulisowe wydarzenia Melodifestivalen. Sanna, która w jednym ze swoich performanców na niby miała nokautować tancerzy, na próbach ‘upatrzyła’ sobie jednego z nich, aby dać mu niezły wycisk. Biedak raz dostał cios w twarz, a innym razem oberwał z buta w tył głowy (nie stałoby się to, gdyby się Sanna nie wywróciła o jego długie kłaki). Tancerz ponoć wybaczył później za zamachy na swą osobę, myślę jednak że po fakcie wolał unikać spotkań z naszą ulubienicą… Zwłaszcza że do kruszynek ona nie należy…
Największe wpadki
- Finał niemieckich selekcji – zwycięzca selekcji dobrowolnie zrzekający się tytułu reprezentanta – tego jeszcze nie było, i chyba szybko nie będzie! Nie przyjemnie się zrobiło, gdy publika nie tylko wybuczała jego decyzję, ale również występ laureatki drugiego miejsca, która w efekcie przejęła tytuł reprezentanta. Unser Song für Österreich zakończyło się w bardzo nieprzyjemnej atmosferze… a szkoda, bo organizacyjne fajnie to wszystko im wychodziło!
- Cypryjskie ‘fuck’ – gość specjalny mówiący po grecku zamiast angielsku? Trzeba skwitować ‘what the fuck are you doing?’. Nie żeby to była publiczna telewizja, jak widać przeklinać tam wolno…
- Rozpięta sukienka Moniki Linkyte – w trakcie finału litewskich selekcji, członkini zwycięskiego duetu pokazała ciut za wiele niż by chciała… Może i nikt by tego nie zauważył, gdyby nasza bohaterka akcji nie zrobiła z tego dramy. Ostentacyjne schowała się za swoim partnerem, aby móc zapiąć sukienkę. Wyszło to trochę śmiesznie a trochę żenująco… Chociaż poniektórzy zapewne nie narzekali na zobaczenie kobiecego biustu.
Najlepsi zwycięzcy selekcji
Zaznaczam, że w tej konkurencji nie nagradzam najlepszych piosenek, a prawidłowość wyboru na tle stawki oraz potencjalny dobry wynik w czasie ESC
- Måns Zelmerlöw – Szwedzi po raz kolejny idą po zwycięstwo! Piosenka może do wybitnych nie należy, w samym MF można znaleźć było lepsze kawałki, jednak mimo wszystko zadziałać tu może efekt Rybaka – ciekawy performance okraszony niewątpliwą urodą wykonawcy mogą wynieść Szwecję na szczyty. Czy wiecie, że taki obrót rzeczy sprawi, że Szwecja awansuje na mocną drugą pozycję w rankingu najlepszych państw eurowizyjnych? I już tylko jedna wygrana dzielić ją będzie do wyrównania legendarnej Irlandii…
- Elina Born & Stig Rästa – Estonia w tym roku miała wybitnie słabe selekcje, z jedną ukrytą w nich perełką. Na całe szczęście dla nich, ‘Goodbye to Yesterday’ wygrało, a w Wiedniu powalczy o wysoką pozycję.
- Mørland & Debrah Scarlett – można na nich narzekać, że są kolejną (po Estonii) próbą powtórzenia zeszłorocznego sukcesu holenderskiego duetu The Common Linnets. Jednak nie sposób nie zauważyć że ta piosenka jest po prostu dobra, a na pewno prezentowała się najlepiej w całej stawce, która jak na Norwegię nie zachwycała (przynajmniej w moim odczuciu). Kolejny faworyt do dobrej lokaty eurowizyjnej…
Najgorsi zwycięzcy selekcji
- Pertti Kurikan Nimipäivät – fiński zespół złożony z muzyków z upośledzeniem umysłowym. Dla jednych fenomen, dla wielu innych muzyczna rzeźnia. Punk do tej pory nie gościł jeszcze na Konkursie Piosenki Eurowizji, dobrego wejścia niestety nie ma. O ile członkowie grupy słusznie walczą o normalne traktowanie osób chorych, nie powinniśmy jednak zapominać że Eurowizja to przede wszystkim konkurs muzyczny. Pod tym względem jednak piosenka fińska nie spełnia pewnych standardów.
