Choć ma wiele twarzy, Eurowizja to przede wszystkim konkurs piosenki. Jedni śledzą ją przez cały rok, inni interesują się nią tylko raz w roku. Niezależnie od stopnia zainteresowania, Eurowizja osiąga każdego roku wyniki oglądalności na poziomie około 200 milionów widzów. Co sprawia, że konkurs jest tak atrakcyjny?
Zacznijmy od rzeczy oczywistych – jest to formuła. Nie ma drugiego takiego wydarzenia, z tak długą historią i organizowanego na tak szeroką skalę, w którym artyści reprezentujący poszczególne państwa świata rywalizują ze sobą o zwycięstwo. To z jednej strony przegląd muzyki z każdego zakątka Europy i po części także Azji i Australii. Z drugiej strony mamy możliwość biernego uczestnictwa w perfekcyjnie dopracowanym widowisku wykorzystującym nowinki technologiczne, które jest całkowicie nieprzewidywalne. Nie wiemy, co stanie się na scenie, jak pójdzie naszemu faworytowi, kogo w głosowaniu docenią jurorzy, a kto stanie się ulubieńcem widzów. W niniejszym felietonie zastanowimy się nad nieoczywistymi elementami konkursu, które działają jak magnes na publiczność.
Eurowizja z udziałem światowych gwiazd
To paradoksalnie jeden z kluczowych elementów, mający wpływ na wskaźniki oglądalności. Światowej sławy artyści mają oddane grono fanów, którzy śledzą każdą sceniczną aktywność swoich idoli. To zapewnia Eurowizji dodatkowy zastrzyk widzów. Osób, które w normalnych warunkach prawdopodobnie nie włączyłyby transmisji konkursu, jednak udział ulubionego wykonawcy skłania ich do obejrzenia widowiska i czekania na występ wieczoru. Pojawienie się na eurowizyjnej scenie wielkich gwiazd napędza media. To z kolei zwiększa zasięg informacji o konkursie, która trafia do jeszcze większej liczby odbiorców, co daje szanse na zainteresowanie wydarzeniem przez osoby nieprzekonane do Eurowizji jako alternatywy na majowy, sobotni wieczór.
W najnowszej historii konkursu trzykrotnie zdarzyło się, by światowej sławy artysta został zaproszony jako gość na Eurowizję. 10 lat temu w Oslo publiczność do tańca porwał Madcon, będący wtedy u szczytu swojej popularności. Szwedzi zaprosili do Sztokholmu Justina Timberlake’a, który na eurowizyjnej scenie wylansował ogólnoświatowy przebój Can’t Stop The Feeling. Z kolei przed rokiem widzów zelektryzowała informacja, że Madonna wystąpi podczas interval actu. Choć po prezentacji na artystkę i organizatorów spadło wiele krytyki, 10-minutowy występ wokalistki przyciągnął miliony przed telewizory.
Spekulowano także, że na Eurowizji miała wystąpić Lady Gaga czy Nelly Furtado. Ostatecznie do występów obu artystek nie doszło. Choć udział światowych gwiazd niewątpliwie sprzyja oglądalności widowiska, zaproszenie artystów spoza Europy budzi do dziś kontrowersje. W końcu na Starym Kontynencie jest wiele uznanych nazwisk, które z powodzeniem mogłyby uatrakcyjnić koncert swoją obecnością. Wśród nich są m.in. Adele, Alvaro Soler, David Guetta, Dj Tiesto, Dua Lipa, Garou, One Direction, Zara Larsson czy Zaz.
Eurowizja musi mieć mocne otwarcie, czyli rzecz o openingach
Każdy organizator Eurowizji stoi przed trudnym wyzwaniem. Co zrobić, by konkurs został dobrze odebrany i zapisał się pozytywnie na kartach historii? Specjaliści od wizerunku wiedzą, że pierwsze wrażenie ma kluczowy wpływ na postrzeganie marki przez odbiorcę. Wniosek zatem nasuwa się sam. Należy przygotować takie otwarcie konkursu, które wywoła przyjemne odczucia i zostanie trwale zapamiętane. W przypadku takiego wydarzenia telewizyjnego troska o ten element konkursu jest niezwykle ważna. W końcu nudny początek transmisji może prowadzić do tego, że „sobotni widz” zmieni kanał i wybierze ciekawszy program.
Eurowizja a storytelling
Eurowizyjni scenarzyści śledzą światowe trendy, coraz częściej stosując metodę storytellingu. Chodzi o to, by opowiedzieć o Eurowizji tak, by sięgnąć do ukrytych emocji widzów. Ten sposób na otwarcie świetnie ograli Izraelczycy w zeszłym roku, pokazując historię małej Netty, która od dziecka marzyła o karierze wokalistki, a musiała zmagać się z przeciwnościami, by osiągnąć sukces. Ostatecznie o nim decyduje talent i zaangażowanie, a nie wygląd, co świetnie uwypuklało slogan zeszłorocznego konkursu – Dare To Dream (Odważ się marzyć). Materiał wywołał wzruszenie u odbiorców, przekazał autentyczną i uniwersalną wiadomość oraz pokazał dumę organizatorów ze zwycięstwa ich reprezentantki.
