Odcinek 9: Czarna sobota…
Fani oglądający selekcje zawsze mają swoich faworytów. Oczywiście, ciężko, aby absolutnie wszyscy zjednoczyli się w miłości do jednego uczestnika. Jednak pewni wykonawcy mają większe poparcie od innych. Co jednak zrobić jeśli wygrywa ktoś, kogo mało kto chętnie by zobaczył na eurowizyjnej scenie?
W miniony weekend mogliśmy śledzić aż pięć finałów narodowych i kilka innych wydarzeń. Poznaliśmy również piosenkę Hiszpanii. Nie wszystko poszło po myśli eurowizjomaniaków. O ile wybór Słowenii jest powszechnie chwalony a Irlandia również nie jest najgorzej oceniana, o tyle wybory Mołdawii, Węgier, a zwłaszcza Finlandii budzą powszechne kontrowersje…
Tym razem omawianie selekcyjnego weekendu zaczniemy od najmniej ważnego wydarzenia, czyli drugiego odcinka austriackiego Wer singt für Österreich?. Szóstka szczęśliwców, którzy tydzień temu awansowali do finału (a tak naprawdę dużo wcześniej, ponieważ odcinki nagrane były ze sporym wyprzedzeniem), zaprezentowała swoje umiejętności wokalne w różnego rodzaju coverach. Niektórzy pozytywnie zaskoczyli (np. Zoe) inni znowu rozczarowali (Johan Sebastian Bass). Ciągle jednak nie znamy selekcyjnych utworów. Skupiłam się więc na ocenie organizacji. Jedna z bardziej wyrazistych myśli, która przeszła mi przez głowę, skupiła się na podejściu różniącym kraje Zachodu, od Skandynawii czy Wschodu. Te ostatnie to wielki przepych, północ serwuje nam dopracowane widowiska, a typowy zachód? Idzie w stronę minimalizmu! Selekcje albo są odcinkiem specjalnym talkshowu (Irlandia, o tym niżej), albo zrobione są bez żadnych fajerwerków, w małym studiu telewizyjnym, a malutka scena zaś nie jest lepsza od pierwszej lepszej terenowej. Tak właśnie jest w tym roku w Austrii. Patrząc jednak na inne zachodnie państwa w latach ubiegłych, stwierdzić można że nie jest to wyjątek. Nie wydaje się dużych pieniędzy na organizacje selekcji. O ile w ogóle się je organizuje. Nie widzi się w tym potrzeby. Z czym się to wiąże? Ze słabym zainteresowaniem Konkursem? Czy takie podejście może mieć wpływ na nie najlepsze rezultaty krajów Zachodu?
Kiedy w piątkowy wieczór zakończyło się austryjackie selekcje, w Irlandii dopiero rozpoczynało się The Late Late Show. Talk show już któryś rok pod rząd ‘gości’ selekcje irlandzkie. Wychodzi tutaj typowe podejście zachodu, byle zaoszczędzić, byle się nie namęczyć… Niestety nie tylko w ten sposób okazywano ignorancję dla Eurowizji. Prowadzący wyraźnie traktował temat jak jakąś śmieszną, mało ważną rzecz, którą przyszło mu się zająć. Nawet zaproszono kilku eurowizyjnych fanatyków, aby mogli wziąć udział w quizie eurowizyjnym. Nie mogłam się jednak pozbyć wrażenia, że dla prowadzącego jak i ludzi w studiu byli oni niczym śmieszne małpki w zoo. Dziwaczne okazy do podziwiania. Przypomniała mi się pewna rozmowa, którą kiedyś w tramwaju. Pewien chłopak, na oko metal, do swoich znajomych: ‘Ej, Wy wiecie że mam kumpla który się jara eurowizją? Rozumiecie? Eurowizją! Jak można się tym jarać! To niesamowite’. Podobne podejście wydawał się mieć właśnie prowadzący…
Eurowizyjny quiz wygrał chłopak, na co dzień zajmujący się blogiem ESC Views. W nagrodę dostał białą ‘loganowską’ marynarkę. Później również mogliśmy obserwować inne zabawy w stylu, kto lepiej zaśpiewa Hold Me Now, czy kto powiąże konkretne słowo z eurowizyjną piosenką. Momentami imprezka niczym na odpuście. Irlandzki honor ratował ‘panel ekspertów’, w tym między innymi niezniszczalna Linda Martin. Po zeszłorocznej awanturze (kto nie pamięta, Linda dosyć ostro starła się z jednym panem z widowni), w tym roku była bardzo grzeczna. Podobało mi się jej rzeczowe podejście do tematu, sypanie dobrymi przykładami i ogólna orientacja w historii Konkursu (zapunktowała u mnie między innymi wspomnieniem… o Sannie!). W panelu między innymi znalazło się miejsce również dla sympatycznej draq queen/transwestyty. Czy zaproszono ją w konsekwencji wygranej Conchi? W Irlandii to norma, czy po prostu ludzie bez akcentu LGBT nie wyobrażają już sobie tematu eurowizji?
