KWADro o Eurowizji Junior: „Gdy poznałyśmy wyniki, czułyśmy wielkie rozczarowanie” [TYLKO U NAS]

Zespół KWADro za kulisami Eurowizji Junior 2004. (fot. archiwum prywatne Kamili Wolskiej)

Eurowizja Junior: Polska w 2004 roku reprezentowana była przez zespół KWADro. Dokładnie 15 lat po występie w konkursie wokalistki udzieliły nam obszernego wywiadu, w którym powspominały pobyt w Norwegii. Zapraszamy do przeczytania rozmowy!

Zespół KWADro tworzyły cztery nastolatki: Kamila Piątkowska, Weronika Bochat, Anna Klamczyńska i Dominika Rydz. To właśnie od pierwszych liter ich imion pochodzi nazwa formacji, która wygrała publiczne eliminacje do 2. Konkursu Piosenki Eurowizji dla Dzieci. Z piosenką Łap życie reprezentowały Polskę w Lillehammer. Zajęły ostatnie, 17. miejsce.

 

Od występu dziewczyn na Eurowizji Junior mija dokładnie 15 lat. Dziś z sentymentem wspominają udział w konkursie i występowanie jako zespół KWADro. W rozmowie z serwisem Eurowizja.org ujawniły kulisy przygotowań do występu w finale Eurowizji dla Dzieci. W ekskluzywnym wywiadzie opowiedziały nam, co działo się w Lillehammer i jak wyniki finału wpłynęły na ich dalszą działalność artystyczną.

Przeczytaj nasz wywiad z PIERWSZĄ reprezentantką Polski na Eurowizji Junior!

Eurowizja Junior: zespół KWADro wspomina udział w konkursie

Jak powstał zespół KWADro?

Anna Klamczyńska: Wszystko zaczęło się na dwutygodniowych warsztatach wokalnych w Rabce, które były organizowane latem przez Piotra Hajduka. Pojawił się pomysł, by spróbować pojechać jako zespół na Eurowizję dla Dzieci. Z założenia naszym pierwszym występem miała być Eurowizja, a później miałyśmy dalej śpiewać razem. Decyzja zapadła w wakacje, a w połowie września odbyły się krajowe eliminacje.

Dominika Rydz-Kancler: Z Weroniką przyjaźnimy się od dziecka, a w 2004 roku brałyśmy udział w warsztatach artystycznych w Rabce, gdzie poznałam Kamę i Anię. Spędziłyśmy razem dwa tygodnie, podczas których korzystałyśmy z różnych zajęć ogólnorozwojowych dla osób, które chciały występować na scenie. W trakcie obozu dowiedziałyśmy się o eliminacjach do Eurowizji Junior 2004. Każda z nas miała pomysł, by wystąpić w konkursie, zresztą z Weroniką już rok wcześniej zgłosiłyśmy się solowo do selekcji. Stwierdziłyśmy, że połączymy siły i wystąpimy jako zespół.

Dziewczyny z KWADro w siedzibie TVP. (fot. archiwum prywatne Anny Klamczyńskiej)

I wtedy powstała piosenka Łap życie?

Dominika: Tak. Przejrzałyśmy regulamin, w którym było jednoznacznie napisane, że piosenka konkursowa musi być napisana przez uczestników. Stwierdziłyśmy, że spróbujemy zrobić to tam, gdzie mamy dostęp do kadry artystycznej, która byłaby skłonna trochę nam pomóc. Stwierdziłyśmy, że podzielimy się na pół: dwie zajmą się tekstem, a pozostałe dwie później napiszą muzykę.

FELIETON: Eurowizja Junior nie jest konkursem piosenki dziecięcej

Kamila Wolska: Za muzykę odpowiedzialne byłyśmy ja i Dominika, a tekst leżał po stronie Ani i Weroniki. Ale prawda jest taka, że bardzo się wspierałyśmy  w tym projekcie i dużo rzeczy robiłyśmy wspólnie.

