Czego oczekujemy od Konkursu Eurowizji? Jest to pytanie, które od początku tego wydarzenia wywołuje sporo dyskusji. Najprościej byłoby stwierdzić, że jest to wydarzenie telewizyjne, które powinno dostarczać rozrywki. Pomimo tak prostego założenia, Konkurs przez dekady kumulował krytykę przeciwników, którzy podkreślali wątpliwy wymiar muzyczny. I to właśnie na tem aspekcie skupi się ten wpis pomijając Eurowizję jako widowisko rozrywkowe.
Konflikt: muzyka radiowa vs. kultura
Od kilku dobrych lat (mniej więcej od 2009 roku czyli od wprowadzenia jury; przypadek? nie sądzę!) zwraca się uwagę, że poziom ESC znacznie się podniósł. Dominująca dyskusja skupia się obecnie na tym czy piosenki uczestniczące w ESC powinny charakteryzować się potencjałem komercyjnym czy też ściśle reprezentować kulturę danego kraju.
Potencjał komercyjny należy rozumieć jako wpisywanie się w kryteria sowainstreamowych stacji radiowych, zdolność do sprzedaży cyfrowej i fizycznej oraz odtworzeń na platformach streamingowych. Ogólnie jest to podejście, które można zaprezentować w sposób ilościowy, wymierny. Jeśli spojrzymy na wiele stron, które skupiają się wyłącznie na muzyce popowej pojawia się tam wręcz licytacja na wskaźniki, liczby i statystyki.
Drugie podejście to odwzorowanie kultury danego kraju. To podejście jest o tyle nieścisłe, że gdy jedni zadowalają się wyłącznie wykorzystaniem motywów etnicznych, inni są zwolennikami jak najwierniejszych odwzorowań kultury tradycyjnej.
Zwolennicy komercyjności zarzucają tym drugim archaiczność oraz ograniczenie w ilościowym przyciąganiu nowych zwolenników Konkursu. Przedstawiciele nurtu kulturowego zwracają uwagę na jednorodność eurowizyjnych utworów.
Obu grupom przyświeca reputacja Konkursu: z jednej strony jako masowego wydarzenia śledzonego przez miliony (podejście komercyjne), a z drugiej jako przegląd muzycznej specyfiki poszczególnych krajów (podejście kulturowe). Czy to znaczy, że należy opowiedzieć się wyłącznie za jedną stron i strzec rozwoju ESC w jednym z tych dwóch kierunków (jeśli uznamy, że głos fanów ma znaczenie)?
Czy jest to podział właściwy?
W moim przekonaniu żadne z tych podejść nie jest w pełni właściwe i żadne z nich samodzielnie nie przyczynia się do poprawy reputacji Konkursu Piosenki Eurowizji. Dlaczego? Masowa popularność wydarzenia t.j. Konkurs Piosenki Eurowizji (jeśli uznamy, że jest niewystarczająca chwili obecnej) oznacza, że na scenie w maju usłyszymy dokładnie to samo co w stacjach radiowych. Tym samym, Eurowizja może stracić na wyjątkowości, która w pierwszej kolejności spowodowała, że niektórzy zainteresowali się ESC. Jednocześnie wyłączne skupianie się potencjale komercyjnym sprowadza ESC wyłącznie do jednego z kolejnych wydarzeń telewizyjnych.
Nie znaczy to jednak, że każdy kraj powinien być zmuszony do prezentowania w sposób oczywisty swojej kultury. Wyłączne skupienie się na tym aspekcie może prowadzić do budowania muzycznych stereotypów o poszczególnych rynkach muzycznych. Z resztą, oczekiwanie różnorodności kulturowej też może być prezentowana na gruncie tzw. radiowym. Inaczej brzmi „radiówka” szwedzka, serbska, polska czy włoska. Problem polega na tym, że część nadawców oraz głosujących na poziomie preselekcji, koncentrując się przede wszystkim na potencjalnym wyniku, wybiera utwory, które często trudno zakwalifikować geograficznie.