Muzycznie w Irlandii cieniutko. A zastanawiają się czemu nie mogą ósmy raz wygrać i idzie im jak po grudzie! Jednak aby dobrze wybrać, trzeba mieć z czego. Z pięciu utworów żaden nie był jakimś ‘wow’. Tyle dobrze że wygrała najlepsza piosenka w stawce. Molly Sterling i jej Playing with numbers zaprezentowała się tego wieczoru zdecydowanie najlepiej. Ciekawostka! W selekcjach wzięła udział Szwedka, z piosenką napisaną przez Szwedów, ze szwedzkim wsparciem dobrze znanego fanom zespołu Timotej. Jak znalazła się w selekcjach? Twórcy tłumaczyli się miłością do Irlandii, inspiracji jej muzyką i tym podobne… Prawda może być jednak zupełnie inna. Piosenka Eriki Selin, Break me up nie była na tyle silna, aby walczyć o zwycięstwo w szwedzkim Melodifestivalen. Jednak na słabiutki irlandzki poziom była w sam raz. Miała realne szanse na wyjazd do Wiednia. Irlandczycy jednak nie chcieli ‘obcych gdzieśtam’.
To co wydarzyło się w Irlandii skomentował Emil:
‘Wiedziałem, że w sobotę nie będę mógł oglądać ani jednych preselekcji (akurat gdy jest natężenie finałów narodowych), więc włączyłem w piątek irlandzkie selekcje w ramach popularnego „Late Late Show”. Nigdy nie byłem ich zwolennikiem ale jakoś sobie leciały jako zapychacz, bo jakimś cudem nie nakaładały się z innym finałem… Po raz kolejny żałuje. Piosenki nie powalają, wokalnie też cudów nie było a większa część to były rozmowy (ah powrót walecznej Lindy Martin + wreszcie były one o ESC a nie jak w 2013 roku wbił Danny DeVito…) i nieudane gry oraz zabawy (same w sobie o klasę niżej niż te ze słynnego, amerykańskiego „Ellen Show”). Dziwi mnie, że Irlandia nie zauważa jak nieudany program co roku prezentuje swoim widzom. Formuła talk-show została nieudolnie przerobiona do selekcji i tak naprawdę nie dostajemy wtedy ani dobrego talk-show ani selekcji. Wizualnie występy są ubogie. Chyba proces wyboru utworów też należy zmienić – w rezultacie mamy ciekawy głos i bardzo średnią piosenkę – rok temu mieliśmy rewelacyjny utwór i słaby wokal… Należy to jakoś wyważyć. Zastanawiam się czy za rok znów włączę te selekcje… Pewnie tak. I pewnie znów będę żałować. „Eurosong” oceniam jako słabe, nudne, i nieudolnie zrealizowane selekcje.’
