Eurowizja to dla wielu artystów świetna okazja aby pokazać się europejskiej publiczność i zdobyć zupełnie nowe grupy fanów. Żeby się jednak na nią dostać trzeba najczęściej przejść publiczny proces selekcyjny, który jednak nie jest dla każdego. Dlaczego znani i lubiani mają taki problem z przedeurowizyjnymi eliminacjami?
Początek stycznia 2018 roku. Erica Jennings, reprezentantka Litwy na Eurowizji 2001 i „gruba ryba” na litewskim rynku muzycznym, wycofuje się z udziału w selekcjach Eurovizijos Dainų Konkurso Nacionalinė Atranka. Miała je wygrać. Jako powód podaje obecne w selekcjach jury. Tak doświadczona wokalistka jak ona nie ma ochoty być oceniania i krytykowana przez osoby, które osiągnęły znacznie mniej czy też nie mają bogatszego doświadczenia w branży od niej. Nie chce być pożywką dla ich ego, które jej zdaniem próbują podbudować sobie jurorzy krytykując biorących udział w selekcjach artystów.
Mija kilka dni. W trakcie nagrań do HaKokhav HaBa (The Rising Star) na dramatyczny krok decyduje się Rinat Bar. Rezygnuje z udziału w programie po odpadnięciu w pierwszej rundzie jednego z etapów i walcząc w drugiej szansie. Powód? Ten sam co u Jennings. Bar to równie doświadczona wokalistka, choć bez spektakularnych sukcesów na koncie. Nie może już jednak znieść ciągłej i niejednokrotnie kąśliwej krytyki jurorów.
Jury zjadliwe być musi. Miłe opinie i głaskanie po główce nie zadowolą widza żądnego krwi. Jaka jednak szanująca się gwiazda pozwoli sobie na takie traktowanie?
Właśnie przez obecność krytycznego jury w selekcjach wiele „gorących nazwisk” woli się trzymać od nich z daleka. Chociażby w ukraińskim Vidbirze. Rzadko się o tym mówi w tym kontekście, ale dość mocno czepliwe jury mogło odstraszyć potencjalnych chętnych. Ruslana (ESC 2004) czy Andrey Danilko (Verka Serduchka, ESC 2007) nie rzadko bywali bardzo ostrzy w swoich ocenach. Po pierwszej edycji pełnej gwiazd (nie tylko Jamala, ale też mająca bardo mocną pozycję na rynku grupa the Hardkiss) kolejne odsłony raczej rozczarowywały znawców wschodniego rynku muzycznego.
Nie tylko ostrego języka jurorów boją się „wielcy”. Wstydem jest także przegranie z „maluczkimi” Więc najlepiej byłoby wogóle się na takie ryzyko nie narażać. W ostatnich latach przykład dwóch krajów pokazał jak porażka „wielkich gwiazd” może odstraszyć kolejne od prób zabawy w selekcje.
Niemcy. Rok 2014. W finale Unser Song für Dänemark roi się od gwiazd. O wyjazd do Kopenhagi walczą m.in. Oceana, The Baseballs czy Madeline Juno. Jednak wygrywa ktoś inny – trzy debiutantki na niemieckiej scenie muzycznej wchodzące w skład grupy Elaiza. Pomimo tego, że dziewczyny zaistniały po Eurowizji, w kolejnych latach w niemieckich selekcjach latach coraz ciężej było szukać gorących nazwisk.
Polska. Rok 2016. Krajowe Eliminacje mają być starciem gigantów. Diva kontra idolka młodzieży. Wygrywa ten trzeci, znany, choć zapomniany. Po Eurowizji w Sztokholmie jego kariera rozpędza się z prędkością światła. Niestety jednak teraz ciężko liczyć na powtórkę pod względem dużych nazwisk w polskich eliminacjach. Obawa o to, że pojawi się nowy Michał Szpak jest wśród polskich topowych gwiazd zbyt duża.
Selekcje to nie jest dobra droga na Eurowizję dla znanych i lubianych. Często więc opcją dla nich jest wybór wewnętrzny. Czy więc warto postawić na sprawdzoną kartę w postaci wykonawcy o ugruntowanej na lokalnym rynku pozycji, czy liczyć na mądrą decyzję widzów i jurorów selekcyjnych? Na to pytanie odpowiedzieć już sobie muszą sami nadawcy, opiekujący się w danych krajach Eurowizją.
Foto: Rinat Bar, mako.il