Eurowizja to morze różnych stylów i gatunków – od kompletnie nowatorskich koncepcji po… typowość i oczywistość. Czy stereotypowe spoglądanie na kraje, a zwłaszcza ich kulturę, szkodzi uczestnikom konkursu? A może im pomaga? Postaramy się to sprawdzić!
Stereotypy na temat jakiegoś kraju i jego mieszkańców przybierają różne formy, również w muzyce. Od niektórych reprezentantów państw oczekuje się więc w pozytywny sposób wysokiej jakości muzyki pop czy pięknych, etnicznych brzmień, ale względem niektórych stereotypy prowadzą też do uprzedzeń. Czy na Eurowizji obecne są też zatem stereotypy negatywne, o nadętych brytyjskich gwiazdach lub zacofanych krajach wschodnich, posługujących się tylko folkiem?
Fado, flamenco, karnawał i sirtaki – stereotypowe południe?
Kraje kultury śródziemnomorskiej oraz Portugalia aż proszą się o kojarzenie ich z kolorowymi strojami, ekspresją języka, dużą ilością tańca i charakterystycznymi instrumentami. Większość z tych państw trzyma się zresztą swojej tożsamości przez wysyłanie na Eurowizję utworów wyłącznie w językach narodowych. Które elementy kultury najczęściej kojarzone z tą częścią Europy przynoszą najwięcej szczęścia?
Hiszpania i Portugalia
W przypadku Portugalii najbardziej trafnym przepisem na sukces i zauważenie wśród odbiorców nie jest samo wykonywanie tradycyjnego fado, melancholijnego gatunku związanego chociażby z kultem tęsknoty, zwanym po portugalsku saudade. Do największych osiągnięć Portugalii na Eurowizji należą utwory jedynie do tej stylistyki nawiązujące. Charakterystyczne gitarowe brzmienie pomogło temu państwu zaistnieć na Eurowizji 1996 – Lúcia Moniz z O meu coração não tem cor zajęła szóste miejsce. To najlepszy wynik Portugalii przed zwycięstwem w 2017 roku. Wśród portugalskich sukcesów wyróżnia się też kultowa wykonawczyni fado Dulce Pontes. Jej klasyczna balladą Lusitana paixão zajęła dziewiąte miejsce w 1991 roku. Zaśpiewała właśnie o kulcie narodowego gatunku muzycznego Portugalii.
Eurowizja stawia ciekawe oczekiwania wobec Hiszpanii. Po tym kraju stereotyp nakazywałby spodziewać się utworów bardzo skocznych, wesołych, pasujących energią do sportu i karnawału, w stylu flamenco. Kiedy takie jednak jadą na konkurs, nie odnoszą przeważnie sukcesów. Zazwyczaj mają większe wsparcie widowni niż ekspertów. Mimo wszystko daleko im do czołówki – tak swój udział zakończyli chociażby Daniel Diges (2010), Lucía Pérez (2011) czy Miki (2019). Największe osiągnięcia Hiszpanów w ostatnich latach to proste, silne ballady Pastory Soler (2012) i Ruth Lorenzo (2014). Warto też wymienić portugalski przypadek stereotypowo energicznego utworu, któremu się nie powiodło: Suzy z nieco karnawałowym Quero ser tua nie znalazła się w finale Eurowizji 2014, po zdobyciu najniższego wyniku w głosowaniu jury.
Greckie tańce
Stereotyp o energicznych utworach nie pomaga Hiszpanom, ale sprawdza się dla Grecji. W jej dwudziestowiecznych propozycjach na konkursie często wykorzystywane były typowe dla tamtejszej kultury instrumenty. Jednak etniczne brzmienie z reguły nie wystarczało. Debiutancki utwór Greków Thalassa ke to agori mou (pol. Wino, morze i mój chłopak) w 1974 roku uplasował się na odległym jedenastym miejscu. Bez większych sukcesów przeszły też inne typowo greckie brzmienia. Warto wskazać na Pia prosefhi (1995), wykonane w języku pontyjskim i nie-taneczna piosenka o tańcu, czyli Horepse (1997). Niedawno klęską okazało się Oniro mou w wykonaniu Yianny Terzi. Artystka nie awansowała do finału na Eurowizji 2018.
Eurowizja wymagała zatem od Greków czegoś więcej: dokładnie tego, z czym bardzo często utożsamia się typowy obraz greckiej kultury. Był to taniec! Większość sukcesów tego państwa na Eurowizji związana była właśnie z choreografią, często nawiązującą do tradycyjnych greckich układów tanecznych, np. do tańca sirtaki. Tak więc w czołówce tabeli znaleźli się Paschalis, Marianna, Robert i Bessy (5. miejsce, 1977), Sarbel (7. miejsce, 2007) oraz Koza Mostra (6. miejsce, 2013), a przede wszystkim Helena Paparizou, która wygrała Eurowizję 2005.