Anna: Dość regularnie widziałyśmy się w Warszawie, bo część dziewczyn prowadziła już program 5-10-15. Wraz z nami dużo czasu spędzali też Dominika Guzek i Kasper Zborowski-Weychman, którzy zresztą wystąpili jako duet w „naszych” eliminacjach do Eurowizji. To było naturalne, że w swoim gronie chętnie śpiewamy i wygłupiamy się. W pewnym momencie po prostu przyszło nam wymyślić piosenkę na konkurs, a że miałyśmy doświadczenie z występami na festiwalach, było dla nas naturalne, że ćwiczymy i śpiewamy jedną, konkretną piosenkę, a także wymyślamy do niej choreografię, by to jakoś wyglądało scenicznie. Zależało nam na piosence, która będzie wesoła, optymistyczna i będzie zachęcać do tego, by coś robić, by działać, by żyć pełnią życia. Nie chciałyśmy śpiewać ani ballady, ani smutnej, dorosłej piosenki o nieszczęśliwych miłościach czy nie wiadomo czym…

Dominika: Piosenka powstawała małymi krokami, nie było tak, że usiadłyśmy i od razu ją napisałyśmy, bo pewne próby poszły do kosza. W końcu udało nam się coś stworzyć. Od początku chciałyśmy, by to była piosenka dynamiczna i łatwa do zapamiętania, której tekst nie będzie nadmiernie poważny. Ponieważ czułyśmy atmosferę wakacyjną i byłyśmy nieco oderwane od codzienności, to stwierdziłyśmy, że dobrze byłoby napisać o tym,, że warto koncentrować się na małych chwilach i czerpać z życia jak najwięcej. Tak powstało Łap życie. Następnie rozpoczęłyśmy przygotowania, a któregoś dnia dostałyśmy informację, że jesteśmy zaproszone do udziału w preselekcjach w TVP.

Weronika Bochat-Piotrowska: Nie wiedziałyśmy do końca, na jaki konkurs jedziemy: z czym to się je, jak to będzie przyjęte. Nie jechałyśmy na Eurowizję, by wygrać. Byłyśmy skupione na występie, który uważam, że był dobry. I tyle. Nie wnikałyśmy, czy Łap życie stanie się dla kogoś drogowskazem. (śmiech) Czy dało się zrobić coś lepiej? Uważam, że na tamten czas nie, bo zrobiłyśmy wszystko, co było w naszej mocy. A czy dało się inaczej skonstruować tę piosenkę? Może i się dało, ale w takiej formie ją napisałyśmy i w takiej formie pojechała na konkurs.

Wesprzyj Viki Gabor na Facebooku przed finałem Eurowizji Junior 2019!

Zanim jednak do tego doszło, to musiałyście wystąpić w krajowych eliminacjach. Jak wyglądały przygotowania?

Dominika: Występ w preselekcjach pamiętam jako ogromne przeżycie. Przyjechali z nami przyjaciele, z którymi byliśmy na warsztatach. Sama konkurencja była duża, ale trudno było nam ocenić swoje szanse, bo propozycje były bardzo różne: były i małe dzieci, i my 13,14,15-letnie. Z racji tego, że to była druga edycja konkursu, nie było dla nas do końca klarowne, jakie mamy szanse, co się podoba, jakie są kryteria oceny. Podczas ogłoszenia wyników byłyśmy szczęśliwe, ale też zaskoczone.

W finale eliminacji zwycięzcę wybrali jurorzy. Zwyciężyłyście. Co działo się później?

Dominika: Po finale preselekcji zajął się nami choreograf Mateusz Polit i Piotr Hajduk, który był naszym instruktorem wokalnym. Było to dość skomplikowane logistycznie, bo porwałyśmy się na ten udział w Eurowizji dość spontanicznie, na wakacjach, i nie zdążyłyśmy omówić tego z rodzicami. Do tego każda z nas mieszkała w innej części Polski: ja w Łodzi, Kamila w Tarnobrzegu, Weronika w Solcu Kujawskim, a Ania pod Warszawą. Jako że próby i spotkania z telewizją odbywały się w stolicy, na czas przygotowań mieszkałyśmy u Ani. W piątek po szkole jechałyśmy do niej i spędzałyśmy cały weekend. Było wesoło! Przygotowałyśmy się nie tylko od strony artystycznej, ale również wizerunkowej – przeszłyśmy metamorfozę wyglądu, miałyśmy nowe fryzury, pracowałyśmy z Kasią Kwiecień nad stylizacjami. To był dla nas zupełnie nowy świat, bo do tej pory żyłyśmy w kręgach festiwalowych.