- Il Volo – w tym miejscu zapewne wyleje się na mnie wiadro hejtu. Nie mogę jednak przejść obojętnie obok faktu, że Włochy, mając w San Remo takich wykonawców jak Nek czy Annalisa (wraz z rewelacyjnymi piosenkami oczywiście) na ESC wysyła trio, które w swym patosie jest aż kiczowate. Mają oni oczywiście szanse na sukces. Piosenka ‘Grande Amore’ dzieli eurowizjomaniaków na tych którzy ją kochają jak i nienawidzą. Nie trudno zgadnąć, do której grupy należy Wasza Redaktorka…
- Eduard Romanyuta – Mołdawia miała w tym roku całkiem nienajgorszy poziom swoich selekcji. Tym bardziej wybór takiej słabizny jak ‘I want your love’ boli. Jedna z nielicznych szybszych piosenek w stawce, jednak nie broni ona honoru bardziej dyskotekowych rytmów. Raczej sprawia, że człowiek myśli ‘jak to dobrze, że w tym roku tyle ballad…’.
Nagroda specjalna dla Rumunii i Grecji. Miałkie ballady z najbardziej ‘dyskotekowych’ krajów? Impossible!
Najlepsze wybory pozaselekcyjne
- Nadav Guedj ‘Golden Boy’ – fakt, że Nadav jest poniekąd zwycięzcą selekcji. Jednak piosenka, którą zaśpiewa w Wiedniu wybrana została wewnętrznie. I jest to absolutny strzał w dziesiątkę! Kawałek na 99,99% królował będzie w Euroclubie. Zdobywa serca wielu fanów i sprawia, że honor szybszych numerów na ESC został uratowany. Brawo Izrael!
- Elnur Hüseynov ‘Hour of the Wolf’ – Azerbejdżan w tym roku postanowił nie organizować selekcji, a szkoda, ponieważ zawsze one wprowadzały ciekawy element nieogarnięcia. Jednak wybór wewnętrzny w pełni zadowala. Rewelacyjna piosenka, w wykonaniu przystojnego Elnura, sprawi zapewne, że Kraj Ognia po raz kolejny znajdzie się w czołówce.
- Loïc Nottet ‘Rhytm Inside’ – jedna z odważniejszych piosenek w tegorocznej stawce. Przepadnie czy nie, pochwalić trzeba Belgię w tym roku za niestandardowe podejście do Konkursu.
Najgorsze wybory pozaselekcyjne
- Michele Perniola & Anita Simoncini ‘Chain of Light’ – San Marino po raz pierwszy od trzech lat bez Valentiny Monetty ale niestety ciągle z Sieglem. Kompozytor najlepsze lata ma już za sobą, jednak ciągle nieudolnie próbuje podbić Eurowizję. W efekcie znowu dostaliśmy starodawną, nie nienajlepszą jakościowo piosenkę (przy Valentinie miało to chociaż jakiś urok). Temu Panu już podziękujemy, odświeżmy San Marino! Albo niech wróci Monetta…
- Electro Velvet ‘Still in love with you’ – ta piosenka nie jest jakaś najgorsza… jednak Wielką Brytanię stać na więcej! Przy takim rynku muzycznym Karna Nutka za nie korzystanie z własnego potencjału!
- Edurne ‘Amanecer’ – miało być WOW a nie jest. Nagroda głównie za to, że zapowiedzi nijak się miały do faktycznego stanu piosenki.
Najlepsza scena
- San Remo – scena się ruszała i w ogóle!
- Dansk Melodi Grand Prix – bardzo dobra, duża, godna nawet samej Eurowizji.
- Supernova – mała, ale jednocześnie dobrze się prezentująca. Wzór na podłodze przypominał ten z Dusseldorfu z 2011 roku.
