Eurowizja wciąga – wywiad z Magdą Tul

fot. eurovision.tv

Magdalena Tul dla Eurowizja.org: Kiedy niemal rok temu poznawaliśmy utwór Jestem zgłoszony do polskich preselekcji, prawie jednym głosem wskazywaliśmy go do reprezentowania w Konkursie Piosenki Eurowizji. Znana i lubiana od lat twarz popularnego programu „Jaka to melodia?” tylko podniosła prestiż i potencjał projektu. Występ w preselekcjach i głosowanie audiotele było już tylko dopełnieniem formalności. Widzowie telewizyjnej jedynki wybrali Magdę Tul na szesnastą reprezentantkę naszego kraju w tym konkursie.

Ogromne wyrazy wsparcia fanów nie ustały nawet po braku kwalifikacji do finału, przeciwnie pojawiły się głosy żądające powrotu Magdy na eurowizyjną scenę. Dziś po kilku miesiącach od konkursu Magdalena Tul jak najlepiej wspomina swój udział w Eurowizji i nie wyklucza możliwości ponownego startu w przyszłości. Specjalnie dla serwisu Eurowizja.org nasza reprezentantka odpowiedziała na kilka podsumowujących jej pobyt w Niemczech pytań, a także zdradziła swoje najbliższe plany zawodowe.

Karol Pawelec, Eurowizja.org: Od Eurowizji minęło już kilka miesięcy. Jak zmieniło się Twoje życie zawodowe od czasu Twojego udziału w tym przedsięwzięciu? W końcu, jak zmieniła się sama Magdalena Tul?

Magdalena Tul: Moje życie zawodowe nie uległo wielkim zmianom od razu. Zauważam, że zmienia się ono powoli, stopniowo staram się robić kolejne kroki na przód. Muszę jednak przyznać, że jest mi trochę łatwiej niż przed Eurowizją, bo ona dała mi szansę na pokazanie się w większym stopniu szerszej publiczności. Wreszcie mogłam doświadczyć czegoś, na co zawsze czekałam, że na koncercie śpiewa ze mną publiczność. To wspaniałe uczucie. Zmieniłam się też ja sama, bo jak to mówią , co nas nie zabije, to nas wzmocni. Mam nadzieję, że będzie to nauczka, która pozwoli mi uniknąć błędów w przyszłości. Jednak dzięki temu doświadczeniu, miałam szansę udowodnić sobie po raz pierwszy w życiu, że wszystko jest możliwe. Teraz mam dużo pozytywnej energii do działania, więc staram się ją wykorzystać i pracować jak najwięcej.

Było mnóstwo wiary, że w tym roku się uda, cieszyłaś się ogromnym wsparciem fanów. Pamiętam te ogromne emocje, które towarzyszyły nam wszystkim po opublikowaniu pierwszych relacji z prób – wtedy wiara w Ciebie przerodziła się po prostu w pewność, że będzie finał… Niestety ku zdziwieniu wszystkich tak się nie stało. Jak myślisz, co było źle? Czy dziś zrobiłabyś coś inaczej?

Magdalena Tul: To było wspaniałe i wszystkim, którzy we mnie uwierzyli dziękuję z całego serca. Pisałam już w kilku wywiadach, że mimo skrupulatnych przygotowań, nie udało mi się wykonać planu. Nie byłam zadowolona z występu, nie poszło tak, jak pójść powinno. Traf sprawił, że zdarzyło mi się to akurat na najważniejszym, jak do tej pory, występie w moim życiu. Mogłam uniknąć tego stresu i zapewnić sobie większy komfort, modyfikując nieco podkład muzyczny, ale w trakcie przygotowań zdarzyło się tyle nieprzewidzianych sytuacji, w tym historia ze zmianą wersji językowej, że zabrakło na to po prostu czasu. To błąd, który nie powinien był się zdarzyć. Nie dowiem się już nigdy, jak wyglądałyby wyniki, gdyby wszystko poszło zgodnie z założeniem, ale wtedy przynajmniej czułabym satysfakcję i mogłabym powiedzieć, że dałam z siebie wszystko. Mój występ był niestety walką o przetrwanie.

Nazywasz to porażką?

Magdalena Tul: Nie, dla mnie to było ogromne wyróżnienie reprezentować Polskę w konkursie międzynarodowym. Wyciągnęłam z tego doświadczenia same pozytywne rzeczy, nie mogę zatem mówić, że to moja porażka. Nic w życiu nie zdarza się bez powodu. To dla mnie cenna lekcja. Nie pracował dla mnie sztab ludzi, a jednak udało mi się nad wszystkim zapanować. Poza tym ktoś musi być ostatni, żeby inny mógł być pierwszy. Żeby wygrywać, trzeba nauczyć się też przegrywać, ale nie mogę też mówić o przegranej, bo codziennie dostaję sygnały, że ludzie z różnych krajów, do dziś słuchają i lubią moją piosenkę. To liczy się najbardziej.