Anna: Po wygranej w eliminacjach wiedziałyśmy, że czeka nas bardzo dużo pracy. Zależało nam, by cały czas śpiewać. Poza tym wiedziałyśmy, że jedziemy do Norwegii. Jak przyleciałyśmy, to było jeszcze zielono, a jakieś dwie noce później spadło pół metra śniegu i już była zima. Wiedziałyśmy, że musimy być na to przygotowane. Jeszcze przed wylotem jeździłyśmy po śniadaniówkach, udzielałyśmy wywiadów polonijnym mediom. Nie miałyśmy zbyt dużego wpływu na działania promocyjne, nie uczestniczyłyśmy w tej logistycznej części przedsięwzięcia. Pamiętam, że miałyśmy wizytówki, które nasi rodzice wyprodukowali własnym sumptem. To oni też zadbali, byśmy miały gadżety do rozdawania czy płyty.

Dominika: Nie wszystko było takie zupełnie kolorowe, bo szybko odkryłyśmy, że budżety, którymi dysponowałyśmy, bardzo się rozchodzą w porównaniu z naszą konkurencją. Liczyłyśmy głównie na wsparcie naszych rodziców, którzy finansowali różne próby czy materiały promocyjne. Miałyśmy świadomość, że w innych krajach wygląda to zupełnie inaczej, a same nakłady na międzynarodową promocję utworów były absolutnie nieporównywalne. Piosenki były znane, bo zatroszczono się o to, by dotarły do jak najszerszego grona publiczności. U nas nie miało to aż takiej siły rażenia. Nie wiedziałyśmy, czego się spodziewać, nie zdawałyśmy sobie sprawy, że będzie aż taka dysproporcja między nami. Było widać, że mowa o innych budżetach. Nie trzeba głęboko szukać w sieci, by zobaczyć, że np. nasz teledysk był realizowany u Ani w domu i w okolicznym parku, a wideoklipy naszych konkurentów wyglądały zupełnie inaczej. Musiałyśmy korzystać ze środków własnych i na tym na pewno straciłyśmy, bo są to aspekty, które bardzo się liczą i są brane pod uwagę. Nie chcę mówić wprost, że zabrakło nam pieniędzy, ale dało się odczuć te dysproporcje. Mimo wszystko, dałyśmy z siebie wszystko i byłyśmy bardzo dobrze przygotowane.

Eurowizja Junior: polska reprezentacja z 2004 roku wspomina próby do konkursu

Wyleciałyście do Norwegii. Kto był tam z Wami?

Anna: Do Norwegii polecieli z nami rodzice: ze mną i Weroniką pojechały nasze mamy, z Dominiką – jej mama i siostra Martyna, a z Kamilą – tata. Nie mieszkali jednak z nami, tylko zatrzymali się u polskiego księdza, który bardzo zaangażował się w naszą historię.

Dominika: Większość ekip przyjeżdżała też ze swoimi menedżerami, stylistami i makijażystami, a my byłyśmy tylko z rodzicami, bo osoby, które nam pomagały w Polsce, zostały w kraju. Na miejscu były z nami osoby z TVP, czyli Iwona Klorek, Barbara Pietkiewicz i Aleksander Pałac, który wówczas pracował w redakcji programów dziecięcych i młodzieżowych. Z naszej inicjatywy do Norwegii poleciał też Mateusz Polit, bo bardzo zależało nam na tym, by był przy nas.

Anna: Jeszcze przed konkursem przygotowywał nas, jak dać sobie radę w obliczu tak wielkiej widowni i tej całej presji, poza tym uczył nas medytacji i systemów na odcięcie się. Na miejscu nawiązałyśmy kontakt z Eweliną Mendralą, Polką, która kilka lat wcześniej wyemigrowała do Norwegii. Była naszą przewodniczką po kraju, opiekunką i tłumaczką, a później stała się także przyjaciółką w tamtym niezwykłym czasie. Poza tym, jako że Norwegia to państwo trolli, wszędzie zabierały nas trolle! (śmiech) Odwiedziłyśmy też tamtejsze szkoły, gdzie spotkałyśmy się z norweskimi fanami, który nie dość, że w szkole przywitali nas transparentami, to jeszcze kibicowali nam w hali, będąc na publiczności.