Najgorsza scena
- Wer singt für Österreich? (półfinały) – parę metalowych rurek, jakaś płachta z tyłu… scena godna podrzędnego koncertu bazarowego, a nie selekcji w kraju organizującym ESC…
- The Late Late Show – tego nie można nawet nazwać sceną… Po prostu został użyty kącik podłogi w studiu goszczącym program…
- Eesti Laul – małe, ciasne, zadymione… nie robiło to dobrego efektu!
Najlepiej poprawione po selekcjach piosenki
- Elhaida Dani ‘I’m alive’ – ciężko tu mówić o ‘poprawieniu’ piosenki, ponieważ w tym wypadku została ona stworzona całkowicie od nowa. Jednak zupełnie nowy utwór jest na tyle dobry, że ma szansę zaprowadzić Albanię naprawdę wysoko. Zmiana piosenki wybranej w drodze selekcyjnej nie jest opcją zbytnio sprawiedliwą względem innych uczestników selekcji, jednak wygląda na to że wyjdzie ona Albanii na dobre.
- Uzari & Maimuna ‘Time’ – piosenka białoruska zyskała wzmocnione partie skrzypiec, dzięki czemu lepiej zauważyć można rolę Maimuny w duecie. Podszlifowany dźwięk bardzo dobrze zrobił piosence, słucha się jej za każdym razem z niezłymi ciarami
- Nina Sublatti ‘Warrior’ – przy gruzińskiej piosence majstrował między innymi Thomas G:Son. Obawy były, że z piosenki z pazurem zrobi się szlgieropodobny twór. Jednak Thomas dał radę! Instrumental zyskał jeszcze mocniejszego brzmienia, efektem czego dostaliśmy z Gruzji prawdziwą perełkę!
Najbardziej popsute po selekcjach piosenki
- Amber ‘Warrior’ – w przeciwieństwie do gruzińskiego Warriora, ten maltański został obdarty z całej swej drapieżności. Ostrzejsze brzmienia zastąpione zostały… smyczkami! Efekt jest marny, ponieważ Amber swoje, muzyka swoje, ciężko znaleźć w tym dobre połączenie…
- Bojana ‘Beauty Never Lies’ – o Serbio! Czemuś to nam zrobiła! Gdzie Twój piękny język! Czemuż angielski?
- Daniel Kajmakoski ‘Autumn Leaves’ – piosenka w moim odczuciu jest cały czas dobra, jednak nie aż tak dobra jak mogłaby być. Niepotrzebnie wygładzono refreny, ten utwór również stracił na swoim ‘pazurze’.
Najlepsze stylizacje
- Ann Sophie – ‘zwyciężczyni’ niemieckich selekcji zaprezentowała nam naprawdę dobre wyczucie stylu (które ładnie się komponowało z jej lekkością bycia na scenie). Obie jej finałowe kreacje były niebanalne, a jednocześnie bardzo kobiece. Czy to czerwony kostium, czy też biały płaszczyk – w obu kreacjach Ann Sophie prezentowała się rewelacyjnie!
- Wokalistka grupy Niutone – laureatka drugiego miejsca w gruzińskich selekcjach. Pomimo tego, że piosenka przez nią zaprezentowana nie może być zaliczona do rodzaju ‘dobrych’, kreacji mówię baaaaardzo tak! Sukienki z motywami komiksowymi zawsze na propsie.
- Alexandra Joner – norweska różowowłosa Cinderella. Olbrzymia otwierana suknia balowa równie dobrze mogłaby zostać nagrodzona w kategorii Najlepszy Rekwizyt.
Najgorsze stylizacje
- Cristina Vasiu – bohaterka rumuńskich selekcji, na jej strój składały się dwa czarne worki na piersi założone zamiast biustonosza oraz metalowa spódniczka wyrzucająca z siebie sztuczne ognie. Najlepszy oraz najgorszy strój jaki kiedykolwiek na oczy widziałam!
