Odcinek 8: Bałtycka dominacja…
Tydzień za tygodniem biegną, a w raz z nimi przemykają kolejne wydarzenia selekcyjne. Finały, półfinały i inne pomniejsze imprezy mijają z prędkością błyskawicy. Kiedy jedne kraje kończą poszukiwania reprezentantów, inne dopiero rozkręcają selekcje. Jednak luty się kończy, co oznacza, że powoli zbliżamy się do finiszu. Wszystkie piosenki powinniśmy poznać do połowy marca. Przez najbliższe trzy tygodnie poznamy również to, co nadawcy wybrali poza selekcjami. Czekamy na premiery 13 piosenek, w tym… z Albanii, która niespodziewanie postanowiła zmienić tą która wygrała prawidłowo przeprowadzone selekcje! Dość dziwna sytuacja, ponieważ jednym z powodów, dla których utwór ma być zmieniony, to słabe wyniki Diell w rankingach. 1:0 dla wczesnych wyborów! Jak coś się nie klei przecież zawsze można zmienić piosenkę! Możemy się z tym zgadzać lub nie, nadawcy mają jednak prawo dowolnie wymieniać utwory, nawet te wybrane w selekcjach, kompletnie ignorując pozostałych ich uczestników. Najczęściej z tego prawa korzystała Białoruś, nie tym razem jednak. Oczywiście Elhaida Dani zachowa tytuł reprezentantki Albanii. Nowa piosenka nazywać się będzie I’m Alive.
Odnośnie wyborów wewnętrznych, nie był tutaj jeszcze omawiany francuski utwór, wybrany przez francuskiego nadawcę już miesiąc temu. Coś więcej na jego temat omówimy przy okazji ogłaszania kolejnych wewnętrznie wybranych piosenek. Będzie to mała rozprawa na temat: polityka a ESC! Pare innych krajów też się jeszcze może w takie gierki wmieszać, Armenia już nawet potwierdziła zamiary…
Zostawmy już jednak wewnętrzne ‘gierki’, a wróćmy do meritum, czyli selekcji! Zastanawialiście się kiedyś jak byłoby nudno, gdyby wszyscy nadawcy wybierali reprezentantów wewnętrznie? Ile emocji byśmy stracili? Rewelacyjnych (lub nie) widowisk? Piosenek, które cały czas przewijają się na naszych playlistach?
Szczególnym źródłem hitów dla eurowizjomaniaków od wielu lat jest szwedzkie Melodifestivalen. Nie inaczej jest w tym roku. Prym największego ‘mózgożercy’ ciągle wiedzie Hello hi, pochodzące z pierwszego półfinału. W tym tygodniu, o ile poziom piosenek był wyrównany i wysoce poprawny, o tyle ciężko było odnaleźć naprawdę wbijający się do głowy utwór. Przez większość czasu można było powiedzieć, że jakby wieje nudą… Aż do piosenki numer 7! Jon Henrik Fjällgren i jego lapońskie ‘pojękiwanie’ rozgrzali Szwecję do czerwoności! Czy Jon potrafi wokół siebie rozsiać na tyle silną magię, aby móc z siła skandynawskiego folku podbić również Wiedeń?
W zeszłym tygodniu dużo było o MF, w tym nie będę się więc rozpisywać. Jednak o jednym ‘precedensie’ wspomnieć muszę. Ja dobrze rozumiem, że nie ma w Szwecji tylu tancerzy czy statystów, aby w żadnym występie nikt się nie powtarzał, jednak bez przesadyzmu! Niektóre persony wydają się być dosłownie wszędzie! Mnie od dłuższego czasu strasznie irytował jeden długowłosy brodacz, który wydawał się wyskakiwać niczym Filip z konopii w co drugim występie! Jego aparycja ma w sobie pewien niezidentyfikowany szczegół krzyczący: ‘To ja jestem gwiazdą! To na mnie patrzcie!’ Jakież było moje przerażenie, gdy okazało się, że w tą sobotę miał jedną z głównych ról w openingu! Ludzie, jego tam jest więcej niż prowadzących! Niech już Bjorkman wpuści go na MF w roli wokalisty, przynajmniej trochę sobie od niego odpoczniemy.
Poznajecie tę twarzyczkę? W ilu występach go wypatrzyliście?
