Rumuńskie preselekcje (Selecția Națională) to konkurs mający za zadanie wyłonić reprezentanta Rumunii na Eurowizję. Skomplikowana historia wpłynęła na bogatą kulturę i różnorodność artystyczną. Co ciekawe, Rumuni mogą się pochwalić wieloma światowymi gwiazdami muzyki klubowej, ale radość i dumę tego byłego socjalistycznego kraju zabiera ciągła walka o reputację – odbieranego jako skorumpowanego i biednego. Jak format eurowizyjnych preselekcji radzi sobie na tle tych wydarzeń?
Przeczytaj inne teksty z cyklu „Śladami preselekcji”.
Selecția Națională pierwszą edycję miały w 1993 roku, kiedy to Rumunia próbowała bezskutecznie zadebiutować na Eurowizji, biorąc udział w rundzie kwalifikacyjnej i zajmując ostatnie, siódme miejsce. Pierwszy oficjalny udział tego kraju na Eurowizji miał miejsce rok później, wraz z debiutem Polski, gdy Dan Bittman zajął 21. miejsce w finale, co spowodowało z kolei powrót do rundy kwalifikacyjnej i kolejne ostatnie miejsce w 1996 roku. Rumunia nie brała udziału w Eurowizji w 1995, 1997, 1999 i 2001 roku. Mimo niepewnych startów, krajowe preselekcje ewoluowały na przestrzeni 25 lat. Stale zmieniający się format i sposób głosowania w konkursie sporo namieszał w wielu wyborach krajowego reprezentanta, ale stał się także kolebką nowego brzmienia, które osiągnęło komercyjny sukces na rynku europejskim.
Czym dla Rumunów jest manele?
Terytorium Rumunii stanowiło kiedyś najdalsze peryferia imperiów bizantyjskiego, otomańskiego, habsburskiego i rosyjskiego. Do dziś ta skomplikowana historia ma wpływ na kraj, ale także przekłada się na muzykę. To tutaj na granicy różnych kultur – europejskiej, orientalnej i ludowej – powstało manele. Są to proste brzmienia, coś na miarę naszego disco polo, a teksty utworów, w zależności od wykonawcy, bardzo często są wypełnione slangiem oraz wulgarnym lub przesłodzonym stylem. Ten nowatorski trend stał się elementem muzyki romskiej, choć profesjonalni muzycy romscy, czyli lautarzy, którzy od wieków pielęgnują swoje dziedzictwo, niechętnie podchodzili do zderzenia z nowymi brzmieniami. Romowie stanowią aż osiem procent populacji rumuńskiej i są nieodłączną częścią rumuńskiego krajobrazu, ale wielu wykonawców manele nie jest rodowitymi Cyganami. Wynika to z zainteresowania i utożsamiania się z tą muzyką przez młodszą część społeczeństwa, ku niezadowoleniu tej bardziej „wykształconej”.
Oficjalnie państwowe media nie przywiązywały uwagi do manele, ale mimo to rosła popularność gatunku. Maneliści tworzyli własne wytwórnie płytowe, kluby, media. Tych piosenek do dziś nie można kupić w salonach muzycznych. Są dostępne na bazarach w formie tanich płyt lub składanek mp3. Podobnie jest z koncertami, o których trudno jest znaleźć informacje, ale sprawnie działa poczta pantoflowa. Tym bardziej, że kluby z muzyką manele często goszczą lokalne gwiazdy oraz sportowców. Oficjalnie nikt nie przyzna się do jej słuchania, jednak nagle podczas imprez okazuje się, że teksty najpopularniejszych przebojów są wszystkim doskonale znane. Przykładem może być znany także w Polsce zespół Akcent, który zajął drugie miejsce w preselekcjach w 2006 roku.