- Debrah Scarlett – połowa zwycięskiego norweskiegu duetu, cudowna w swoim jestestwie, jednak strój który zaprezentowała w trakcie finału do najlepszych nie należał. Z jej pięknych, rudych włosów zapewne da się stworzyć coś lepszego niż plątanina warkoczyków na czole (a przynajmniej lepiej by to wyglądało bez kitki), a workowata sukienka kompletnie nie leżała na jej drobnej figurze. Koszmarku dopełniały złote lakierki. W pewnym momencie, patrząc na performance do ‘Monster Like Me’, przyszła mi do głowy myśl: Debrah, Ty sama teraz wyglądasz jak jakiś Monster! Ale może takie było zamierzone…
- Eva Diva – nagrodzona już w plebiscycie… balowa sukienka (wcale nie najlepszej z resztą jakości) do szybkich rytmów… Oburzenie Bjorkmana w pełni zrozumiałe.
Specjalna nagroda ląduje na Litwie, czyli królestwie nietrafionych stylizacji. Kto oglądał, ten wie jaka tragedia…
Christery przyznane, czas oddać głos czytelnikom. Jak oni wspominają miniony okres selekcyjny?
Anita:
‘Muszę przyznać, że ten rok był wyjątkowy pod względem mojego podejścia do selekcji eurowizyjnych. Po raz pierwszy zwracałam uwagę na wybory w większości krajów, a nie tak jak bywało w poprzednich latach ze skoncentrowaniem na Melodifestivalen i w mniejszym stopniu wybory innych krajów skandynawskich. W tym roku moją uwagę przykuły min. selekcje białoruskie( których tryumfator jest jednym z moich ulubionych propozycji do Wiednia) wybory szwajcarskie, które obserwowałam w pełnej mocy, selekcje litewskie (co było dla mnie nowością, zaskoczyło swoim kiczem i w niektórych przypadkach prezentowanym brakiem talentu). Poza tym tradycyjnie selekcje szwedzkie. Miałam przyjemność obserwować jeden z półfinałów na żywo co przysporzyło mi więcej emocji niż cokolwiek kiedykolwiek. Zobaczenie tego niesamowitego widowiska na żywo polecam każdemu eurowizjopsychofanowi. Poza tym jak co roku na MF było wiele utworów, które wpadły w ucho Schlager Girl jaką jestem. Wielkie rozczarowanie i frustracje wzbudziły we mnie fińskie selekcje, w których przepadli wszyscy artyści, wygrało łamanie norm, jakichkolwiek norm i po prostu ta propozycja mi się nie podoba. Selekcje niemieckie mimo, że nie za dużo rozumiałam mnie strasznie zaskoczyły (i pewnie nie tylko mnie), choć z ich rezultatu byłam aż nazbyt zadowolona, dziś Ann Sophie jest moją faworytką.
Wiele można by tu pisać o całym sezonie preselekcyjnym, ale mogę całość skwitować stwierdzeniem, że przysporzył on wiele emocji, niespodzianek, czasem był pełen tajemnic (tak jak w przypadku zaskakującego polskiego wyboru). Teraz pozostaje mi czekać na maj, kiedy to okaże się, wybór którego kraju zaczaruje Europę.’