Odmienną opinię dotyczącą Irlandii ma Piotr:
’Late late show znałem tylko z opowieści, szczególnie tych nieprzychylnych oraz z zeszłorocznego skandalu z Lindą Martin w roli głównej. Były dwa wyjścia. Preselekcje w formie talk show mogły okazać się kompletną klapą, albo jakimś cudem zaliczyć sukces. No i ten cud nastał! Do studia zaproszono „ekspertów muzycznych”, którzy mieli wyrażać opinie na temat utworów konkursowych oraz ogólnie wyrażać swoją opinię na temat samej Eurowizji. Wśród tych ekspertów była również, nie kto inny jak Linda Martin, która z dystansem traktowała zeszłoroczną sprzeczkę. Podczas show traktowana była jako chodząca encyklopedia i bogini eurowizyjna. Wśród gości specjalnych spotkać można było byłych reprezentantów kraju. Jak przystało na taki format show, prowadzący przeprowadzał szereg konkursów o tematyce eurowizyjnej oraz wspominał irlandzkie zwycięskie utwory oraz największe hity eurowizyjne. Swoją droga, niektóre pytania z quizów były nawet trudne. Poziom preselekcji okazał się również przyzwoity. Po zakończeniu wszystkich utworów miałem dwie faworytki – Kate i Molly. I to je widziałem na scenie w Wiedniu. Cieszę się, że eksperci w studiu zgadzali się ze mną. Jurorzy regionalni już trochę mniej. Koniec końców wybrano Molly Sterling z uroczą balladą i świetnym głosem. A preselekcje irlandzkie uznaję za jedne z najlepszych i najbardziej oryginalnych w tym roku.’
Piątkowe wydarzenia minęły bez większego echa. Dzień później rozpętać się jednak miała prawdziwa burza…
Zaczniemy od jedynego półfinału tego wieczoru, czwartej odsłony kultowego szwedzkiego Melodifestivalen. Co mieliśmy w tym tygodniu? Sannę nokautującą tancerzy (momentami dosłownie), najmocniejszą stawkę spośród wszystkich półfinałów oraz prawdopodobnego zwycięzcę całych selekcji. Måns Zelmerlöw zaprezentował bardzo mocną propozycję, wspartą dobrze skrojoną laserową prezentacją sceniczną. Poniektórzy mówią nawet że Heroes może być nową Euphorią…
https://www.youtube.com/watch?v=AJMneWjXSkU
O ile jednak Måns bezproblemowo awansował bezpośrednio do finału, inni faworyci fanów odnieśli dotkliwe porażki. Caroline Wennergren ledwie otarła się o Andra Chancen, Midnight Boy zajął zaś bolesne ostatnie miejsce. Tych propozycji autentycznie szkoda… Niestety do finału trafiła kopia One Direction, czyli JTR, a dziadziuś Hasse śpiewający country bezproblemowo wśliznął się do drugiej szansy…
Zakończenie czwartego półfinału jak zwykle oznacza prawdziwy wybuch melodifestivalowej gorączki. Opublikowano wszystkie piosenki (wcześniej te finałowe nie były nigdzie dostępne), przez co fani wreszcie mogą się raczyć całą stawką. Oprócz tego poznaliśmy duele drugiej szansy. Melodifestivalomaniacy prześcigają się więc w załączaniu ulubionych hitów w serwisach społecznościowych, dyskusjach o tym kto jakie miejsce zajmie i jaką szansę ma potencjalny zwycięzca MF na dobrą pozycję w Wiedniu. Kogo tam zobaczymy. Månsa? Mariette? Jona Henrika? A może Eric Saade na tyle zawalczy o serca nastolatek, że znowu trafi na ESC?