W Finlandii odbył się ostatni półfinał Uuden Musiikin Kilpailu. Jednocześnie był to pierwszy, któremu miałam okazję tak naprawdę się dobrze przyjrzeć. Wielkie brawa dla Finów! Za show, realizację, odważne podejście do muzyki! Bo w UMK znaleźć można każdy gatunek! Tak, fińskie disco polo też jest… Spokojnie znajdziemy też tradycyjnie różne rodzaje rocka, popu, jednak opery, rapu, folku, tanga czy bollywoodu też można doświadczyć. Dla każdego coś dobrego. Hitem minionego odcinka stał się klon Juliusza Cezara. Rzymski klimat i Ave Cezar! Muzycznie – liźnięcie gotyckiego metalu może niekoniecznie jest w tym przypadku miłe dla ucha, jednak show robi wrażenie! Teledysk tyka również inne epoki historyczne, nie tylko te rzymskie.
‘Zwycięzcą’ wieczoru w kategorii najlepsza stylizacji był jak dla mnie ‘czerwony pan’. Przyuważyłam go już jako jurora w studiu oceniającym teledyski. Jego widok niemalże zrzucił mnie z krzesła…
Ostatni półfinał obejrzeliśmy również na Węgrzech. Za tydzień poznamy zwycięzcę A Dal 2015. Jak już pisałam, o wybór tego kraju się nie boję. Może jedynie rockandrollowego jazzu, któremu jakimś cudem udało się do finału wśliznąć, nie chciałabym usłyszeć na ESC. Wiecie co? Węgrzy powinni wygrać eurowizję w najbliższych latach. Należy im się za poziom, a oglądając selekcje, nie ma wątpliwości, że organizacyjnie nie zawiodą.
Oprócz tych trzech półfinałów w weekend zobaczyliśmy aż trzy finały! Dziwnym trafem wszystkie trzy odbyły się w krajach bałtyckich. I dziwnym trafem wszystkie te trzy kraje wybrały rewelacyjnie! No dobra, nie było to dziwne, było to do przewidzenia. Ale tylko troszkę! W końcu Bałtowie w eurowizyjnym światku znani są ze swoich dziwnych wyborów. Tym razem jednak nie zawiedli fanów! Mieli w stawce dobre utwory – więc to wykorzystali. Litwa, Łotwa, a w szczególności Estonia mogą w tym roku pozamiatać.
Tak więc po kolei. Litwa – Eurovizjos 2015 nie mógł się oczywiście zakończyć w typowy sposób. Program z założenia wygrać miał solista, a jednak do Wiednia pojedzie… duet! Jak to możliwe? A więc, w regulaminie jest taki kruczek, że twórcy piosenek dopuszczonych do selekcji mają jakiś tam głos w sprawie, przez kogo mają one być śpiewane na poszczególnych etapach. Twórcom This Time tak bardzo spodobało się wspólne wykonanie zwycięskiego utworu przez Monikę Linkyte oraz Vaidasa Baumilę, że (uwaga!) W PIĄTEK (finał odbył się w sobotę) wystosowali do LRT podanie o to, aby to właśnie duet mógł walczyć o wyjazd do Wiednia. Stało się więc zgodnie z życzeniem twórców. Mia zmierzyła się nie z dwoma przeciwnikami, a z jednym, zdublowanym. Skutkiem – omal nie wygrała! Jej wersja This Time w westernowej stylizacji nie jest chyba tym , co mogłoby do gustu przypaść Europie. Wokalistka jednak cieszy się sporą sympatią rodaków, a najwięcej głosów zgromadziła w trakcie wykonań utworów znanych z tegorocznych… jak i poprzednich selekcji! Rok temu Mia również otarła się o zwycięstwo. Czy za rok spróbuje jeszcze raz? A może powinna zgłosić piosenką napisaną przez siebie lub pod siebie? W dwóch ostatnich przypadkach taka właśnie taktyka była łaskawa dla zwycięzców. Dlatego właśnie Mia jeszcze nie wygrała, ciężko jej podebrać czyjąś piosenkę…
Monika, Vaidas oraz ich ‘One Kiss’ w Wiedniu mogą całkiem wiele zdziałać. Dla wielu jest to najlepsza litewska piosenka od lat. Czy przełoży się to na wynik?