Adam:
‘Podsumowując ten sezon selekcyjny…hmm…przeleciał mi on trochę między palcami. Super soboty wydawały się mniej super niż parę lat temu, mało było emocji, w wielu przypadkach wygrywały piosenki uchodzące za faworytki, sporo krajów wybrało piosenki wewnętrznie, mało było w preselekcjach tzw. koszmarków itp., itd. Ale jednak jest kilka elementów, które były inne niż zwykle. Ciekawych selekcji było… jak na lekarstwo. Może to dlatego, że w większości przypadków wygrali faworyci? A może dlatego, że kraje jakoś się nie starały? Nie widziałem wszystkich selekcjii, moje zdanie może więc być bardzo subiektywne. Wiem tylko tyle, że kilka rzeczy miało w moim przypadku miejsce po raz pierwszy. Pierwszy raz obejrzałem CAŁE preselekcje maltańskie (podkreślam: CAŁE. Z reklamami Crosscraft i TcTc Malta włącznie!). Jedyne co się nie zmieniło to to, że moi faworyci skończyli gdzieś daleko. Melodifestivalen zupełnie mnie nie porwało, głównie przez piosenki, które były takie sobie średnie. Ale fanem Filippy Bark pozostanę chyba do końca życia (chociaż bladego pojęcia nie mam co mówiła, bo szwedzkiego nie znam). Macedonię w całości przetrwałem… tzn. obejrzałem także po raz pierwszy (a przynajmniej pierwszy raz od kilku lat). Rumunia mi się podobała, chociaż większość z moich „eurowizyjnych” znajomych do końca nie wytrzymała. Nie zabrakło mnie też także wśród widzów Litwy, pokomplikowanej jak zwykle. Najlepsze selekcje? Chyba Niemcy. I to nie tylko ze względu na skandal związany z Andreasem Kuemmertem i jego rezygnacją z wyjazdu do Wiednia na rzecz Ann Sophie. Poziom piosenek był bardzo przyzwoity, show też na poziomie, był też zespół z wokalistą, który „trochę się nie słyszał”. Full serwis! Swoją drogą – pomyśleć, że największy skandal w tym roku pochodzi z kraju, w którym organizacja jest cechą niemal wrodzoną… Reasumując – źle nie było, dobrze nie było. Brakowało mi kiczu w selekcjach, czegoś do śmiechu (Bułgario! Wróć!). I szkoda mi też, że Białoruś nie postawił na przaśny girlsband od Rybaka, ale o dziwo – wybór Białorusi jest w tym roku wyjątkowo dobry!’
Emil:
‘Ostatnio zająłem pół felietonu więc dziś krótko i na temat. Co wspominam najlepiej a co najgorzej? Może podam po trzy wybrane rzeczy choć tego jest więcej
Najlepsze wspomnienia:
– Zazwyczaj białoruskie selekcje mają wyniki łatwe do przewidzenia. Więc w Wiedniu powinniśmy ujrzeć Milki Rybaka. Na szczęście tandetną piosenkę pokonał niepozorny duet Uzari & Maimuna Bardzo miłe zaskoczenie.
– Oglądałem tylko finał łotewskich preselekcji ale jedno bardzo zaskoczyło: wysoki poziom realizacji! „Dziesma” była tania i nudna… „Supernova” to rzeczywiste odrodzenie.
– Moja ulubienica Sanna okazała się być również rewelacyjną prowadzącą *_*
Najgorsze wspomnienia:
– 90% tandetnych i nudnych selekcji Rumunii. 10% uratował recital Ruslany.
– Gdy ze świetnego Melodifestivalen odpadała część genialnych utworów już na poziomie półfinałów…
– Choć nie oglądałem na żywo finału w Finlandii to mam z nimi jedno wspomnienie: wejście na Facebooka i uderzająca wiadomość o wygraniu zespołu PKN… To było dobijające – koszmarna piosenka i (prawdopodobnie) wykorzystywanie nie do końca wszystkiego świadomych członków zespołu do medialnej kariery.