Dominika: Dzięki temu, że nie byłyśmy z wielką ekipą, miałyśmy trochę więcej czasu wolnego na zabawę od innych uczestników. Zresztą mam wrażenie, że nasze podejście do całego konkursu wiązało się głównie z zabawą, a nie rywalizacją. Było absolutnie magicznie i myślę, że można pozazdrościć tylu przeżyć w tak młodym wieku. Oprócz prób i realizacji nagrania, miałyśmy bogaty program pobytu. Były różne animacje, oglądałyśmy wyścig psich zaprzęgów, a nawet kręciłyśmy wizytówkę na bobsleju. Miałyśmy też kilka okazji do spotkań z innymi uczestnikami, ale nie było ich aż tak wiele, bo wyjazd był krótki, a program – bardzo napięty. Każda ekipa musiała m.in. nagrać na miejscu wizytówkę oraz oczywiście uczestniczyć w próbach.

Kamila: Cała organizacja była  profesjonalna i na bardzo wysokim poziomie. Wszystko było o czasie, miałyśmy jasny harmonogram działania.

Dziewczyny z KWADro podczas Eurowizji Junior 2004. (fot. archiwum prywatne Kamili Wolskiej)

Chciałbym zapytać o relacje z innymi uczestnikami. Weroniko, ponoć bardzo polubiłaś się z reprezentantem Francji…

Weronika: (śmiech) Faktycznie było tak, że Thomas Pontier mnie polubił. Najpierw on przyleciał do Polski, a później ja odwiedziłam go w Paryżu. To była bardzo urocza znajomość, ale byliśmy wtedy bardzo młodzi. Do dziś mamy ze sobą kontakt. Trzymałyśmy się z innymi uczestnikami, ale to był też fajny czas dla nas, dla naszej „czwórki”.

Anna: Wszyscy mieszkaliśmy w małych domkach, które znajdowały się bardzo blisko areny konkursowej. Każdy z reprezentantów mieszkał osobno, nie mieliśmy zatem okazji spotykać się w hotelach, ale uczestniczyliśmy w bankietach oraz widywaliśmy się na próbach. Pamiętam Mariosa Tofisa z Cypru, który był rozpoznawalną gwiazdą u siebie w kraju, a także Andreasa Kefalasa z greckiej grupy Secret Band. Ogólnie rzecz biorąc, poznałyśmy kilka fajnych osób, ale nie udaję, że teraz trzymamy się razem i co roku się spotykamy.

A jak odbierana była Maria Isabel, która okazała się zwyciężczynią konkursu?

Weronika: Nie było z nią za bardzo kontaktu, bo ona już była gwiazdą jak tylko przyjechała. Nie mogłam uwierzyć, że ona nazywa się Maria Isabel Lopez Rodriguez. (śmiech)

Anna: Poza tym, była od nas dużo młodsza. My byłyśmy 14, 15-latkami.

Dominika: Dało się odczuć, że wygra, bo była świetna! Była faworytką już od początku, bo była energetyczną dziewczynką, która miała prostą, łatwą do zapamiętania piosenkę z rytmicznym, powtarzalnym refrenem. W dodatku stworzyła super obrazek w kamerze, miała te wszystkie tancerki, obstawę, kostiumy… Tam wszystko się zgadzało, było w pełni profesjonalnie.

Członkinie zespołu KWADro i Maria Isabel za kulisami Eurowizji Junior 2004. (fot. archiwum prywatne Anny Klamczyńskiej)

Jak odbierana była wasza pierwsza próba na scenie?