Jako pierwsza w sobotę zakończyła się słoweńska EMA. Jak na warunki bałkańskie, całkiem zgrabnie przeprowadzone show. Może tylko scena złożona z metalowych, dziurkowanych płyt wyglądała dosyć dziwnie… Poziom piosenek – zaskakująco dobry. Do superfinału dostała się najmocniejsza… i najsłabsza piosenka wieczoru. Na szczęście jednak duet Maraaya pokonał typowy bałkański biesiadny zespół Rudi Bučar En Figoni. Nie żebym miała coś do bałkańskiego folku, w tym wydaniu jednak był wyjątkowo słaby. Zwycięska piosenka jest chwalona przez wielu fanów. Pozytywnie podchodzi się do jej prostoty połączonej z dobrym wokalem. Po takim rezultacie fani spodziewali się kolejnych dobrych wyborów tego wieczoru. Okazało się, że tak pięknie już nie będzie…
Trochę o EMA opowiedział nam również Piotr:
’Tegoroczna EMA była na wysokim poziomie. Telewizja słoweńska wybrała finałową stawkę tak, aby w jednym koncercie zmierzyli się ze sobą młodzi oraz doświadczeni wokaliści. Sprawiło to, że stawka konkursowa była bardzo różnorodna. Koncert również przebiegł w bardzo przyjaznej atmosferze, pomimo kilku błędów technicznych, np. zepsuty mikrofon Tinkary. Niektóre występy cieszyły oko, jak na przykład układ taneczny Jany Sustersic, czy bałkański występ Rudiego Bucara.
Jako ekspertów eurowizyjnych, do studia zaproszono trzy byłe reprezentantki Darję Svajger, Maję Keuc oraz wspomnianą wcześniej Tinkarę Kovac. Prowadzący prowadził z nimi rozmowy, a w przerwach między utworami panie wykonywały słoweńskie przeboje eurowizyjne. Również publiczności podobał się ten pomysł, bowiem dołączała się i śpiewała razem z nimi. Goście specjalni mieli również okazje stanąć na głównej scenie i wykonać jeden dowolny przebój, min. Maja Keuc brawurowo wykonała „Euphorię” Loreen.
‘Z całej stawki finałowej do superfinału mogło przejść tylko dwóch wykonawców. Telewizja słoweńska zdecydowała się na dziwny zabieg i po ogłoszeniu duetu Maraaya, jako pierwszego superfinalisty, postanowiła włączyć blok reklamowy. Na szczęście trwał on tylko minutę, ale mogło to wywołać konsternację wśród widzów. (I widzek. Jestem gledalkę. Kto oglądał, ten zrozumie ;)). Drugim superfinalistą został Rudi Bucar. Tak też Słoweńcy mogli wybrać klimaty bałkańskie, bądź nowocześnie skomponowaną piosenkę w stylu pop. Koniec końców do Wiednia jedzie duet Maraaya, co mnie niezmiernie cieszy.’
https://www.youtube.com/watch?v=TOeoe0WX6G4
Jako drugi zakończył się finał fińskiego UMK. I wybuchła prawdziwa bomba. Zanim jednak o feralnym wyniku, trochę o samych selekcjach. Finowie przygotowali proste, a jednocześnie bardzo przyjemne dla oka widowisko. Szczególnie sobie zapamiętałam układanie numerów startowych poszczególnych wykonawców z parasoli. Widać było, że podchodzi się do tego na luzie, a i tak wszystko było estetycznie dopracowane. Prawdziwą perełką wieczoru stał się występ ubiegłorocznych reprezentantów Finlandii. Softengine zaprezentowali dwa utwory, w tym eurowizyjne Something Better w wersji akustycznej. Majstersztyk! Muzyczne doznania pogłębiała prezentacja. Skromna, ale z rewelacyjną grą świateł łapała za serca. Aż chciałoby się chłopaków po raz kolejny zobaczyć na ESC.
Piosenki, jak już pisałam nie raz, prezentowały bardzo zróżnicowany poziom, i każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Wiadomo było, ze wybór Finów może być ciekawy. Zwycięstwo grupy Pertti Kurikan Nimipäivät oburzyło jednak rzeszę fanów Eurowizji. Po pierwsze, grupa składa się z niepełnosprawnych umysłowo muzyków. Dlatego więc wygrali. Dla tych, dla których muzyka jest na ESC najważniejsza, taki wybór był oburzający. Kolejną rzeczą, która nie spodobała się eurowizjomaniakom, to styl muzyczny prezentowany przez zespół. Punk jeszcze nigdy nie zagościł w Konkursie. Zadebiutuje od razu w swojej ostrej odsłonie. Większość fanów eurowizji przyzwyczajona jest do delikatnych popowych brzmień. Utwór Aina mun pitää to dla nich zbyt ciężka nuta. Niezadowolenia z wyboru Finów jest więc spore. Niektórzy wręcz bliscy są bojkotu Finlandii. Muzycy nawołują, aby nie oceniać ich pod kątem ich niepełnosprawności, a pod kątem muzycznym. Jak widzowie w trakcie Eurowizji na nich zareagują? Grupa już w tym momencie cieszy się sporym zainteresowaniem medialnym.