Specjalna kategoria:
– Specjalne wydanie „Świat się kręci” i prezentacja Moniki Kuszyńskiej wraz z pięknym „In The Name Of Love” Profesjonalne podejście TVP miło zaskoczyło jak i przepiękna kompozycja z przesłaniem
Kuba:
‘Jestem rozczarowany poziomem piosenek w tym roku. Mimo, że większość nie jest zła to wydaje mi się, że w maju zobaczymy nic więcej niż nudnąąąą Balladowizję. Co do wyborów poszczególnych krajów jestem jeszcze bardziej rozczarowany… Piosenka Månsa zdobywa wiele pozytywnych opinii, ale mi się 'Heroes’ zbytnio nie podoba, pomijając fakt, iż ja już to gdzieś słyszałem (ale czy mi to oceniać?). Moją faworytką była Mariette.. . Jak dla mnie miała wszystko by podbić Wiedeń. Pasowałaby też do drugiego, po balladach, tegorocznego eurowizyjnego trendu – wojowniczek. Wybór Norwegii tez mnie nie ucieszył. Kibicowałem 'Pizzy’, ale jak to mówią tonący brzytwy się chwyta.. .- jedną żywą piosenkę! Tak dużo?! Co do żywych piosenek jestem absolutnie zbulwersowany 'gniotem roku’. Od razu po Uuden Musiikin Kilpailu 2015 przyznałem ten niechlubny tytuł Finlandii i pierwszy raz od kiedy śledzę Eurowizję, życzę jakiejś delegacji zera punktów i ostatniego miejsca, tym bardziej, że była ta perełka, która mogłaby namieszać w czołówce 60. Konkursu Piosenki Eurowizji. Satin Circus z „Crossroads” było moim faworytem do TOP5 w Wiedniu. Ale cóż… było minęło. Pomimo tych wszystkich narzekań mam swoich faworytów do wygrania Grand Prix. A są nimi: Niemcy, Łotwa, Izrael, Belgia, Białoruś i Wielka Brytania (nie wiem czemu te dwie ostanie piosenki nie zdobywają żadnych pochlebnych not w youtube’owskich rankingach). A już tak całkiem na koniec chcę dodać, że mimo wszystko wstydu nie będzię & I hope it’ll be year of Poland.’
Piotr:
‘Sezon selekcyjny już za nami. Niestety, nie udało mi się obejrzeć wszystkich koncertów selekcyjnych, jednakże te które zobaczyłem, będę bardzo miło wspominał.
Po „Festival i Kenges” będę bardzo miło wspominał przystojnego prowadzącego oraz jego piękne pomocnice, wspaniały Interval act Rony Nishliu oraz cudowne piosenki Lindity, Venery, Rezarty czy Revolt Klanu.
Po Litwie zapamiętam oryginalny, aczkolwiek skomplikowany format, a z powodu swojej prostoty – selekcje gruzińskie.
Za wybranie najlepszej stawki finałowej podziękowania składam Islandczykom, a za wybranie najlepszej stawki do Super Finału – Węgrom.
Za odrodzenie się niczym Feniks z popiołu gratuluję Łotyszom, którzy mimo serii porażek stworzyli cudowne selekcje, które od momentu półfinałów oglądałem z przyjemnością.
Za utrzymanie świetnego poziomu z lat poprzednich składam gratulacje Niemcom i Estończykom.
Za cudowne koncerty wspominkowe podziękowania należą się Irlandczykom i Grekom.
Skandynawii nie dziękuję, gdyż ta nigdy nie zawodzi 😉
No i dziękuję Oli, za te kilkanaście tygodni świetnych felietonowych relacji.’
Tę ostatnią dziękczynną wypowiedź pozostawiłam na koniec. Albowiem ja też Wam dziękuję! Dziękuję moim czytelnikom za te wspólne trzy miesiące! Za czytanie moich płytszych i głębszych wynurzeń! Dziękuję wszystkim tym którym udawało się dotrzeć do końca tych niekrótkich przecież artykułów. Dziękuję tym wiernym fanom którzy dopytywali się kiedy będzie następny odcinek (nie sądziłam że się tacy trafią). Dziękuję tym, którzy wysyłali mi swoje relacje aby mogły się znaleźć w kolejnych odcinkach. Dziękuję też Tomkowi, naszemu redaktorowi naczelnemu za danie mi zielonego światła do prowadzenia tego cyklu.
Nie wiem jeszcze, czy ‘Co Ta Europa…’ będzie miała w przyszłym sezonie swoją kontynuację. Na pewno jednak HoSanna dzielić się z Wami relacjami z ESC w formie… ‘Co Ten Wiedeń’! Do zobaczenia w maju!
Wasza H.