Eurowizja a żart

Dziś pierwszy kwietnia – dzień dowcipów i żartów. Jest to dobra okazja,  aby przypomnieć sobie najbardziej „heheszkowe” eurowizyjne i selekcyjne występy, oraz przypomnieć historię „joke entry” na naszym ulubionym Konkursie.

Według słów francuskiego poety i satyryka Alfonsa Allaisa, „ludzie, którzy nigdy się nie śmieją, nie są poważnymi ludźmi”. W naszym społeczeństwie to, co wywołuje śmiech jest w cenie. Nie inaczej jest na Konkursie Piosenki Eurowizji. Niejednokrotnie wysoko plasowały się piosenki o mniej lub bardziej wątpliwej wartości muzycznej, które głównie powinno się traktować w charakterze dowcipu. Jak kształtowała się eurowizyjna historia „joke entry”?

Z „joke entry” przez dziesięciolecia

Niemalże od samego początku istnienia Konkursu Piosenki Eurowizji pojawiały się w nim występy, które z konkurencją miały walczyć śmiechem. Między innymi poprzez wnoszenie gadżetów na scenę. Prekursorską „dziwnych” eurowizyjnych występów była dwukrotna reprezentantka Niemiec, Margot Hielscher. W 1957 reprezentantka gospodarzy wniosła na scenę… telefon, a rok później jej charakteryzacja do utworu Für zwei Groschen Musik pozostała na wiele najbardziej oryginalną w historii Konkursu…

Niestety jednak, pomijając pomysłowe występy Margot, śmieszne elementy dość rzadko pojawiały się na wczesnej Eurowizji, przesiąkniętej powagą i stylem chanson. Jednym z oryginalniejszych utworów lat 60., okraszony dodatkowo bardzo żywiołowym, jak na te czasy, show był „Fernando En Fillipo” w wykonaniu holenderki Milly Scott.

„Fernando, Fernando
Gitarzysta z Santiago
Gra cały wieczór solo
I ciągle jedzie do San Antonio

Filippo, Filippo
Jest zupełnie inny od Fernando
Naprawdę, ciągle nie dostaje się do swojego samochodu
I ciągle jedzie do San Antonio”

Pierwszy raz moda na „joke entry” na Eurowizji nastała prawdopodobnie dzięki… Abbie! Kultowy szwedzki zespół na ESC wprowadził nie tylko soczysty szlagier. Choć już wczesne lata 70. obfitowały już w sporą ilość lekkich piosenek i występów, dopiero po zwycięstwie barwnej grupy na Eurowizji, która pokazała Europie, że trzeba się wyróżnić,  pojawili się między innymi: klauni, dwutwarzowi tancerze, mimowieogrodowi grajkowie, muszkieterkipingwinSokrates czy Charlie Chaplin. Szczególnie w komiczne występy obfitował przełom lat 70. i 80. – miłośnicy dziwactw powinni szczególnie przyjrzeć się rocznikom ’79 oraz ’80.

„Ubrany w togę, chodziłeś przez miasto
Sokratesie, pierwsza supergwiazdo”

Prawdopodobnie jednym z najbardziej znanych eurowizyjnych „joke entries” kiedykolwiek jest niemiecka pieśń o pewnym groźnym mongolskim władcy…

Czasem nawet sama Eurowizja może być bohaterem… eurowizyjnej piosenki:

Verka Serdushka a rozkwit kultury „joke entry”

Późniejsze lata 80. to z nielicznymi wyjątkami dość nudny okres (choć czasem trafiał się jakiś ciekawy norweski wybryk). Lata 90. także nie obfitowały w muzyczne żarty – w tym okresie przytrafili się jedynie szalony Guildo z Niemiec (zwróćmy uwagę jak bardzo dla rozwoju „joke entries” przyczynił się ten kraj) oraz mniej śmieszny, za to bardzo kontrowersyjny Paul Oscar.

Na początku XXI wieku eurowizyjne „joke entry” zaczęło odżywać. Pojawił się Stefan Raab z Niemiec (jakaż niespodzianka) czy Alf Poier… z Austrii, śpiewający, a jakże, w dialekcie języka niemieckiego. Występy tego typu stawały się też coraz mocniejsze. Prawdziwy szał jednak na śmieszność nastał od roku 2006 roku. Już wtedy LT United dość dobitnie akcentowali, że chcą wygrać Eurowizję, Silvia Night była po prostu sobą, a Severina przemyciła piosenkę o dość ciekawym tekście…

Zumba, zumba, zumba, zumba
Siano, słoma, ser, salami
Rizi bizi, większy garnek
Burak, burak
Afryka, papryka

Tego roku zwyciężył fiński zespół Lordi, co spowodowało że Eurowizja w Helsinkach była dość mocną paradą dziwactw – na czele z niezapomnianą Verką Serduchką! Drugie miejsce tego ukraińskiego fenomenu sprawiło, że w 2008 padł rekord eurowizyjnych „joke entry” przypadających na jeden rok. Mieliśmy więc Leto Svet (będące same w sobie odrębnym stanem umysłu), panny młode z praniem w tle, piratów, 75-letniego dj-a, indyka, taniec Chiki Chikipiosenkę o wódce oraz anioła i diabła

„Joke entries” pojawiało się także w kolejnych latach, lecz z coraz mniejszą częstotliwością. Na pewno na honorowe wspomnienie zasłużyli: czeski superbohater, belgijska podróba Elvisa Presleya, fińska panna młoda, czy rumuński wampir. Oraz nasze własne, polskie Słowianki! Niestety, chociażby w zeszłym roku nie pojawił się żaden dowcipny występ (co nie oznacza oczywiście, że nie było się z czego śmiać). W tym roku też pod tym względem nie ma, ekhm, różnorodności. Honoru eurowizyjnej przesady broni tylko Slavko Kalezić z Czarnogóry. Czy będzie on w tej obronie skuteczny?

Śmieszność także w Intervalach

„Joke entries” to nie tylko piosenki konkursowe. To także przedstawienia, które umilają nam czas w oczekiwaniu na wyniki. Jak podejście do śmiesznego Intervalu zmieniało się przez lata? Zobaczcie sami na poniższych archiwalnych nagraniach!

https://www.youtube.com/watch?v=p4ngq9p97xs

Bywały też mniej udane podejścia do śmiesznego Intervalu, ale z szacunku do dobrej organizacji ostatniej Eurowizji w Kopenhadze, przemilczymy niemałą, duńską wpadkę

Joke entry ma się dobrze w selekcyjnym świecie

O ile w głównym nurcie eurowizyjnym moda na „joke entry” po raz kolejny zalicza zmierzch, w świecie selekcyjnym ta forma ma się ciągle świetnie! Szczególnie dobrze radzi sobie w Finlandii, gdzie w tegorocznym UMK aż 30% piosenek stanowiły muzyczne żarty!

Oto kilka przykładów selekcyjnych „joke entries” z ostatnich lat, które każdy powinien znać!

Norweska wersja historii o psie Łajce:

Niemiecki hymn dla siłownianego trybu życia:

Straszna Lolita z Litwy:

https://www.youtube.com/watch?v=F-z7zMpVBO0

Fińskie operowe szaleństwo:

Estońskie podejście do psychodeli:

Śmiech to skuteczna broń, także w eurowizyjnym świecie. Które „joke entry” pokonały kiedykolwiek Was, drodzy czytelnicy?

Wasza HoSanna

Foto: rte.ie

Exit mobile version