Pizzę hawajską albo się kocha, albo nienawidzi – nie ma nic pomiędzy. Organizację tegorocznego Konkursu Piosenki Eurowizji można do niej właśnie porównać. Tylko, że tu już tak prosto z oceną nie będzie. Musimy się w to bardziej zagłębić i ocenić poszczególne czynniki. Czy Turyn był dobrym gospodarzem? I czy następna Eurowizja może być już tylko lepsza?
Jeszcze przed wylotem do Turynu wielu z naszych dziennikarzy musiało zrewidować swoje eurowizyjne plany. W związku ze zmianą procesu akredytacyjnego, w tegorocznym Centrum Prasowym znalazło się o wiele mniej redaktorów, niż liczyliśmy. Na szczęście utrzymano akredytację online, wobec czego mogliśmy też podejrzeć co się dzieje w arenie, nie będąc nawet w jej pobliżu. Ale Eurowizja to nie tylko Centrum Prasowe. To także Eurovillage, Eurocluby i atmosfera miasta żyjącego tym konkursem. W tym roku Turyn… raczej poległ?
Eurowizja 2022: komunikacyjny chaos i brak zasięgu
Turyn ma ponad 800 tysięcy mieszkańców – jest czwartym największym miastem Włoch. Wydawałoby się zatem, że w tak dużym mieście, komunikacja miejska będzie działała bez zarzutu. Otóż nie tym razem. Siatka komunikacyjna w teorii wygląda naprawdę dobrze, ale w praktyce nie było tak kolorowo.
Komunikacja – lepiej nie korzystać (brak możliwości kupienia biletu online w prawie milionowym mieście – kpina). Niby jest apka przez którą można kupić bilet, ale niech się ktoś zgłosi komu udało się przez nią cokolwiek kupić (ocena w sklepie Google „1” mówi sama za siebie)
Dawid Szwajcowski, redaktor portalu eurowizja.org
Właśnie – kupić to słowo klucz. Eurowizja w Tel Awiwie – ostatnia przedcovidowa może trochę nas przyzwyczaiła do odrobiny luksusu. Każdy akredytowany wówczas dziennikarz otrzymywał doładowanego Rav-Kava, czyli kartę na przejazdy komunikacją publiczną. Nie tyle po mieście, co po całym kraju! Oczywiście nie ma co porównywać Izraela do Włoch rozmiarami, ale jednak oszczędzenie tych kilku euro na przejazdach byłoby całkiem miłe.
Organizacja typowo po włosku. Komunikacja miejska płatna oraz żyła własnym życiem
Maciej Stępień, redaktor portalu eurowizja.org
Trzeba oddać, że metro i pociągi działały świetnie. Turyńskie metro jest o tyle ciekawym przykładem, że jest ono bezzałogowe – naprawdę można się poczuć powiew przyszłości. W metrze są też automaty do biletów. Niestety poza nim trzeba szukać ich po sklepach lub… mieć nadzieję, że podczas jazdy na gapę nie spotka się kontrolera. Wyprawa zatem do areny Pala Alpitour, położonej jakieś 3-4 kilometry od ścisłego centrum miasta była już jednak wyprawą.
Jeżeli śledziliście nasze live’y w serwisie YouTube to mogliście zauważyć, że nie zawsze szły zgodnie z planem. Powodem był oczywiście internet w Centrum Prasowym. Z jednej strony za modemy itd. odpowiadało miasto Turyn, ale z drugiej, za ilość gigabajtów i jakość połączenia, odpowiadał włoski nadawca RAI. Jeżeli Sanremo może trwać ponad o wiele dłużej niż zakładano w programie, to czemu internet nie może się zrywać?
Eurowizja 2022: bawcie się, ale bez przesady
Eurowizja dla dziennikarzy to nie tylko praca. To też zabawa, spotkania ze znajomymi z całego świata, możliwość poznania miasta-organizatora i jego okolic. Bilety na półfinały i finał nie należą do najtańszych, więc nie każdy może sobie na nie pozwolić. Jeśli masz akredytację prasową – oglądasz w Centrum Prasowym. Atmosfera jest tam naprawdę magiczna. Jeśli jej nie masz – liczysz na miasto-organizatora. To jeden z powodów, dla których warto odwiedzić Eurovillage. Są tam oczywiście grane koncerty różnych okołoeurowizyjnych artystów, stanowiska z eurowizyjnymi gadżetami oraz telebimy, na których wyświetlane są transmisje z wtorkowego, czwartkowego i sobotniego show. W tym roku też tak było. To piękny moment zobaczyć jak tysiące ludzi robi mołdawski pociąg lub klaszcze Biti zdrava.