Kamila: Próby były super, ponieważ reakcje osób, które nas słuchały, czyli dźwiękowców, dziennikarzy i wielu innych, były bardzo budujące i miłe. Jako jedyne nie miałyśmy wgranych chórów i efektów specjalnych do podkładu, więc wszystko wyśpiewałyśmy same. I to właśnie dziwiło osoby nas słuchające. Byli zaskoczeni, że tak dobrze brzmimy na żywo, w trudnej harmonii.

Dominika: Miałyśmy jednoznaczne komunikaty, że bardzo się podobamy. Dużo osób do nas podchodziło, dostawałyśmy zaproszenia do innych państw na różne festiwale. Oczywiście, żaden z planów się nie zrealizował, ponieważ nie uzyskałyśmy dofinansowania, który umożliwiałby nam wyjazd. Ale samo otrzymanie zaproszenia było dla nas oznaką tego, że się spodobałyśmy. Dało się to odczuć, dzięki temu byłyśmy bardzo pozytywnie nastawione w kontekście późniejszej oceny i głosów widzów. Nawet jak sprawdzałyśmy opinie w Internecie, to pojawiały się głównie przychylne oceny.

Anna: Pamiętam, że po występie podczas piątkowej próby dostałyśmy owacje na stojąco od reżyserów dźwięku. Było to dla nas bardzo miłe i motywujące, że docenili nas fachowcy, którzy profesjonalnie się tym zajmują. Tę laurkę szczególnie pielęgnuję w swojej pamięci.

Wokalistki zespołu KWADro podczas prób do Eurowizji Junior 2004. (fot. archiwum prywatne Anny Klamczyńskiej)

Eurowizja Junior: KWADro o finale konkursu w 2004 roku

Nadszedł dzień finału. Domyślam się, że czułyście ogromne emocje.

Kamila: Występ w finale to fantastyczne doświadczenie i przygoda, którą na zawsze zapamiętamy. Byłam i jestem nadal zadowolona z tego, że to był naprawdę dobry występ. Mimo kilometrów, jakie nas dzieliły, dojeżdżałyśmy na próby, ciężko pracowałyśmy i w finale dałyśmy z siebie wszystko. Pewnie teraz, po 15 latach, z tym doświadczeniem, które mamy obecnie, wiele byśmy zmieniły, ale na tamten czas było naprawdę dobrze.

Dominika: Nie myślałyśmy o tym konkursie tak obsesyjnie, choć oczywiście czułyśmy odpowiedzialność za to, że reprezentujemy Polskę, dlatego dałyśmy z siebie wszystko. To trudny utwór, bo rozpisany w harmonii czterogłosowej, co było rzadkością, jeśli chodzi o inne propozycje. Uczestnicy mieli powgrywane chórki do podkładów muzycznych, a my wszystko śpiewałyśmy na żywo. Do tego dochodziła choreografia, która była dość skomplikowana, ale jej zapamiętanie było kwestią ćwiczeń. Jeszcze w Polsce, oprócz prób z trenerami, spotykałyśmy się same z siebie, by ćwiczyć, bo bardzo nam zależało, by wypaść jak najlepiej. W dniu finału oczywiście byłyśmy bardzo podekscytowane, bo był to wielki dzień, jednak nie przerażało nas to wszystko, co się działo, bo czułyśmy się po prostu dobrze przygotowane. Nie czułyśmy paraliżującego stresu, wręcz przeciwnie: nie mogłyśmy się doczekać tego występu. Miałyśmy wiele satysfakcji i frajdy. Z samego występu byłyśmy bardzo zadowolone, bo wszystko poszło po naszej myśli: zaśpiewałyśmy to tak, jak chciałyśmy, wszystko wyszło czysto, a na tym najbardziej nam zależało, bo była to nasza główna droga do sukcesu. To naprawdę dobrze wyszło. Dostałyśmy też dużo pozytywnych opinii od osób, które oglądały nasz występ. Byłyśmy bardzo dobrze nastawione do wyników.