https://www.youtube.com/watch?v=DRbFndT7Qro
Fiński wybór wybitnie nie spodobał się fanom, jednak tego wieczoru raczej humor miał się im już nie poprawić.
Mołdawia całe swoje selekcje, złożone z dwóch półfinałów i finału, rozegrała tylko w jeden tydzień. Mogliśmy podziwiać aż 24 różne występy. Oczywiście większość propozycji to popowizna, tak jak to już bywa w okolicach Rumunii. Niemal każdy występ okraszony był mniej lub bardziej kraśnym show. Poziom do najgorszych nie należał. A jednak zwycięska piosenka również nie jest zbyt ciepło przyjmowana przez fanów. I trudno się dziwić. Dobre jakościowo to to nie jest. Zamętu dodają powszechne oskarżenia Eduarda Roamanyuta o oszustwa. Sędziowie mieli być przez niego przekupieni, głosami telewidzów też można było łatwo zmanipulować. Jednak stało się, Eduard jedzie do Wiednia. Z racji tego że jest Ukraińcem, nieobecny w Konkursie kraj będzie miał swojego reprezentanta. Ps. W nagraniu zwróćcie uwagę na nikłe brawa po występie do I want your love
Ostatnim krajem który zakończył swoje selekcje w sobotę były Węgry. Tak wiem, że wspominałam, że co by nie wygrało A Dal to bbędzie dobrze. Wiem, że promowałam Boggie i jej Wars for nothing. Reakcje po jej zwycięstwie jednak mnie zszokowały. To co mi wydawało się pięknym utworem, dla wielu jest niczym więcej jak patetycznym smętem. Wiele krytyki spadło na system oceniania, w którym jury pełni zbyt wielką rolę (z drugiej strony skrytykowano Finlandię za zbyt małe wpływy jury, ludziom się nie dogodzi). Przez to, że o awansie do finału decydowali tylko jurorzy, widzowie nie mogli w żaden sposób pomóc swoim odrzuconym faworytkom: Kati Wolf oraz IV.
Czarę goryczy przelała niedzielna prezentacja hiszpańskiej piosenki. Amanecer zapowiadane było jako wielka bomba. Dostaliśmy niewypał. Oczywiście piosenka ma swoich miłośników, nie jest to jednak, jak zapowiadano materiał na wygraną w Konkursie. Jak tak dalej pójdzie, o wygraną walczyć będą Finlandia z Włochami. Nie jest to wesoła perspektywa…
https://www.youtube.com/watch?v=RAIdo02HGpU
W tym tygodniu po raz pierwszy usłyszeliśmy również na żywo propozycję francuską. Nie była ona tutaj jeszcze omawiana. Piosenka N’obliez pas tematycznie związane jest z ostatnimi tragicznymi wydarzeniami w Paryżu. Mówi o pokoju. I zbiera coraz więcej pozytywnych opinii! Mam tylko jedno niewesołe przemyślenie. Za dużo ballad w tym roku. 60. edycja ESC będzie wyjątkowo smętna. Czy nie uśpi to widzów przed telewizorami?
https://www.youtube.com/watch?v=7wwmElQ2UpY
Przed nami kolejne finały narodowe, względem których widzowie również mają spore oczekiwania. Czy kolejni zwycięzcy witani będą rozczarowaniem czy radością fanów? Czy doczekamy się wreszcie żywszych propozycji? Jest jeszcze jedno ważne pytanie. Co zaprezentuje Polska? Już za sześć dni poznamy naszego reprezentanta. Emocje sięgają zenitu. Oby i tu nie było rozczarowania.
Wasza HoSanna