Eurowizja: czy łatka muzyki pop pomaga Szwedom?
Szwedzi nie mają sobie równych pod względem produkcji popu w Europie! Właśnie tak postrzega ten kraj rynek muzyczny całego świata – pełen utworów do radia, pisanych masowo w Sztokholmie przez zdolnych kompozytorów. Nic więc dziwnego, że jurorzy, którzy sami są muzykami i doskonale znają szwedzkie podejście do pisania, doceniają utwory Szwedów przez pryzmat tej łatki tworzenia na wysokim poziomie. Widzowie, nawet jeśli są świadomi, że w tym kraju Skandynawii tworzy się radiowe hity, bywają bardziej surowi.
Najszerszą dyskusję w ostatnich latach zrodził występ Benjamina Ingrosso, który w 2018 roku poszybował na drugie miejsce w głosowaniu jury, ale w televotingu zajął… dwudziestą trzecią pozycję. Od wyboru po efekt, czyli siódme miejsce, Dance you off było obiektem sporu między szwedzkim profesjonalizmem i nowoczesnością a przesadnym przepychem i wtórnością Szwecji.
Sąsiednia Finlandia też zresztą funkcjonuje w stereotypie, który sama sobie narzuciła. Od ogromnego sukcesu – zwycięstwa grupy Lordi na Eurowizji 2006, Finowie często wracali do ciężkich brzmień, z których niezależenie od eurowizyjnych zmagań słyną. Tak więc na konkurs pojechali Hanna Pakarinen (2007), Teräsbetoni (2008), Softengine (2014) i PKN (2015). Także tegoroczni reprezentanci reprezentują fińskie rockowe brzmienie: do Rotterdamu pojedzie zespół Blind Channel z violent popowym Dark side.
Polityczne uprzedzenia
Stereotypowe myślenie zachodzi też na płaszczyźnie politycznej. Niektóre kraje są postrzegane jednoznacznie w ramach jakiejś ideologii – Brytyjczycy są eurosceptyczni i nastawieni niechętnie do Eurowizji, Izraelczycy są nietolerancyjni wobec muzułmanów. Natomiast narody wschodnioeuropejskie i bałkańskie trzymają się tylko swojego obszaru kulturowego, bez otwarcia na resztę świata. Czy łączenie reprezentantów ze stereotypową, często niesłuszną, ideologią ich państw ma jakieś przełożenie na konkurs?
Wielu Brytyjczyków najchętniej odpowiedziałoby, że tak i chociażby efektem Brexitu ich kraj nie odnosi sukcesów na Eurowizji. Jednak ani eurosceptycyzm na Wyspach Brytyjskich, ani kiepski wyniki BBC w konkursie, to nic nowego. Jurorzy, a tym bardziej przeciętni widzowie, nie prowadzą raczej dyskusji na temat polityki danego państwa podczas wydarzenia muzycznego. Głosują na swoich faworytów, kierując się oczywiście jakimiś sympatiami, ale ostateczne wyniki nie są z tym związane. Część widzów, która celowo nie głosuje na Wielką Brytanię przez jej wyjście z Unii Europejskiej lub na Izrael z racji poglądów na sytuację na Bliskim Wschodzie, jest zapewne znikoma.
Usprawiedliwienie słabego wyniku piosenki, której słaby wynik był często przewidywalny, za pomocą Brexitu albo antysemityzmu, to zwykłe szukanie wymówek. Ponadto Izrael w ostatnich latach pokazał, że jest w stanie w jednym roku wygrać Eurowizję, a w kolejnym skończyć przy spodzie tabeli, bez związku z uprzedzeniami.
Eurowizja: czy parodia stereotypu ma sens?
Celem niektórych uczestników była krytyka stereotypowego patrzenia na świat. Tak też było z propozycją My Słowianie – We are Slavic. Eurowizja 2014 została zapamiętana nie tylko przez występ Conchity Wurst, lecz także kontrowersyjną aranżację piosenki Donatana i Cleo. Parodia stereotypu wschodnioeuropejskiej zaściankowości nie spotkała się jednak ze zrozumieniem krytyków czy jurorów. Znakomity wynik w głosowaniu widzów to też nie efekt zrozumienia przesłania przez publikę, a po prostu kwestia utworu i jego prezentacji. Polska zajęła ostatecznie czternaste miejsce, ale wpływ walki ze stereotypem o polskości nie był w tych zmaganiach istotny.
fot. EBU, eurovision.tv