Eurowizja 2020 za niecałe dwa miesiące. Znamy już wszystkie tegoroczne kompozycje, co pozwala nam ocenić sezon selekcyjny, na dobre zakończony w zeszłą sobotę. Jak oceniamy wybrane piosenki na Eurowizję? Co sądzimy o tegorocznym poziomie utworów? Co nas najbardziej zaskoczyło w sezonie selekcyjnym i czy mamy już swoich faworytów? Sprawdźcie nasze opinie!
Eurowizja 2020: bezpieczne, ale szybko wymazywane utwory
Eurowizja 2020: sezon drugich wyborów
Eurowizja 2020: sezon nieprzewidywalności
Mam wrażenie, że wiele krajów zagrało bezpiecznie, przez co można tonąć w typowości i nudności stawki. Uważam, że jest kilka utworów bardzo przedawnionych, które wyjęto z szuflad, a w modę wpasowałyby się dekadę lub nawet dwie dekady temu. Nie sądzę, żeby to był masowy powrót do dawnych lat, a właśnie bezpieczna gra i ryzykowanie porażki na rzecz sprawdzonych rozwiązań. Tym samym preselekcje pogrążyły wiele ambitnych propozycji. Z drugiej strony w grę wchodzi trochę utworów nowatorskich, awangardowych, które przyjmują teraz pozycję liderów, choć nie do końca wiadomo, jakie wrażenie sprawią na wielkiej scenie.
Od skrajnie miałkich (Mołdawia, Serbia, Finlandia, Estonia) po skrajnie szalone (Litwa, Rosja, Islandia) – większość utworów może nas zaskoczyć pozytywnie, jak i negatywnie. Nie ma ewidentnych przegranych i ewidentnych zdobywców czołówki. Trochę mi to przypomina Eurowizję 2011, kiedy różnice punktowe były niewielkie, a wiele krajów niespodziewanie zawiodło bądź zaskoczyło. Czekam na rozwiązania sceniczne i organizacyjne, bo pod tym względem może to być najbardziej interesująca Eurowizja ostatnich lat. Wraz z nieprzewidywalnością i dobrym poziomem produkcji rosną emocje, nie mówiąc już o zagrożeniu dla całego przebiegu konkursu.
Eurowizja 2020: sezon selekcyjny, który odejdzie w niepamięć
Eurowizja 2020 to rocznik słabszy niż 2018 i 2019
Eurowizja 2020: ze skrajności w skrajność
Tak jak moi koledzy twierdzę, że w tym roku mamy do czynienia z dwoma zestawami utworów. Pierwszy to te bardzo wtórne, zupełnie niereprezentatywne dla danego rynku muzycznego. Niekiedy nawet ślepo dążące za trendami z Ameryki (Armenia, Bułgaria, Rumunia). Druga strona medalu to piosenki zupełnie abstrakcyjne, oryginalne. Można tu wymienić choćby Azerbejdżan, Litwę, Islandię czy Rosję. Nie da się ukryć, że stawka Eurowizji 2020 stoi balladami. Jedną z nich, bardzo niedocenioną moim zdaniem, jest kompozycja z Polski. Nie zgodzę się jednak, że w samym sezonie selekcyjnym brakowało różnorodności. Widzowie w niemal każdym formacie mieli do wyboru różne gatunki muzyczne, często wskazując „bezpieczniejszą” opcję, artystę, który nie był faworytem.
Podzielam też opinie Krzyśka, że tegoroczny Melfest był dużo słabszy od ubiegłych lat. Większym problemem było jednak dla mnie to, że zarówno Duńczycy, jak i Norwegowie widocznie inspirowali się szwedzkimi selekcjami. Sami wokaliści wykonywali często utwory szwedzkich twórców, stąd chwilami można było odnieść wrażenie, że oglądamy kolejne wersje Melodifestivalen. To na pewno nie jest dobry kierunek. My po roku przerwy również wróciliśmy do selekcji. Może niepotrzebnych, może trącących myszką, ale z pewnością dostarczyły nam one mnóstwo emocji. Wierzę, że jeszcze większe sprawi nam w maju Alicja i jej „Empires”.
Mieszko Czerniawski