Eurowizja 2020 a formy zastępcze. Czy miało to sens? [opinia]

Foto: eurovision.tv

Eurowizja 2020 przeszła do historii jeszcze zanim się wydarzyła. Mimo, że konkurs się w tym roku nie odbył, nadawcy, fani a nawet sama Europejska Unia Nadawców dwoili się i troili, by ukoić złamane serca miłośników wydarzenia. Udało się?

Eurowizja 2020: mnogość substytutów

Eurowizjomaniacy z pewnością nie mogli narzekać na mnogość internetowych atrakcji. Europejska Unia Nadawców dzielnie zagoniła zarówno niedoszłych uczestników tegorocznego konkursu, jak i byłych reprezentantów do copiątkowego zabawiania fanów w ramach „Eurovision Home Concert”. Rozwinięto udany pomysł z interwału w Tel Awiwie na zamiany utworów pomiędzy wykonawcami. Każdy więc odśpiewał swój własny utwór jak i cover innej eurowizyjnej piosenki. Seria została ciepło przyjęta przez fandom.

Zdecydowanie gorzej ocenione zostało Eurovision Song Celebration. Impreza ta polegała na odtworzeniu wszystkich piosenek z klasy 2020 w formie dobrze znanych nagrań z okresu selekcyjnego. Show z łatwością zastąpić można by pierwszą lepszą playlistą na YouTubie. Jedynym naprawdę dobrym jego momentem okazał się być skrót piosenek z wykorzystaniem fanowskich nagrań. Sporo pojawiło się polskich akcentów!

Eurovision: Europe Shine a Light wypadło zdecydowanie lepiej, choć wielu oglądających narzekało na fakt, że organizatorzy zamiast dać większe pole do popisu tegorocznym reprezentantom, postanowili „odgrzać kotlety” w postaci bohaterów minionych konkursów jak Johnny Logan, Måns Zelmerlöw, Netta Barzilai czy Gali Atari. Najlepiej przyjęte zostało wspólne wykonanie utworu, który wygrał Eurowizję w 1997 roku, Love Shine a Light, przez „klasę 2020” (jak się potem okazało – poza Belgami).

Większość nadawców próbowało wypełnić luki po braku konkursu własnymi panelami i głosowaniami. OGAE International tym razem pozwoliło zagłosować w dorocznym plebiscycie także niezrzeszonym w stowarzyszeniu fanom Eurowizji. Odbyło się nawet hiszpańskie PreParty (oczywiście – poprzez internetowe łącza). Eurowizyjnymi ultrafanami okazali się być Niemcy – w dniu planowanego finału w Rotterdamie w telewizjach naszych zachodnich sąsiadów puszczono aż dwa różne duże programy związane z konkursem. Na Deutsches ESC-Finale na żywo w Hamburgu (!) zaśpiewali nawet reprezentanci Danii, Litwy, Islandii no i oczywiście Niemiec. Stacja ProSieben postanowiła zaś zastąpić Eurowizję własnym międzynarodowym konkursem piosenkarskim – Free European Song Contest. Niektórzy fani pokusili się o próby odtworzenia nieodbytego wydarzenia. Najoryginalniejszą inicjatywą wydaje się być show niedoszłego reprezentanta Islandii Daðiego Freyra, gdzie w swoim unikalnym stylu zagrał i zaśpiewał spory zestaw eurowizyjnych hitów (głównie islandzkich).

Biorąc pod uwagę wyniki poszczególnych plebiscytów wydaje się, że ostatecznie eurowizyjna walka rozegrałaby się między Islandią a Litwą. Nie znamy jednak konceptów scenicznych Szwajcarii czy Bułgarii, które najbardziej zaszaleć miały w eurowizyjnym rankingu.

Eurowizja 2020: czy fani zostali zaspokojeni?

Od przybytku głowa chyba jednak boli.  Wysyp programów celebrujących tegoroczne piosenki nie mógł zastąpić fanom prawdziwego sezonu eurowizyjnego, gdzie każdy element miał swoją niezastąpioną funkcję. Koncerty promocyjne bywały pierwszą zapowiedzią, szczególnie w przypadku utworów wybranych wewnętrznie, jak dana piosenka wypada na scenie. Pojawiały się pierwsze realne porównania szans. Okres prób dostarcza zazwyczaj ogromu nowych bodźców. Wszystko jest świeże, każdą piosenkę poznajemy na nowo. Rankingi wywracają się do góry nogami. Dlatego też wszystkie tegoroczne plebiscyty nie mają prawa być adekwatne. Nigdy nie uwzględnią tego, co moglibyśmy zobaczyć na rotterdamskiej scenie. Kto wie, może czarnym koniem okazałaby się Słowenia, Łotwa zajęła miejsce w top 3, a Azerbejdżan pozostał w półfinale? Nie możemy nawet przypuszczać.

Większość programów zastępczych opierało się na teledyskach i występach selekcyjnych. W przypadku oglądania od lutego wciąż tych samych nagrań, niestety nas fanów dopada nużąca rutyna. Być może piosenki z konkursu, który ostatecznie nie miał miejsca, przejadły się fanom szybciej niż te pochodzące z jakiejkolwiek innej Eurowizji.

Brak Eurowizji ma jednak jeden ogromny, niezaprzeczalny plus. Fandom, zazwyczaj przede wszystkim mocno skupiony na tym co tu i teraz, w poszukiwaniu nowych bodźców zaczął sięgać wstecz. Odżyły stare Eurowizje. Miłośnicy konkursu na nowo odkrywają jego korzenie. A historia naszego ulubionego konkursu pełna jest niesamowicie jasnych momentów. Nie sprowadzają się one jedynie do występu ABBY i Celine Dion.

Eurowizja 2020 nie odbyła się. Z utęsknieniem czekamy na wyjazd do Rotterdamu. Wiele wskazuje na to, że tym razem może się udać! Tymczasem namiastkę eurowizyjnych emocji zapewni nam Junior, którego mamy zaszczyt ugościć drugi raz z rzędu. Zaś tegoroczne konkursowe piosenki roku na zawsze pozostaną w naszych sercach.

Exit mobile version