Udział w Eurowizji to nie tylko występ podczas półfinału i finału. To także szereg innych wydarzeń towarzyszących, to dwa tygodnie wyjęte z życia zawodowego, bo w końcu artysta na tak długi okres musi rozstać się z zobowiązaniami w swoim kraju, by móc w pełni uczestniczyć w kilkudniowych próbach i imprezach. Jak wspominasz te dni związane z przygotowaniami?

Magdalena Tul: Dwa tygodnie poza krajem, ale z życia wyjęte tak naprawdę pół roku. Moje przygotowania do konkursu trwały od stycznia do maja. W tym czasie nie myślałam o niczym innym, bo spraw związanych z przygotowaniami było na tyle dużo, że można by tym obdzielić jeszcze kilka osób. Ja natomiast miałam do pomocy tylko moją drugą połowę… Trudno sobie to wyobrazić, że bez managera może się to w ogóle udać. Wiele osób, które pisały do mnie maile, nie mogły uwierzyć, że sama na nie odpisuję, że sama wysyłam materiały promocyjne. Tuż przed wyjazdem miałam w domu małą fabrykę i urząd pocztowy.

Czy tak długi okres trwania tego przedsięwzięcia nie działa demobilizująco na artystów, którzy związani z kontraktami np. koncertowymi, dzięki którym się utrzymują, muszą diametralnie z nich zrezygnować na tzw. czas eurowizyjny?

Magdalena Tul: Problem kontraktów mnie nie dotyczył, myślę jednak, że dla chcącego nic trudnego. Pamiętam jednak, że kilkudniowe nagrania do „Jaka to melodia?”, wybijały mnie totalnie z rytmu. Musiałam w nich uczestniczyć, a jednocześnie czułam, że uciekają mi cenne chwile, które mogę przeznaczyć na przygotowania.

Czy zacieśniłaś jakieś znajomości, relacje w Düsseldorfie? Czy miałaś poczucie, że eurowizyjny team to jedna wielka rodzina, czy może w powietrzu wyczuwało się konkurencję?

Magdalena Tul: Może to wyda się dziwne, ale udało mi się spotkać z niektórymi uczestnikami zaledwie raz czy dwa. Atmosfera nie sprzyjała imprezom. Większość czasu spędzaliśmy w hotelu. Ekipy z różnych krajów były porozrzucane. W naszym hotelu, mieszkała również reprezentacja Malty, więc czasem mijaliśmy się na korytarzu, podczas „korytarzowych prób”… Pozostały czas spędzaliśmy na próbach, które były zorganizowane w taki sposób, że praktycznie widzieliśmy się tylko z zespołami, które były zaraz po nas. Można zatem powiedzieć, że najbardziej zapoznałam się z całą „feralną czwórką”, która nie przeszła do finału. Nie wyczuwało się jednak konkurencji, wszyscy byli bardzo mili.

W tym roku do zmagań przystąpiła legendarna Dana International, która z hukiem wygrała konkurs w 1998 roku – teraz nie przeszła nawet do finału. Jak myślisz, dlaczego?

Magdalena Tul: Trudno mi to oceniać. Myślę, że jest to konkurs piosenki i to ona się liczy, a nie nazwisko. Mnie akurat piosenka Dany nie przypadła do gustu.

Ostatnio, właściwie każdego roku, obserwujemy jakieś powroty na eurowizyjną scenę, często są one udane, ale niestety zdarzały się i te nieudane, jak w przypadku Dany. Czy takie powroty są potrzebne w życiu tych gwiazd? Czy powinno się ryzykować utratę swojej dobrej legendy w konkursie narażając się na niepowtórzenie sukcesu?

Magdalena Tul: Jak to mówią „bez ryzyka nie ma zabawy”, a tak poważnie, nie powinno się myśleć w taki sposób. Jeśli ktoś czuje, że chce to zrobić, to dlaczego nie? Ze strachu? To tak jakby kierowca rajdowy kończył karierę po pierwszym zwycięskim wyścigu. Raz się wygrywa, innym razem przegrywa. Przecież nikt nie odbierze Danie zwycięstwa.

W Polsce wymienia się często Edytę Górniak, jako tę, która mogłaby spróbować jeszcze raz. Czy po siedemnastu latach znów by się udało zajść tak wysoko?

Magdalena Tul: Dlaczego nie?

A może swoich sił ponownie spróbowałaby Magdalena Tul? Cieszysz się tak dużym poparciem fanów, że wciąż pojawiają się głosy na forach świadczące o tym, że chcą Cię zobaczyć na Eurowizji jeszcze raz.

