Eurowizja 2019: organizacyjny roller coaster z happy endem?

eGdy opadły pierwsze emocje po zwycięstwie Netty w 2018 roku, okazało się, że organizacja Eurowizji w Izraelu może sprawić więcej problemów niż się spodziewano. Konflikty polityczne, bezpieczeństwo i kłopoty z finansowaniem przedsięwzięcia – to tylko nieliczne tematy, z którymi musieli się zmierzyć izraelski nadawca KAN oraz EBU.

Po latach goszczenia konkursu przez kraje Europy Zachodniej (2013-2016), zdążyliśmy przyzwyczaić się do organizacyjnego spokoju. Fani i obserwatorzy Eurowizji z niecierpliwością wyczekiwali kolejnych szczegółów dotyczących konkursu. W mediach informowano kolejno o miejscu zmagań, oprawie graficznej czy sposobie dystrybucji biletów. Dopiero organizacja wydarzenia przez Ukrainę dała do zrozumienia, że nie wszystkie kraje gotowe są na przygotowanie tak olbrzymiego przedsięwzięcia rozrywkowego jakim jest Konkurs Piosenki Eurowizji. Przedłużający się w nieskończoność konkurs na miasto-gospodarza konkursu, problemy ze sprzedażą wejściówek, korupcja, zamieszanie z kolorami głównego motywu graficznego – to tylko niektóre z problemów o jakich co chwile informowały media. W 2018 roku nadeszła chwila oddechu, w którym obyło się bez większego zamieszania. Po wygranej Netty w Lizbonie konkurs przeniósł się do Izraela. Kraj od wielu lat kojarzy się z różnorodnością, tolerancją, nowoczesnością i bogactwem. Może to wszystko prawda, ale w obliczu organizacji Eurowizji stało się zupełnie odwrotnie.

W oczekiwaniu na wyrok Sądu Najwyższego

Podstawowym problemem był sam status izraelskiego nadawcy – telewizji KAN. Nowy nadawca został powołany do życia w 2017 roku. Od razu pojawiły się jednak wątpliwości czy telewizja ta może być sklasyfikowana jako członek EBU. Zgodnie z dokumentem powołującym KAN, dział informacyjny musi pozostać wyłączony spod nadzoru telewizji publicznej. Jest to niezgodne z kryteriami członkowskimi Europejskiej Unii Nadawców – zarówno dział informacji i rozrywki powinny znajdować się pod kontrolą nadawcy. W związku z tym KAN podsiadało jeszcze do niedawna jedynie status tymczasowego członka EBU. Doszło do sytuacji, w której izraelski nadawca otrzymał oficjalne upomnienie, że bez zmian w strukturze może zostać pozbawiony organizacji konkursu. Ostatecznie premier Izraela oraz minister komunikacji skierowali wniosek do Sądu Najwyższego o anulowanie kontrowersyjnych zapisów. Tym sposobem w grudniu 2018 r. nadawca KAN otrzymał stałe członkostwo w EBU i organizacja Eurowizji wydawała się już niezagrożona. Do czasu…

Jerozolima! Tel Awiw! Zróbmy jednak konkurs!

„W przyszłym roku w Jerozolimie” (heb. leszana haba bJiruszalaim) – to jedne z pierwszych słów, które mogliśmy usłyszeć z ust Netty zaraz po jej zwycięstwie w Lizbonie. Wkrótce dołączyła do niej Minister Kultury i Sportu, Miri Regev, która napisała, że to wspaniały prezent na 51. rocznicę niepodległości Jerozolimy, a samo zorganizowanie Eurowizji w tym miejscu będzie okazją do pokazania piękna Izraela. Mając wsparcie rządu, Jerozolima wydawała się pewniakiem do goszczenia Eurowizji 2019. Władze miasta zapewniały, że będą pracować ponad swoje siły aby przygotować niezapomniane show. Wytypowali nawet miejsce, które miałoby gościć wydarzenie – otwartą w 2014 roku Pais Arenę. Wybór ten jednak wzbudził spore kontrowersje, które wynikały przede wszystkim z faktu, że Jerozolima uznawana jest za swoją stolicę przez dwa skonfliktowane ze sobą kraje – Izrael i Palestynę. Po kolejnych naciskach ze strony EBU, która obawiała się w przypadku organizacji Eurowizji w Jerozolimie rezygnacji z udziału wielu nadawców, rząd wycofał się z procesu decyzyjnego w zakresie miasta gospodarza. Zdecydowano się na przeprowadzenie konkursu ofert wśród wszystkich zainteresowanych miast. Ostatecznie swoje zainteresowanie zgłosiły: Eilat, Haifa, Jerozolima i końcowy triumfator – Tel Awiw.

