Czy Polska powinna wysyłać na Eurowizję znanych artystów? Statystycznie… niekoniecznie

Pomysł na ten felieton zrodził się po wielu dyskusjach w środowisku polskich fanów konkursu i mojego zboczenia na punkcie polskich startów w Eurowizji. Postaram się odpowiedzieć w nim na pytanie spędzające sen z powiek wielu osobom: wysyłać zdolnego debiutanta czy uznane nazwisko? Co jest receptą na sukces?

Dziś światło dzienne ujrzały nowe informacje dotyczące procesu wyboru reprezentanta Polski na przyszłoroczną Eurowizję. Telewizja Polska planuje po raz kolejny krajowe eliminacje z kilkoma artystami. Zgłoszenia będą trwały prawdopodobnie od przyszłego tygodnia do 20 stycznia. Na forach zagranicznych można przeczytać, że TVP wysłała ponoć zaproszenie… do telewizji białoruskiej, aby wyznaczyli eksperta, który zasiadłby w jury polskich selekcji (byłaby to szefowa ichniejszej delegacji). Tymczasem warto już teraz zastanowić się nad odpowiedzą na pytanie: czy sukces gwarantuje wysłanie popularnego w kraju artysty czy może zdolnego debiutanta? To dwie grupy, które pojawiają się na naszym ulubionym konkursie najczęściej. Doliczyć można jeszcze do nich nieco przyblakłe gwiazdy, które chcą o sobie przypomnieć lub osoby działające w branży od dawna, które chcą się wybić (ale to właściwie dla przeciętnego odbiorcy ta sama kategoria, co zdolny debiutant). Jak to wygląda z punktu widzenia statystyki?

Jak wszystko w naszej eurowizyjnej historii, rozważanie tej kwestii musi rozpocząć się od 1994 r. i występu Edyty Górniak. Choć ktoś kiedyś powiedział mi, że jedna z najbardziej uznanych obecnie polskich wokalistek w momencie startu w konkursie wcale nie była taka nieznana, bo przecież występowała w musicalu Metro i miała za sobą Debiuty opolskie, to umówmy się, że popularność na szeroką skalę przyszła dopiero po zajęciu przez Edytę drugiego miejsca na Eurowizji. Zatem przyporządkujmy ją jednak do kategorii zdolnych debiutantów.

Tak samo sprawa ma się w przypadku Justyny Steczkowskiej. Wygrana w Szansie na Sukces nie oznaczała jeszcze dziesiątek koncertów, setek fanów i milionów sprzedanych płyt (tym bardziej, że debiutancką wydała już po Eurowizji).

https://youtu.be/ZENIjm3APTo

Nieco inaczej ma się sprawa z Kasią Kowalską, która w momencie wytypowania jej na reprezentantkę Polski do Oslo miała na koncie dwa krążki i pokaźne grono fanów (co widać w polskiej pocztówce z 1996 r., na której fanki piszczą, zaś młodziutka wokalistka rozdaje autografy). Jeśli doliczyć do tego zwycięstwo na festiwalu w Sopocie w 1995 r., z pewnością spośród tej trójki była już tzw. dużym nazwiskiem.

Anna Maria Jopek, choć wcześniej zasiadała w polskim jury (w roku 1994), również nie zdołała przed Eurowizją wydać płyty. Sama zresztą podkreśla w wywiadach, że to udział
w konkursie sprawił, że mogła przebierać w ofertach największych wytwórni płytowych na wydanie debiutanckiego krążka (w końcu w finale pokonała Ałłę Pugaczową, a to nie lada wyczyn!). Zatem i ją zaliczmy do grona zdolnych debiutantek.

Reasumując, w latach 1994-1997 trzy razy wysyłaliśmy na konkurs młode i zdolne wokalistki, raz popularną artystkę. Aby statystyki były bardziej reprezentatywne, przyjrzyjmy się kolejnym Eurowizjom z udziałem polskich artystów.

Zapomniany dziś zespół Sixteen (choć przecież na koncercie zorganizowanym przez Polsat w sierpniu 2016 r., który upamiętniał lata 90., pojawiła się Renata Dąbkowska, która wykonała nieodżałowane Obudź We Mnie Wenus) był w momencie wskazania go do Birmingham jako reprezentanta Polski na absolutnym topie. Jednak mimo typowania piosenki To Takie Proste do zajęcia miejsca w czołowej dziesiątce finału, i tutaj okazało się, że popularność artysty w kraju na Eurowizji nie gwarantuje niczego. 17 miejsce zapewne było bolesnym doświadczeniem dla członków grupy.

Nie lepiej sprawa ma się z 1999 rokiem. Mieczysław Szcześniak był w końcu uznanym artystą, który na polskiej scenie działał od lat 70.! W tym samym roku w rozgłośniach radiowych odtwarzana była raz za razem słynna Dumka Na Dwa Serca, którą nagrał wspólnie z Edytą Górniak. Za utworem Przytul Mnie Mocno stali zresztą uznani autorzy: Seweryn Krajewski i Wojciech Ziembicki. Nie pomogło, zajęliśmy jedynie 18 miejsce.