W moim przekonaniu kluczem do tego jest zachowanie jak największej różnorodności w ESC i budowania warunków, które umożliwiają prezentacje wyraźnej twórczości artystycznej (nazwijmy to trzecią droga lub podejściem eksperymentalnym). Nie znaczy to też, że wcześniejsze podejścia są nieistotne. Należy pamiętać, że dominacja jednego z nich trwale może ograniczyć atrakcyjność dla masowego widza lub odwrócić się od pierwotnych założeń Eurowizji. Jako osoba, która zainteresowana jest nie tylko reputacją ale też rozwojem Eurowizji, z wielką radością przyjmuje kolejne zdarzenia, które otwierają drzwi i uświadamiają zarówno regularnym widzom, jak i fanom, że to wydarzenie jest dużo mniej oczywiste muzycznie, niż część osób się tego może spodziewać. Inaczej mówiąc, chodzi o odklejenie na dobre etykiety z napisem eurowizyjna piosenka. Oznacza to często ryzykowne eksperymenty, którym jednak zdarza się doprowadzić na Eurowizji do przełomu.
Kamienie milowe ostatnich lat
Oczywiście Konkurs Eurowizji miał wiele kamieni milowych rozpoczynających kariery popularnych wykonawców na świecie, wprowadzających nowe rozwiązania technologiczne, ale muzycznie przez wiele lat kojarzyło się Konkurs albo z klasycznymi balladami, albo z lekkimi utworami idealnymi do podśpiewywania pod nosem. W ostatnich latach, wyróżniam trzy istotne przełomy. Pierwszy z nich do zwycięstwo zespołu Lordi prezentującego dość archaiczną stylistycznie, ale wciąż hard-rockową propozycję – Hard Rock Hallelujah. Ten moment uświadomił wielu widzom, a przede wszystkim rynkowi, że warto prezentować na ESC różnorodność stylistyczną, która odbiega od tego co można powszechnie można usłyszeć w stacjach radiowych i często jest zarezerwowana dla wyspecjalizowanych festiwali muzycznych.
Kolejnym takim przełomem w ostatnich latach były drugie miejsca utworów o bardzo określonej stylistyce muzycznej, a jednocześnie prezentujących znaczne wysublimowanie: przedstawiciela filmowego jazzu z Włoch w 2011 roku (Raphael Gualazzi – Madness Of Love) oraz country z Holandii w 2014 roku (The Common Linnets – Calm After The Storm). Przeciwnicy tych propozycji z pewnością podkreślą snobizm muzyczny ale to właśnie te dwie piosenki poprawiają reputację ESC wśród profesjonalistów śledzących wydarzenia muzyczne, co jest w stanie oddziaływać w długoterminowej perspektywie na widownie. Dodatkowo, stanowią atrakcyjny argument, który można przedstawić bezkompromisowym artystom zazwyczaj odżegnującym się od wydarzeń stricte telewizyjnych.
Ostatnim przykładem, o którym chciałbym wspomnieć jest tegoroczna zwycięska kompozycja 1944 w wykonaniu Jamali z Ukrainy. Muzycznie, ta propozycja otwiera salony dla tzw. 2-step garage oraz bardziej trip-hopowych odcieni muzycznych (wokalistka w wywiadach podkreślała, że muzyczną inspiracją dla mniej był brytyjski artysta – Burial [LINK] oraz solowy projekt Thoma Yorke’a [LINK] z grupy Radiohead). Jednak to co w moim przekonaniu jest szczególnie istotne to, umożliwienie Eurowizji zwiększenie różnorodności emocjonalnej: oprócz utworów jednoznacznie radosnych i budujących, ESC może też być areną do prezentowania propozycji, które są dość emocjonalnie trudne i nieokreślone. Na ile to się przełoży na propozycje konkursowe w przyszłości, pokażą kolejne edycje Eurowizji.
Co przekona nieprzekonanych?
Pojawia się pytanie: na ile kolejne momenty przełomowe będą w stanie poprawić reputację Konkursu. Jest to o tyle problematyczne, gdyż widzowie są często z góry uprzedzeni. W tym roku, który dość zgodnie jest uznawany za dobry przykład poprawy muzycznego poziomu, spotkałem się z opinią, że Eurowizja nie jest już śmieszna. Według tej opinii jakość utworu nie ma znaczenia – z racji tego, że pojawił się na Konkursie Piosenki Eurowizji automatycznie pomniejsza się jego wartość.
Jeśli tak jest to zawsze pozostaje zwyczajna radość z tego, że Eurowizja to Konkurs, który stara się przedstawić jak największą różnorodność na wielu poziomach oraz stanowi dobry przykład masowego wydarzenia, które jest otwarte na brzmienia reprezentujące całą paletę dźwięków.