Finał Eesti Laul nie należał do zachwycających widowisk. Ochów i achów nie miałam ani nad realizacją, ani nad poziomem muzycznym. Nawet prowadzący z wyglądu przypominał zombiaka. Mimo że było to najważniejsze wydarzenie soboty, najsłabiej wypadało na tle reszty. Jednak efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania! Estonia miała w stawce jedno jedyne arcydzieło – i to wykorzystała! ‘Goodbye To Yesterday’ z góry stało się faworytem do wygrania ESC. Co ciekawe wielu członków jury stwierdziła, że rockowa propozycja grupy Elephant From Neptune podoba się im bardziej, skutkiem czego, zespół otarł się o zwycięstwo w głosowaniu jury. Jednak widzowie byli im na tyle nie przychylni, że chłopakom nie udało się nawet wejść do superfinału. Duet Eliba Born & Stig Rasta zmiótł televoting. Tallin 2016?
https://www.youtube.com/watch?v=BIP5Tjchk7s
Jak się okazuje, niektórzy mają zupełnie inne zdanie odnośnie estońskiego finału. Michał wypowiadał się w samych superlatywach:
‘Po raz pierwszy oglądałem cały finał od początku do końca, więc nie mam porównania z innymi finałami, ale według mnie było rewelacyjnie. Wszystko było perfekcyjne zarówno od strony muzycznej jak i organizacyjnej. Muzycznie wszystkie piosenki według mnie były na wysokim poziomie i każda mogłaby godnie reprezentować Estonię. A organizacyjnie też wszystko było w sam raz. Nie było dużo gadania. Zapowiedź piosenki, występ, krótka rozmowa po i przerywnik – scenki z dziećmi. Nie rozumiałem o co chodzi w tych filmikach z dzieciakami, bo nie znam estońskiego, ale miałem wrażenie, że pasują do tych piosenek. Nie było zbytniego przeciągania ogłaszania wyników. Po prostu wszystko idealnie i perfekcyjnie. Bardzo miło się oglądało. A jak jeszcze się okazało, że wszystkie 3 piosenki w superfinale były moimi ulubionymi, to poczułem się jak Estończyk. Mogę tam zamieszkać!’
W niedzielę zobaczyliśmy ostatni ‘bałtycki’ finał narodowy – i najlepszy! Moim skromnym zdaniem. Łotewska Supernova ma być lekarstwem na mierne wyniki eurowizyjne. Póki co, wygląda na to, że prawdopodobnie skutecznym! Wybrana piosenka, może nie każdemu przypadać do gustu, jednak reprezentuje na tyle wysoki poziom artystyczny, że eurowizyjne jury na pewno nie poskąpi mu punktów.
Nie sama zwycięska piosenka zasłużyła na pochwały. Supernova była najlepszym finałem z wszystkich trzech tego weekendu. Wyprzedziła sąsiadów o wiele mil. Wysoki poziom realizacji, dobra oprawa graficzna oraz Bóbr, który wreszcie faktycznie stał się prawdziwym bohaterem show. Faktem jest, że w nieskończoność czekaliśmy na wyniki (selekcje z czterema piosenkami trwały ponad dwie godziny). Niestety wielu nadawców lubi zapraszać zbyt wielu gości specjalnych, robiąc wielkie koncerty zamiast Intervalów. Czy wreszcie ktoś zrozumie że zniecierpliwieni i rozemocjonowani widzowie nie koniecznie mają ochotę na recitale w oczekiwaniu na wyniki?
Na koniec – omówimy początki. Kolejne trzy kraje rozpoczęły selekcje. Mołdawia, Niemcy, Austria. Jeden klasyczny format. I dwie wariacje na temat. Od germańskich eksperymentów zaczniemy. Unser Star für Österreich bazuje na formacie powstałym rok temu. Ciekawe, a jednak skomplikowane toselekcje. Najpierw w koncercie klubowym z kliku nowych twarzy na niemieckiej scenie muzycznej wybiera się jedną, która dostanie dziką kartę do udziału w głównych selekcjach. Rok temu z tego właśnie z tego etapu awansował zespół Elaiza. Wszyscy dobrze wiemy, jak to się skończyło. Kolejna runda, finał, dzieli się na dwie części. Z pierwszej awansuje czterech (na ośmiu) finalistów. Wykonują oni wtedy również drugi utwór przygotowany z myślą o selekcjach. Łącznie z ośmiu piosenek (po dwie na każdego wykonawcę z drugiego etapu) walczyć będzie o wejście do superfinału. Tam zmierzą się ze sobą już tylko dwa utwory. Jak ławo się domyśleć, zwycięzca duelu trafi na Eurowizję. Oryginalny format, prawda?