Innym przykładem eurowizyjnego storytellingu jest opowieść o gąsienicy, która przebywa całą Europę z Baku w Azerbejdżanie do Malmö w Szwecji – kolejnego gospodarza konkursu. Twórcy chcieli w ten sposób pokazać widzom, że Eurowizja jest konkursem bardzo zróżnicowanym, w którym biorą udział państwa z różnych części Europy. Różniące się klimatem, kulturą, stylem życia obywateli. A jednak niezależnie od dzielących odmienności wspólnie tworzą jeden projekt muzyczny – co naturalnie odnosi się do sloganu konkursu – We Are One.
Celebrując różnorodność
Jakie są jeszcze inne sposoby na dobry opening? Postawić na pomysł, który nie pojawił się wcześniej. Z konkursu w 2009 roku wielu fanów zapamiętało latającego Dimę Biłana, zwycięzcę poprzedniego konkursu. Drugim momentem, który na trwałe wbił się w pamięć był problem artysty z odczepieniem zabezpieczających go linek. Z kolei w 2011 roku piosenkę Leny zaśpiewali w swoim stylu prowadzący konkurs. Odstępstwo od eurowizyjnej tradycji, w której triumfator poprzedniej edycji wykonuje swój zwycięski utwór, tłumaczyli przygotowaniami artystki do konkursowej prezentacji. Ostatecznie w barwnym i pełnym technologii występie pojawiła się Lena, która zaśpiewała ostatni refren piosenki Satellite.
Stałym elementem każdego początku finału Eurowizji od 2013 roku jest parada flag. Podczas tej części widowiska artyści biorący udział w finałowym starcie prezentują się publiczności. To z jednej strony forma, dzięki której widz może poznać uczestników konkursu, z drugiej okazja do celebrowania różnorodności w imię muzyki. Prawdziwy spektakl z parady flag stworzyli Szwedzi w 2016 roku, którzy zamienili scenę w wybieg mody. Pokazującym się artystom towarzyszyła nowoczesna muzyka, dobrze znana masowemu odbiorcy.
Scenariusz skrojony na miarę Eurowizji
Każde przedsięwzięcie jest przystępne, jeśli jest dobrze prowadzone. Bez ciekawego scenariusza i aktorskich umiejętności prezenterów trudno stworzyć niesamowite widowisko. Nawet jeśli inne elementy zostaną przygotowane w punkt, wszyscy będą skupiać uwagę na słabym prowadzeniu konkursu i na tym, że gospodarze konkursu nie podołali zadaniu.
Styl prowadzenia Eurowizji wyznaczyli Szwedzi w 2016 roku. Gospodarze koncertów, Mans Zelmerlow i Petra Mede, co rusz zaskakiwali nas swoimi komediowymi umiejętnościami oraz bardzo luźnym podejściem. W przygotowanym scenariuszu odniesiono się do stereotypów o widowisku i jego fanach, co spowodowało, że przerwy między występami nie były regulaminowymi „zapychaczami”, a osobną i spójną częścią artystyczną. Oprócz dialogu prowadzących z publicznością w hali i chwytliwych komentarzy, zobaczyliśmy kilka występów bliskich miłośnikom konkursu. Poznaliśmy uniwersalny przepis na zwycięską piosenkę, a także gospodarze wyjaśnili nam własnymi słowami, czym jest Eurowizja.
Innym elementem, który przyciąga stałych fanów Eurowizji są intervale, czyli występy między częścią konkursową a głosowaniem. Dobrym pomysłem jest zaangażowanie w nie poprzednich zwycięzców Eurowizji lub ikon konkursu. O krok dalej poszli w zeszłym roku Izraelczycy. Zamiast pokazać widzom medley zwycięskich piosenek prezentowanych przez ich oryginalnych wykonawców, dopasowali kompozycje do innych piosenkarzy. I tak Eleni Foureira zaśpiewała własną wersję Dancing Lasha Tumbai, a Wierka Serdiuczka wykonała Toy.
Podsumowując, śmiało można powiedzieć, że organizatorzy stosują różne zabiegi, by przyciągnąć widzów. Choć różnie możemy oceniać poszczególne elementy eurowizyjnego widowiska, trzeba przyznać, że konkurs jest atrakcyjnym przedsięwzięciem dla widza. Potwierdzają to wyniki badań przeprowadzone na zlecenie Europejskiej Unii Nadawców. Aż 94% ankietowanych z 13 krajów biorących udział w konkursie słyszało lub oglądało Eurowizję. To najlepszy dowód na sukces konkursu w takim formacie.