Anna: Po zejściu ze sceny w dniu finału byłam z nas bardzo dumna, bo spięłyśmy się i naprawdę rewelacyjnie zaśpiewałyśmy tę piosenkę. Nie fałszowałyśmy, niczego nie zapomniałyśmy, dałyśmy z siebie wszystko. Wiedziałyśmy, że jedyne, co byłyśmy w stanie zaprezentować, to my cztery i nasze głosy. Prześpiewałyśmy tę piosenkę wiele razy, więc nie było opcji, byśmy np. zapomniały kroków. To był fajny moment, jak zeszłyśmy ze sceny i wiedziałyśmy, że jesteśmy po i że jesteśmy bardzo z siebie dumne. Później już nic od nas nie zależało. W green-roomie nie było imprezy czy interakcji, tylko bardziej „napinka”, stres, oglądanie występów i raczej atmosfera oczekiwania, a nie świetnej zabawy.

Dziewczyny z KWADro w dniu finału Eurowizji Junior 2004. (fot. archiwum prywatne Kamili Wolskiej)

Ta na pewno skończyła się dla Was, gdy poznałyście wyniki. Polska zajęła ostatnie miejsce.

Anna: Nie ukrywam, że mam ogromne poczucie niesprawiedliwości. Zdecydowanie wolałabym, by był to konkurs wokalny, bo wiem, że wokalnie nie zasłużyłyśmy na miejsce, które zajęłyśmy. Gdy poznałyśmy wyniki, czułam się rozczarowana, bo włożyłyśmy dużo serca i zaangażowania w ten czas, zresztą zaangażowani byli też nasi rodzice, wszystkie osoby towarzyszące nam i pomagające w przygotowaniach. Czułam, że ich zawiodłyśmy.

Dominika: Czułyśmy wielkie rozczarowanie, nie ma co ukrywać. Oczywiście nie liczyłyśmy na wygraną, ale nie spodziewałyśmy sie też tego, że będziemy na samym końcu tabeli. Rozumiałyśmy, że to są głosy publiczności, że ktoś musi być ostatni, by ktoś był pierwszy. Było nam przykro, przeżywałyśmy to same ze sobą. Dla osób, które w tak młodym wieku zaczynają przygodę ze sceną, jest to trudne doświadczenie, zwłaszcza, że przeczytałyśmy o sobie wiele negatywnych i nieprzyjemnych opinii w Internecie. Poza tym powoli zaczęło być jasne, zarówno dla nas, jak i dla osób, które były tam z nami na miejscu, że może nie chodzi do końca o to, kto pojedzie, bo Eurowizja jest konkursem, na którym państwa głosują na siebie, co widać przy głosowaniu. Nie chcę jednak sugerować, że piosenka nie miała znaczenia, bo pewnie miała. Zwłaszcza że rok temu Polska przecież wygrała finał. Być może wiele rzeczy zmieniło się na lepsze przez te 15 lat, bo już zebraliśmy doświadczenie z poprzednich edycji. My akurat byłyśmy na etapie zupełnie początkowych, kiedy wszyscy jeszcze badali grunt.

Weronika: Absolutnie nie zasłużyłyśmy na ostatnie miejsce. Uważam, że mało kto, jak na tamten czas, śpiewał czysto na cztery głosy. Nie powiem: piosenka Łap życie nie jest moją ulubioną piosenką, jaka powstała, ale zrobiłyśmy wszystko, co można było z niej wykrzesać. Nasza przyjaźń nie była poddana próbie, bo właśnie dzięki temu, że miałyśmy siebie, to przeszłyśmy to bardzo łagodnie.

Polska „wygrywa” finał Eurowizji Junior 2004 podczas próby jurorskiej. (fot. archiwum prywatne Anny Klamczyńskiej)

Eurowizja Junior: dziewczyny z KWADro obecnie

Co działo się z wami po Eurowizji?

Anna: Jeszcze przed Eurowizją zostałyśmy objęte opieką Telewizji Polskiej jako dzieci wyjątkowo uzdolnione artystycznie. Pracowałyśmy głosem, aktorsko czy wokalnie zarówno przed, jak i po konkursie. Po samej Eurowizji trochę jeszcze razem śpiewałyśmy, ale ostatecznie projekt upadł, bo mieszkałyśmy w innych miastach. Jeszcze przez jakiś czas wraz z Dominiką i Weroniką prowadziłyśmy program 5-10-15 aż do samego końca emisji, czyli do 2007 roku.