Covid-19 naturalnie wpłynął na nasz tryb życia – rozumiemy różnego rodzaju ograniczenia i restrykcje. Ale tym bardziej potrzebna jest tu komunikacja. Z tym był niemały problem. Na sobotni finał Parco del Valentino, w którym znajdowało się tegoroczne Eurovillage, mogło przyjąć około 20 tysięcy widzów. Ponad dwie godziny przed rozpoczęciem koncertu zamknięto wejścia, a tysiące osób odprawiono z kwitkiem. Brak komunikacji oraz alternatyw był dość irytujący. Przechodząc się wówczas po mieście, wyraźnie słychać było podirytowanie wśród fanów. Dogadanie się z niektórymi wolontariuszami po angielsku było niemałym problemem. Nie mówiąc już o ochroniarzach, którzy przepisy bezpieczeństwa znali chyba dość wyrywkowo. Gdy wniosiłem na teren parku koc – a zwinięty był w dość sporych rozmiarów zawiniątko – nawet nie kazali go rozłożyć, o sprawdzeniu go nie wspominając. Bardzo duży minus!
Eurowizja 2022: nasz własny Euroclub
Osobiście mi w Tel Awiwie się bardzo poszczęściło – mieszkałem zaledwie 5 minut pieszo od Euroclubu. Tym bardziej ucieszył mnie fakt, że w Turynie zaplanowano aż dziesięć takich miejsc! To co na papierze brzmiało świetnie, w realnym świecie było fikcją. Początkowo okazało się, że tylko dwa z tych dziesięciu miejsc to faktycznie kluby (a nie różnego rodzaju kawiarnie czy… targowiska). Następnie dowiedzieliśmy się, że w sumie to nie ma tam stricte eurowizyjnych imprez, a po prostu dziennikarze mają 10% rabatu. Inne kluby owszem, wyczuły naszą potrzebę zabawy, ale kazały sobie za to słono płacić – nawet 15 euro za wejście (to dwie naprawdę dobrze pizzę w samym centrum Turynu). Całe szczęście znaleźliśmy irlandzki pub, w którym w poniedziałek rozkręciliśmy imprezę do muzyki Achille Lauro i La Rappresentante di Lista, we wtorek byliśmy już rozpoznawani przez obsługę, a w czwartek pocieszaliśmy Irlandczyków po braku awansu Brooke do finału.
Eurowizja 2022: świetni ludzie, dziwne miasto, pyszne pizzy ciasto
Nie można tylko i wyłącznie narzekać. Faktycznie w mieście było sporo plakatów poświęconych Eurowizji. Miejscowe lokale organizowały tematyczne imprezy czy serwowały eurowizyjne potrawy. Wielkim plusem była oczywiście włoska kuchnia. Po tygodniowym wyjeździe w moich żyłach płyną pizza, pasta i aperol. Coś w tym jednak jest, że pizza nigdzie nie smakuje tak dobrze, jak właśnie we Włoszech! Chyba, że chcecie ją zjeść między 14 a 18:30 – zapomnijcie. Siesta trwa tu tak niedorzecznie długo, przez co wielokrotnie najedliśmy się nerwów. Jednak wciąż to niektórym mogło nie starczyć, by poczuć w mieście eurowizyjny nastrój. Nie dziwmy się – mieszkańcy zdecydowanie bardziej interesują się meczami Juventusu czy Torino niż imprezą, która potrwa chwilę i prawdopodobnie nigdy do nich nie wróci. Cóż, sami manifestowaliśmy Eurowizję wśród lokalsów. Czy skutecznie – to już inna sprawa…
Turyn sam w sobie jest dość specyficzny. Z jednej strony mamy barokową starówkę, z drugiej industrialne przedmieścia. Bogaty kompleks pałacowy Venaria kontra zaskakująco skromna katedra św. Jana Chrzciciela z Całunem Turyńskim. Ale też szeroki wybór muzeów: Muzeum Egipskie (drugie największe na świecie!), Muzeum Motoryzacji (gratka dla fanów włoskich marek) czy Muzeum Lavazzy. Czy to miasto na aż tygodniowy pobyt? Niekoniecznie. Czy warto pojechać i zobaczyć? Zdecydowanie tak! Może to nie była najlepsza pod kątem organizacji Eurowizja, ale z pewnością była zapamiętywalna. Najlepiej chyba opisują ją te słowa:
Poza odbierającymi przyjemność z pobytu w Turynie rzeczami, od trudności z komunikacją miejską przez problemy z internetem po naprawdę absurdalne sjesty, Włosi robili co mogli, by jako tako zorganizować Eurowizję. Zawsze można było liczyć na ich pomoc, gdy się zgubiłem lub miałem problem, poza tym spisali się na medal, jeśli chodzi o jedzenie, które jest po prostu nieziemskie. I choćby dlatego warto było się przemęczyć półtora tygodnia. Choć nieprędko chciałbym tam wrócić.
Sergiusz Królak, redaktor portalu eurowizja.org