Soldi, soldi, soldi

Kolejne problemy, które dotknęły tegorocznej Eurowizji, to kwestie finansowe. Początkowo szacowano, że organizacja konkursu będzie kosztować KAN ok. 150 mln szekli (35 mln euro). Od początku było wiadome, że nadawca nie będzie w stanie sam pokryć całości zobowiązań. O dodatkowe wsparcie zwrócono się do rządu. Wstępnie założono, że KAN otrzyma od władz około 110 mln szekli (ok. 26 mln euro). W międzyczasie jednak docierały do nas informacje, że organizacja konkursu po raz kolejny może być zagrożona. Chociażby ze względu na brak środków na wpłatę depozytu dla EBU w wysokości 12 mln euro. Rząd Izraela ciągle zmieniał stanowisko w kwestii dofinansowania konkursu. W pierwszej kolejności zasugerował, że nadawca powinien zorganizować Eurowizję w ramach swojego standardowego budżetu. Odpowiedzialnością przerzucały się kolejne ministerstwa na tyle skutecznie, że za zdecydowaną większość niezbędny działań muszą płacić KAN, miasto Tel Awiw oraz… fani konkursu. Ostatecznie rząd zgodził się na zwiększenie 15-letniej pożyczki dla KAN do kwoty 70 milionów szekli. Co odbiło się na budżecie konkursu, który zmniejszył się ze 150 do 120 milionów szekli. Natomiast sam Tel Awiw przeznaczył 30 milionów szekli z własnego budżetu na wydarzenia „plenerowe”, m.in. Eurovillage czy imprezy uliczne.

Biletów jak na lekarstwo (i to całkiem drogie)

Braki w budżecie konkursu przełożyły się na ceny biletów. Nie bez znaczenia było także miejsce organizacji koncertów – Pawilon 2 w EXPO Tel Aviv, w którym wygospodarowano jedynie 7,3 tys. miejsc. Do sprzedaży trafiło jednak zaledwie 4,3 tys. miejscówek (pozostałe 3 tys. zostało zarezerwowane na potrzeby EBU). Ostatecznie ceny biletów na koncerty transmitowane na żywo wahały się od 183 do 487 euro i zostały nazwane przez The Times of Israel jako

„prawdopodobnie najdroższe w historii Eurowizji”.

Ceny próbowano tłumaczyć wysokimi kosztami życia w Izraelu oraz właśnie brakiem dofinansowania organizacji przez stronę rządową. W międzyczasie sprzedaż biletów została wstrzymana przez komisję nadzoru izraelskiego nadawcy. Jak donosiły lokalne media, odkryto że część biletów była odsprzedawana za 2,5-krotność pierwotnej ceny. Po wszczęciu śledztwa przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Wewnętrznego dystrybucja została wznowiona a nielegalnie odsprzedane bilety wróciły do puli.

Bezpieczeństwo

W ostatnich tygodniach głośno stało się o kwestii bezpieczeństwa w Izraelu w czasie Konkursu Piosenki Eurowizji. Stało się tak za sprawą kolejnego już konfliktu pomiędzy organizatorami a stroną rządową. Mimo zawiązania współpracy między rządem a nadawcą publicznym w celu zapewnienia bezpieczeństwa podczas Eurowizji, ministrowie nie pokryli kosztów obsługi policji. Wynikiem tej sytuacji było wstrzymanie wszelkich działań związanych z zabezpieczeniem widowiska. Sytuacja była o tyle skomplikowana, że zawieszenie inspekcji areny oraz poszukiwania ładunków wybuchowych zostało zlecone przez samo Ministerstwo Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Po interwencji EBU oraz zarządu KAN udało się ostatecznie dojść do porozumienia. Koszty zapewnienia bezpieczeństwa w wysokości 7,5 mln szekli zgodziły się pokryć wspólnie resorty: turystyki, bezpieczeństwa wewnętrznego, komunikacji oraz finansów.

Obraz Izraela jako gospodarza Konkursu Piosenki Eurowizji został mocno zachwiany przez towarzyszące organizacji zamieszanie. Czy uda się choć w minimalnym stopniu poprawić wizerunek kraju poprzez realizację widowiska na najwyższym poziomie? W ocenie przeciętnego widza, który ogranicza się jedynie do śledzenia trzech transmisji w roku, z pewnością tak. Jednak w oczach EBU, fanów i obserwatorów konkursu czy kontrahentów Izrael na pewno sporo straci.

źródło: informacje własne, esckaz.com, eurovoix.com
foto: Corinna Kern/Reuters

Exit mobile version