Dominika: Faktycznie, jeszcze przez długi czas razem występowałyśmy jako zespół, który z czasem po prostu zakończył działalność. Nie zostałyśmy skreślone w branży, pomimo tego, że nie poszło nam na Eurowizji. Podsumowując: kompletnie nie żałuję wyjazdu na Eurowizji Junior, bo to była super przygoda, którą do dziś z dziewczynami wspominamy, gdy się widujemy. Ten wyjazd był dla nas o tyle cenny, że dzięki niemu jeszcze bardziej się do siebie zbliżyłyśmy. Do dziś jesteśmy ze sobą w kontakcie i współpracujemy nie tylko ze sobą, ale również ze swoimi rodzicami. Przykład? Tata Kamili od lat organizuje festiwal „Wygraj sukces”, przy którym pracowałam jako autorka tekstów piosenek, które zostały wydane na płycie tego festiwalu. Organizowane są też warsztaty, na które jeździmy jako instruktorki młodzieży.  Wszystkie działamy w kręgach artystycznych i to jest dla nas najważniejsze.

Anna: Obecnie nasze życia wyglądają zupełnie inaczej, nasze drogi się porozchodziły… Ale zdarza mi się rozmawiać z Dominiką przez telefon, niedawno też umawiałyśmy się na spotkanie z Weroniką, bo obie mieszkamy w Warszawie. Co więcej, nasi rodzice te kilkanaście lat temu mocno się zaprzyjaźnili, stąd np. wiem, co u Dominiki, bo moja mama rozmawiała z jej mamą. Dziewczyny widują się czasem na różnych warsztatach, ale ja już się w to nie włączam, trochę porzuciłam muzykę. Na rok przed maturą stwierdziłam, że daję sobie czas na to, na co wcześniej go nie miałam, dlatego zaczęłam chodzić na zajęcia z rysunków i z malarstwa, które bardzo mnie zainteresowały. Ukończyłam grafikę na ASP. Dwa lata temu zaczęłam śpiewać zespołowo. W pewnym momencie musiałam przerwać, a w lipcu na dobre wróciłam do śpiewania. Dzięki temu moje życie jest teraz bardziej kompletne i pełne! Oprócz tego, mam swoją firmę i zajmuję się projektowaniem graficznym, marketingiem i promocją. Przez to bardzo świadomie nie oglądam telewizji, mam zablokowany NewsFeed na Facebooku i nie korzystam z mediów promujących szeroko pojętą kulturę popularną, w związku z czym dopiero niedawno dowiedziałam się, że Eurowizja jest w Gliwicach, bo akurat z ciekawości sprawdzałam, kiedy się odbędzie. (śmiech) Za to w wakacje, gdy byłam nad morzem u przyjaciół, dowiedziałam się, że Polka wygrała konkurs w zeszłym roku. Jestem zupełnie nie w temacie i w sumie trochę mi wstyd, bo pewnie powinnam trzymać kciuki za osoby, które mają teraz takie same lub podobne doświadczenia, co my te 15 lat temu.

Weronika: Po powrocie do Polski dość szybko wróciłyśmy do naszych obowiązków. Pracowałam w teatrze muzycznym, dziewczyny też. Z czasem każda z nas poszła swoją drogą. To, że mamy kontakt do dzisiaj, to o czymś świadczy. Do dzisiaj przyjaźnię się z Dominiką, nasza przyjaźń zaczęła się jeszcze przed konkursem. Wiem też, że gdyby cokolwiek się działo i zadzwoniłabym do Ani czy Kamy, to w każdej chwili mi pomogą. Poza tym z Dominiką prowadziłyśmy razem dużo warsztatów „Śpiewaj i tańcz”. Nauka młodszych ludzi stała się naszą kolejną wspólną pasją.