Rumuni przejmują scenę muzyki tanecznej
Początek XXI wieku stał się przełomowy dla muzyki rumuńskiej i nie mowa tutaj o mołdawskiej grupie O-Zone, ale o wielu innych artystach, którzy swoją muzyczną przygodę rozpoczynali od udziału w preselekcjach do Eurowizji, by później zdominować radiowe listy przebojów w Europie. Rumuńscy artyści muzyki klubowej zdołali osiągnąć komercyjny sukces w bardzo krótkim czasie. Lokalny dance-pop idealnie wpasował się także w eurowizyjny świat. Charakterystyczne, taneczne melodie, którym często towarzyszy akordeon, a także proste teksty, najczęściej pisane po angielsku, stały się powtarzane przez wielu rumuńskich producentów.
Zainteresowanie muzyką dyskotekową wynika z tego, że wielu artystów dorastało po upadku komunizmu. Chcieli oni tworzyć muzykę imprezową, coś co przyciągnie ludzi na parkiet. Dzięki temu Rumuni stali się wręcz ekspertami w produkcji muzyki dyskotekowej. Tacy artyści jak Morandi, Connect-R czy INNA zaczynali swoje kariery, właśnie biorąc udział w rumuńskich preselekcjach. Niestety po osiągnięciu sukcesu na rynku europejskim nie pojawili się w nich ponownie.
Pseudonim sceniczny INNA, artystka przyjęła w 2008 roku. Wcześniej jako Alessandra, jeszcze w tym samym roku, wzięła udział w preselekcjach z piosenkami Goodbye i Sorry. Żaden z utworów nie został jednak wybrany. W kolejnych latach INNA była kilkakrotnie namawiana przez fanów, a w 2012 roku nawet przez krajowego nadawcę, do udziału w Eurowizji, lecz za każdym razem odmawiała uczestnictwa. W przypadku duetu Morandi, w 2007 roku ich utwór Crazy został zdyskwalifikowany, a rok później Marius Moga, czyli połowa projektu, wraz z zespołem Zero zajął piąte miejsce w preselekcjach z piosenką Come This Way. Kolejnym znanym artystą i producentem, który podbił światowy rynek muzyczny za sprawą Stereo Love, jest Edward Maya. Producent współpracował z wieloma rumuńskimi artystami, m.in. pracował nad piosenką Torneo, z którą Mihai Trăistariu w 2006 roku zajął czwarte miejsce na Eurowizji. Mihai wielokrotnie poszukiwał idealnego utworu na Eurowizję, aby nie tylko znowu wygrać preselekcje, ale także międzynarodowy konkurs. Mimo to nie dostał kolejnej szansy reprezentowania kraju. Najbliżej ponownego zwycięstwa był w 2017 roku z balladą I won’t Surrender. Kolejną rozpoznawalną twarzą stała się, dzięki kompozycji Let me Try, Luminița Anghel, która zajęła trzecią pozycję w Kijowie w 2005 roku. Artystka wzięła ponownie udział w rumuńskich selekcjach w 2010 r. z Save Your Lives wraz z Tony’m Tomasem i Adrianem Piperem oraz w 2013 roku z Unique. Trzecie miejsce na Eurowizji powtórzył duet Pauli Seling i Oviego w 2010 roku, którym Rumuni dali drugą szansę także w 2014 roku, kiedy to zajęli również dobre miejsce w eurowizyjnym finale (dwunaste), broniąc kolejnego dobrze wyprodukowanego, imprezowego przeboju.
Tęsknota za Zachodem
Rumunia jest jedynym krajem romańskim na Wschodzie. Najwięcej Rumunów emigruje do Włoch, Francji czy Hiszpanii. Właśnie dlatego wielu artystów czerpie inspiracje z Zachodu, a europeizacja miała swój punkt kulminacyjny w 2007 roku, kiedy to 1 stycznia Rumunia wstąpiła do Unii Europejskiej. Krajowy nadawca TVR odnotował wtedy rekordową liczbę zgłoszeń do krajowych preselekcji w liczbie 259 piosenek (poprzedni rekord wynosił 160 kompozycji w 2004 roku). Rumunia nie miała zatem problemów z przestawieniem się na wzorce zachodnie. Wielokrotnie w preselekcjach mogliśmy usłyszeć to, co modne i na topie w Europie.