Przechodząc do 2001 r. nie sposób nie odnieść wrażenia, że z roku na rok szło nam coraz gorzej. Piasek był z pewnością w momencie wyboru na reprezentanta uznanym wokalistą, który wylansował kilka przebojów, grał w telenoweli Złotopolscy i… już w 1999 r. miał jechać na Eurowizję. Odgrażał się zresztą, że z Kopenhagi przywiezie Grand Prix. Zamiast tego, przywiózł nagrodę Barbary Dex za niesławne już futro. I na jakiś czas zniknął  z show-biznesu, bo ponoć bardzo przeżył porażkę na Eurowizji.

Zatem podsumujmy: na 7 startów w latach 1994-2001 3 razy wysyłaliśmy zdolne debiutantki, zaś 4 razy popularnych artystów. Szala wciąż przechyla się na korzyść tej pierwszej grupy. Czy następne lata to zmienią?

Pierwsze podejście do Eurowizji grupy Ich Troje wywołało w kraju istną eurowizjomanię. Po 20. miejscu Piaska i rocznej przerwie apetyt na sukces był ogromny. Pierwsze publiczne preselekcje, problemy z systemem głosowania, fakt, że jeszcze na długo po zakończeniu show do TVP spływały głosy telewidzów i… pytanie, co Michałowi Wiśniewskiemu i jego ekipie uda się osiągnąć w Rydze. Nie ma co ukrywać, że oczekiwania były bardzo duże. Jak przyjęto 7 miejsce? Mimo tego, że był to drugi najlepszy rezultat Polski w konkursie (tak jest zresztą po dziś dzień), pamiętam nutę rozczarowania w dyskusjach, że jednak liczyliśmy na więcej, bo w końcu Ich Troje było wówczas u szczytu popularności i miało setki tysięcy fanów. Niemniej, ten wynik nieco przechyla szalę na korzyść uznanych nazwisk, jeśli chodzi o polskie starty.

Niestety, już 2004 r. statystyki te zaniża. Wiem, wiem, każdy powie, że Blue Cafe powinno było jechać na Eurowizję rok wcześniej. W opinii wielu fanów w 2004 r. w krajowych eliminacjach były o wiele lepsze piosenki, by wspomnieć tę Alicji Janosz, Goyi, Janusza Radka, Marcina Rozynka czy Sistars. Niestety, stało się jak się stało i ponownie (jak
w 1998 r.) musieliśmy zadowolić się 17. miejscem w finale. Średnia zdobytych miejsc wciąż wypada na korzyść debiutantów. W końcu 2, 11 i 18 to zdecydowanie lepiej niż 15, 17, 18, 20, 7 i 17.

Kolejne lata wcale owych statystyk nie poprawiły. Formacja Ivan i Delfin, mimo bycia na topie, nie zdołała awansować do finału (choć, żeby być sprawiedliwym, dodajmy, że niewiele zabrakło), podobnie Ich Troje przy drugim podejściu i The Jest Set (pamiętacie, że po Eurowizji piosenkę Time to Party w Opolu okrzyknięto przebojem roku?) w Helsinkach. Isis Gee, bądź co bądź, również nie była nikomu nieznana, głównie za sprawą udział w Tańcu
z Gwiazdami
.

Lata 2009-2011 to wysyłanie osób kojarzonych w branży, dla których udział w konkursie miał być przepustką do wielkiej kariery. Nie udało się. Mało tego, w 2011 r. udział w Eurowizji trudno nazwać w ogóle opłacalnym: po raz pierwszy w historii zajęliśmy ostatnie miejsce
w półfinale.

Rok 2014 to wybór właściwie z pogranicza. W końcu My Słowianie w rozgłośniach pobrzmiewało od jesieni 2013 r., drugi singiel Donatan i Cleo wydali właściwie przed samą Eurowizją. Udział w konkursie z pewnością im się opłacił. Zresztą nie tylko im, w końcu dla Oli Ciupy był przepustką do zaistnienia w polskim show-biznesie. Bez robienia prania na kopenhaskiej scenie nie byłoby to możliwe.

2015 r. to zdecydowanie udział artystki uznanej, o której jednak od jakiegoś czasu było cicho.

Z kolei Michała Szpaka oczywiście trudno nazwać debiutantem, choćby za sprawą wygranej w Opolu w 2015 r. i wcześniej drugiego miejsca w X Factorze, ale każdy, kto śledzi medialne doniesienia potwierdzi, że udział w Eurowizji sprawił, że wskoczył do ścisłej czołówki, jeśli chodzi o popularność wśród rodzimych gwiazd. Spróbujmy zatem podsumować te rozważania:

Odpowiedź brzmi zatem: statystycznie bardziej opłaca się nam wysyłać zdolnych debiutantów, najgorzej statystyka wygląda w przypadku osób z jakimś dorobkiem, dla których Eurowizja miała być furtką do wielkiej kariery, zaś w przypadku osób znanych statystyki są raczej średnie, choć biorąc pod uwagę ich popularność, zdecydowanie mniej opłaca im się udział w Eurowizji (przy założeniu, że przez udział w konkursie mogą coś stracić).

Jednak, aby nieco uspokoić umysły rozgrzane tymi statystycznymi obliczeniami, powiedzmy sobie szczerze: i tak wszystko zależy od piosenki. Szczególnie w przypadku obecnego systemu głosowania i licznej polskiej diaspory rozsianej po Europie. Wyzwanie, jakie stoi przed nami w najbliższych latach to wytypowanie takiego utworu, który przypadnie do gustu również jurorom.

Źródło: inf. własne, escforum.net, eurovision.tv

Zdjęcie: eurovision.tv

Exit mobile version