Kamila: Obecnie jestem nauczycielem języka polskiego i logopedą. Skończyłam filologię polską ze specjalnością logopedyczną na Uniwersytecie Warszawskim. Sama Eurowizja, jak i ogromna pasja do muzyki, dzieci i młodzieży oraz do nauczania spowodowały, że zaczęłam prowadzić również zajęcia wokalne z elementami logopedii artystycznej i emisji głosu. Od wielu lat  organizujemy wraz z tatą, który jest muzykiem, obozy artystyczne dla dzieci i młodzieży.  Śpiewałam od dziecka. Muzyka była obecna w naszym domu zawsze, dlatego chyba stało się to naturalne, że i w moim dorosłym życiu będzie zajmowała ważne dla mnie miejsce.

Zespół KWADro za kulisami Eurowizji Junior 2004. (fot. archiwum prywatne Kamili Wolskiej)

Weroniko, czy doświadczenie, które zdobyłaś na Eurowizji Junior 2004 miało później jakieś przełożenie na występ podczas Eurowizji 2010? Wystąpiłaś w Oslo u boku Marcina Mrozińskiego.

Weronika: Oba konkursy są traktowane przez organizatorów bardzo poważnie. Nie jest tak, że „dziecięca” Eurowizja jest organizowana jak dla dzieci. Nie, pod względem technicznym czy realizacyjnym to również jest mistrzostwo świata! Eurowizja Junior to mimo wszystko „dziecięcy” konkurs, więc jest pozamykany w nieco innych ramach. Absolutnie nie byłam ekspertem na Eurowizji tylko dlatego, że wystąpiłam na Eurowizji Junior. Nie było mi prościej, bo znałam już ten eurowizyjny świat. Eurowizja w Oslo to był konkurs z innymi ludźmi, o co innego walczyliśmy. Trudno jest porównywać oba konkursy, ale trzeba podkreślić, że oba są bardzo profesjonalne.

Co myślicie, gdy dziś oglądacie występ KWADro?

Dominika: Jestem z niego dumna, bo wiem, ile pracy włożyłyśmy w przygotowania. Wiem, że mamy powody, by być usatysfakcjonowane występem. W pełni zrealizowałyśmy to, na co miałyśmy wpływ i to, co sobie założyłyśmy. Oczywiście, oczekiwania Polaków były takie, że wygramy, dlatego po finale odczułyśmy pewnego rodzaju bunt społeczny. Hejt nie był wtedy jeszcze tak dużym tematem, ale już się z nim zmierzyłyśmy. Dużo czytałam komentarzy, w których pisano „No tak, to było do przewidzenia, że przegramy”. Niezupełnie było do przewidzenia, bo zanim te wyniki zostały opublikowane, to opinie były zupełnie inne… To już jednak jest niestety ogólny trend na świecie, że jak jest sukces, to jest cudownie, ale jak pojedzie świetny reprezentant z dobrym numerem, ale przegra, to pojawiają się pełne krytyki komentarze. O ile jeszcze każdy dorosły człowiek to rozumie, to dzieciom trudno psychicznie to dźwignąć. Nam było trudno. Musiałyśmy odbyć wiele rozmów między sobą i z rodzicami, żeby wszystko sobie ułożyć w głowie i nie czuć się winnymi. Eurowizję Junior wspominam jako dosyć trudne doświadczenie, ale bardzo wartościowe.

Rywalizacja na Eurowizji Junior – niepotrzebny stres czy możliwość rozwoju dla dzieci?

Weronika: Bardzo dobrze mi się ogląda ten występ. Oczywiście, śmieszy mnie ta nasza „dziecinność” i te barwy głosu, które były bardzo dziewczęce. Mam tylko ciepłe wspomnienia związane z tym występem. Nie mam sobie niczego do zarzucenia, gdy oglądam go dzisiaj.

Kamila: Występu w finale wstydzić się nie musimy. Był naprawdę bardzo dobry. Zrobiłyśmy tyle, ile na tamten czas można było. Teraz pisze się inne piosenki, wybiera się inne stroje i wszystko ma o wiele większy rozmach. Wynik końcowy oczywiście nie był dla nas zadawalający, ale przyjaźń naszej czwórki była ważniejsza. Minęło tyle lat, a my nadal jesteśmy ze sobą blisko zarówno w smutkach jak i radościach. I  oprócz fantastycznych eurowizyjnych wspomnień, to jest najpiękniejsze.

 Bardzo dziękuję za rozmowę.

Exit mobile version