Miłość do Drakuli
Dla wielu ludzi Rumunia kojarzy się z jednym słowem – Drakula. Hrabia Drakula stworzony został przez irlandzkiego pisarza Brama Stokera i stał się najbardziej rozpoznawalną postacią literacką na świecie. Czy to się podoba Rumunom, czy nie, tytułowy wampir jest niemal synonimem ich kraju. Mimo że ojczyzna tytułowego Drakuli, czyli Transylwania, naprawdę istnieje, na Zachodzie uważana jest za krainę bajkową, magiczną, ale i niebezpieczną. Z jednej strony przyciąga to zachodnich turystów, z drugiej strony koliduje zasadniczo z rumuńskim poczuciem własnej tożsamości kulturowej. Kształtuje to obraz Rumunii jako dziwnego, odległego i zacofanego miejsca, nawiedzanego przez wampiry. Kraj, która przekształcił się w nowoczesne, demokratyczne państwo europejskie, dąży do wskazania swoich kulturowych i historycznych więzi z Europą i lojalności wobec europejskich wartości. Mimo to Rumuni chcieli pokazać Europie swoją miłość do Drakuli w 2007 roku, ale ze względu na regulamin utwór Dracula, my love w wykonaniu duetu Simplu i Andra został zdyskwalifikowany z krajowych preselekcji, gdyż nie spełniał ustalonych przez nadawcę zasad. W 2013 roku Rumuni wytypowali w preselekcjach śpiewaka operowego i trudno znaleźć dziwniejszy występ niż ten wykonany przez stylizowanego na wampira, Cezara. Artysta zrobił szalone widowisko do piosenki It’s My Life, a rumuński występ na stałe wpisał się w historię Eurowizji.
Sukcesy przeplatane porażką
Rumuńskie preselekcje zapisały w swojej historii wszystkie gatunki muzyczne – od popu, przez dance, rocka, latino, po hip-hop. W utworach słychać wpływy bałkańskie i cygańskie, ale także kubańskie, salsę, a nawet jodłowanie, dzięki któremu kraj powrócił do pierwszej dziesiątki na Eurowizji w 2017 roku za sprawą Ilinci i Alexa Florea. Taka różnorodność dobrze wpływała na każdy wybór Rumunów, dzięki czemu kraj kwalifikował się do finału za każdym razem od wprowadzenia półfinałów w 2004 roku. Pierwszy brak awansu Rumunia zaliczyła w zeszłym roku, kiedy to The Humans zabrakło kilku punktów i ostatecznie zajęli 11. miejsce w półfinale. Także w tym roku, ku zaskoczeniu wielu, Rumunii nie udało się znaleźć w finale. Ponadto w 2016 r. Europejska Unia Nadawców (EBU) zawiesiła nadawcę Televiziunea Română (TVR) ze wszystkich usług członkowskich EBU z powodu powtarzającego się braku spłaty długów i zagrożenia niewypłacalnością. To z kolei zdyskwalifikowało ich utwór Moment of Silence w wykonaniu Ovidiu Antona. Wiemy już, że Rumunia potwierdziła swój udział w Eurowizji 2020. Czy kraj ten powróci do dobrej passy sprzed lat?
Źródło: pismofolkowe.pl, eurovisionary.com, independent.co.uk, choosetravel.pl, książki: M. Beissinger i inni, Manele in Romania: Cultural Expression and Socialn Meaning in Balkan Popular Music, 2016, wyd. Rowman & Littlefield; Duncan Light, The Dracula Dilemma: Tourism, Identity in the State in Romania, UK, 2012; Kaplan R., W cieniu Europy: Dwie zimne wojny i trzydziestoletnia podróż przez Rumunię, a nawet dalej, 2017, wyd. Czarne.