Magdalena Tul: Eurowizja wciąga, nie sądziłam, że aż tak. Bardzo jest mi miło, że ludzie jeszcze wciąż darzą mnie zaufaniem, choć w pewnym sensie ich zawiodłam. Szczerze mówiąc, bardzo bym chciała dostać drugą szansę. Wydaję się to niemożliwe, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Życie jest jedno i nie warto stawiać sobie barier, czy wypada czy nie wypada. Jak poczuję, że chcę to na pewno się zgłoszę. Reszta jest już niezależna ode mnie. To w końcu konkurs piosenki.

Z perspektywy czasu decyzja o śpiewaniu w języku polskim była słuszna?

Magdalena Tul: Decyzja była jak najbardziej słuszna, choć może trudniejsza, ale wtedy wiedziałam, że to dobry wybór.

Jakie jest Twoje stanowisko w sprawie błędów technicznych ze strony organizatorów? Pojawiały się głosy, że w kilku telewizjach Twój wokal był słabo słyszalny. Co o tym sądzisz?

Magdalena Tul: Trudno mi to oceniać. Jest to konkurs, w którym bierze udział wiele państw i przygotowanie ekipy jest takie, na jakie pozwala czas. Z reguły dźwięk w telewizji jest dużo gorszy i obnaża wszystkie niedociągnięcia. W naszym przypadku wiele do życzenia pozostawiała również praca kamer, z czym próbowaliśmy uporać się już od pierwszej próby. Zwłaszcza, że miałam przy swoim boku jednego z najlepszych polskich operatorów. Niestety nasze prośby nie zostały zrealizowane, na czym ucierpiała choreografia, którą ostateczny obrazek, pozbawił praktycznie sensu.

Spotykałaś się z jakimś rzucaniem kłód pod nogi? Wyrazami zawiści? Były jakieś momenty zwątpienia?

Magdalena Tul: Momenty zwątpienia były, ale to już chyba na wskutek bezradności. Nie spotkałam się z wyrazami zawiści, ale już podczas przygotowań w kraju, zrozumiałam, że w pewnym sensie jestem z tą Eurowizja sama. To czego osobiście nie dopilnowałam, nie zostało zrobione tak jak trzeba.

Azerbejdżan to jeszcze Europa…?

Magdalena Tul: Jak widać muzyka nie zna granic…

Nadchodzi czas późnej jesieni, kiedy to jak co roku, swoje stanowisko i plany związane z Eurowizją przedstawia Telewizja Polska. Kształt polskich preselekcji jest dobry, czy może należałoby szukać innych metod wyboru reprezentanta?

Magdalena Tul: Sama nie wiem, do preselekcji zgłasza się ten kto chce. Artyści, którzy uważają, że Eurowizja to nic ciekawego i tak się nie zgłoszą. Wydaje mi się, że sprawą, która zaniża poziom konkursu jest myślenie o preselekcjach, jako o sposobie na wypromowanie się, choćby dzięki pojawieniu się w koncercie. Sama kiedyś tak myślałam, bo nie przypuszczałam , że mogę wygrać. Często artyści, którzy właśnie wydają płytę, chcą w ten sposób wypromować singiel. Mało tego, mówi się też, że lepiej jest tego konkursu nie wygrywać, bo potem są same problemy i masa niekończących się wydatków. Potwierdzam i myślę, że to właśnie ten problem należałoby rozwiązać w pierwszej kolejności.

Czego życzysz przyszłym uczestnikom polskich preselekcji?

Magdalena Tul: Wygranej w preselekcjach i Eurowizji w Polsce oczywiście!

Jakie masz plany zawodowe? Ostatnio głośno o projekcie „Poland, why not?” , kilka dni temu usłyszeliśmy Twój nowy utwór.

Magdalena Tul: W tej chwili pracuję nad drugą już płytą, której producentem jest Michał Nocny. Jest to głównie mój autorski materiał. Znajdą się tam zarówno polsko jak i anglojęzyczne utwory. Planujemy skończyć na początku przyszłego roku, tak żeby wiosnę powitać nową płytą. Kilka dni temu w sieci pojawił się pierwszy utwór „I’ll never forget”, który jest spokojniejszą odsłoną płyty. W planach mam nagranie teledysku do tej piosenki, natomiast następny utwór będzie bardziej żywiołowy. 18 listopada odbędzie się również premiera płyty „Poland, why not?”, podczas której, zaprezentuję dwa utwory z mojej powstającej płyty (I’ll never forget” i całkiem nowy „Deep” oraz piosenkę „First class ticket to heaven”), która znajdzie się na płycie wspomnianego projektu. Na święta natomiast kolejna muzyczna niespodzianka…

Dziękuję Ci Magdo za rozmowę i w imieniu naszego stowarzyszenia OGAE Polska życzę samych pomyślności i sukcesów zawodowych!

Exit mobile version