Za nami pierwszy odcinek, czyli Clubkonzert. 10 debiutantów starło się w walce o finał selekcji. Konkurencji dała radę Ann Sophie. Dziewczyna jako jedna z nielicznych zaprezentowała niesamowitą swobodę na scenie. Na trzy minuty stała się jej królową. O ile jej piosenka ‘Jump the Gun’ nie powaliła mnie, zabrakło jej ‘tego czegoś’, zwłaszcza w refrenie, to za samą charyzmę wokalistce należał się awans.
https://www.youtube.com/watch?v=18FVcTseOX0
Clubkonzert, zgodnie z nazwą, miał bardzo klubowy charakter. Widać było, że miejsce starcia nie jest typowym studiem telewizyjnym. Transmisja momentami przypominała najzwyklejszą w świecie relację, z najzwyklejszego w świecie koncertu. Sympatyczna to odmiana od typowych selekcji, momentami identycznych we wszystkich elementach za wyjątkiem piosenek, chociaż i w tym przypadku kopiowania mamy nie mało.
Co w tym roku wymyśliła Austria? Pomimo tego, że zwycięstwo przyniósł temu kraju wybór wewnętrzny, w tym roku postanowiona zorganizować selekcje. Wer singt für Österreich? Jest kolejnym pokręconym formatem, przebieg kolejnych jego etapów komentować będę na bieżąco. Przed nami jeszcze trzy odcinki, we wszystkich jednak usłyszymy tych samych uczestników. Albowiem jedyna eliminacja odbyła się w minionym tygodniu. I to nie byle jaka, z 16 wykonawców pozostała tylko szóstka! Piosenek jeszcze nie znamy, usłyszymy je w odcinku numer 3. Oczywiście show zobaczyliśmy całkiem sympatyczne. Może i irytowały momentami pogaduszki jurorów w trakcie piosenek, jednak program skrojony na zachodnią modłę zazwyczaj ogląda się przyjemnie. Nie inaczej było tym razem.
Kto zwrócił na siebie największą uwagę w Austrii? Zespół wzorujący się na klasyce. Prawdziwej klasyce! Johann Sebastian Bass czerpie inspirację również w nurcie psychodelicznym. Jak odbieracie takie połączenie?
Ostatni kraj który tu dzisiaj omówimy, to Mołdawia. Jeden z najbiedniejszych europejskich krajów postanowił nam zafundować selekcje z dwoma półfinałami. Wszystko ma się odbyć w jednym tygodniu. Za nami już pierwszy wieczór O Melodie Pentru Europa. Muzycznie całkiem nieźle to wszystko wypada. Realizacyjnie ciężko jednak porównywać Mołdawię do krajów germańskich. Prowadząca przypomina bohaterkę latynoskiej telenoweli a całość aż kipi telewizją sprzed dekady. Uczestnicy selekcji potrafią jednak zrobić na scenie całkiem ładnie skrojone show. A całkiem sporo tych uczestników! W dwóch półfinałach usłyszymy ich łącznie 24. Niestety niekończący się Interval (miliardy występów gości specjalnych, byłych reprezentantów i im podobnych) nadwyrężył nerwy przeciętnego widza. O ile do niego dotrwali. Stream wyjątkowo mocno się zacinał, nie wszystkim więc starczyło cierpliwości na dokończenie mołdawskiej przygody. Czy w czwartek będzie lepiej?
Jest jedna rzecz o której nie możemy zapomnieć w kontekście Mołdawii. Panie i Panowie! Epic Sax Gay powrócił! Przekażcie Internetom. Your Idol is back!
Tyle się dzieje! Selekcje mamy już prawie codziennie! Cóż się jednak stanie gdy się wreszcie skończą? Czy naszym życiem do maja zawładnie smutek i rutyna? A może wprost przeciwnie? Zaczniemy znów żyć?
Wasza HoSanna