Justyna Steczkowska dokładnie 25 lat temu stanęła na scenie Point Theatre w Dublinie, by utworem Sama otworzyć finał 40. Konkursu Piosenki Eurowizji. W rozmowie z Eurowizja.org wróciła wspomnieniami do eurowizyjnego koncertu i zdradziła kulisy Eurowizji 1995.
40. Konkurs Piosenki Eurowizji odbył się 13 maja 1995 roku, do rywalizacji stanęli reprezentanci z 23 krajów. Po raz drugi swego przedstawiciela wybrała Telewizja Polska, a barw kraju broniła Justyna Steczkowska z piosenką Sama. Utwór zajął 18. miejsce.
Z okazji wyjątkowego jubileuszu Justyna Steczkowska powróciła wspomnieniami do konkursu sprzed 25 lat. W rozmowie dla Eurowizja.org opowiedziała o przygotowaniach do występu, opisała kulisy przygotowań piosenki Sama oraz opisała, co działo się tuż przed ogłoszeniem wyników Eurowizji 1995.
Justyna Steczkowska o nagraniu piosenki Sama
Sergiusz Królak: Dziś mija 25 lat, od kiedy Europa usłyszała utwór Sama. Jak wyglądał proces wyboru konkursowej piosenki?
Justyna Steczkowska: Sama to piosenka, która została napisana specjalnie na konkurs Eurowizji przez Wojciecha Waglewskiego i Mateusza Pospieszalskiego. Pamiętam, jak siedzieliśmy jeszcze w najsłynniejszym wtedy w Polsce studiu S4, a ja starałam się wymyślić jak najciekawszą wokalizę, która jest w drugiej części utworu. Wtedy to wszystko było dla mnie nowe, niezwykłe, wręcz niesamowite na tamtym etapie życia. Wspominam to z wielkim sentymentem.
Czemu właściwie zgodziła się Pani na udział w Eurowizji? Czy była to chęć występu na arenie międzynarodowej, sprawdzenie swoich możliwości, czy może raczej kwestie promocyjne, a może „propozycja nie do odrzucenia” od TVP?
W tamtych czasach Eurowizja była festiwalem, o którym marzył każdy artysta, to były przecież lata 90. Dopiero co uwolniliśmy się z komunistycznych struktur i jako ludzie poczuliśmy powiew wolności i demokracji. Do telewizji weszli młodzi ludzie niezwiązani z żadną polityką, za to pełni pomysłów, chęci zmian, którzy dali szanse wielu młodym artystom pokazać światu swoją twórczość. Edyta Bartosiewicz, Kayah, Kasia Kowalska, Edyta Górniak, Justyna Steczkowska i wielu innych śpiewających artystów zaistniało właśnie na fali zmian, bo sztuka przestała podlegać kontroli, jakiej podlegała, zanim nadeszły zmiany.
Justyna Steczkowska o finale Eurowizji 1995: miałam mniejsze doświadczenie niż teraz
W jednym z wywiadów przyznała Pani, że już podczas prób czuła, że ma „odpałową piosenkę w porównaniu z innymi„. To poczucie dawało dodatkową motywację, by pokazać się z jak najlepszej strony i wyróżnić na tle stawki, czy może raczej utwierdzało w przekonaniu, że „nieważny jest wynik, tylko ważne, bym pokazała to, co chcę i co czuję”?
Przede wszystkim to drugie. Chcąc budować wieloletnią karierę w jakiejkolwiek dziedzinie artystycznej, trzeba wiedzieć, co chcemy przekazać publiczności i być szczerym w swoich intencjach i w prawdziwym wyrażaniu siebie przez muzykę. Początek jest niezwykle ważny, bo na długo pozostaje w pamięci słuchaczy. Trzeba mieć dużo siły, pokory, ale też miłości do muzyki, którą czujesz, żeby iść swoją własną drogą.
Z jakimi komentarzami spotykała się Pani po próbach? Co mówili dziennikarze? Jakie opinie wystawiali organizatorzy, realizatorzy?
Z tego co pamiętam to dobre, ale to było tak dawno. (śmiech) Na pewno miałam o wiele mniejsze doświadczenie niż mam dzisiaj i – co tu ukrywać – o wiele mniejsze umiejętności. W tym roku jest 25-lecie mojej pracy i sama przed sobą nie muszę się wstydzić, bo w ciągu tego czasu bardzo rozwinęłam się muzycznie i wokalnie. Nie odcinałam też kuponów od tego, co zrobiłam kiedyś, tylko uczciwie nagrywałam płyty, starając się rozwijać na każdym etapie swojej muzycznej drogi.
Justyna Steczkowska wspomina przygotowania do Eurowizji 1995
W rozmowie z nami Maciej Chmiel wspomina, że wrażenie zrobiła na nim skala przygotowań i dokładność realizatorów koncertu. Jakie są Pani wspomnienia pod tym względem?
Dokładnie takie same. Wtedy w Polsce nie było takich możliwości ani technicznych, ani żadnych innych. Eurowizja była olbrzymią produkcją, o której my jako Polacy w tamtym czasie mogliśmy tylko pomarzyć. Dziś Polska w niczym nie jest gorsza od zachodniego świata, bo Polacy są niezwykle kreatywni. Poza tym Polska zorganizowała przecież dziecięcą Eurowizję i wyglądało to naprawdę bardzo dobrze. Jak to się mówi: „Polak potrafi”. I to nie jest tylko przysłowie. (śmiech) Mamy olbrzymie możliwości techniczne, świetnych realizatorów, artystów, reżyserów i wszelkie możliwości. Żałuję tylko, że wciąż o wiele więcej pieniędzy trafia w sektor sportu niż muzyki, która niesie ze sobą tak samo silne emocje, a plusem jest to, że w muzyce nikt nie przegrywa, dzięki czemu muzyka nie generuje agresji.
Kto odpowiadał za stylizację, w której wystąpiła Pani w konkursie? Kto odpowiadał za to, jak wyglądał występ?
Wtedy świat mody i stylizacji nie wyglądał u nas tak jak dziś. Nie pamiętam, niestety, kto uszył moje ubranie, ale występ na pewno przygotowywałam sama.
Justyna Steczkowska w wywiadzie dla eurowizja.org: pamiętam kilka wiaderek kawioru od Filippa Kirkorowa
Jakie relacje nawiązała Pani z innymi wykonawcami? Czy mieli Państwo możliwość biesiadowania razem, spotkania się np. na bankietach, czy na tym Pani akurat nie zależało? A może pojawiły się jakieś propozycje wspólnych nagrań?
Pamiętam, że widzieliśmy się wszyscy na jednym bankiecie i było bardzo wesoło, ale wspólne biesiadowanie i bankietowanie każdego dnia było rzeczą niemożliwą. Za to zwiedziłam Dublin z siostrami, które towarzyszyły mi wtedy w chórkach. Aaa… i szokiem było dla mnie to, że zobaczyłam na żywo Ałłę Pugaczową, która była wtedy z ówczesnym mężem Filippem Kirkorowem, który brał udział w konkursie Eurowizji. Potem jeszcze raz jako wokaliści walczący w konkursie spotkaliśmy się w Karlshamn w Szwecji na festiwalu, który wygrałam. I pamiętam, jak Kirkorow na przyjęciu z okazji zakończenia festiwalu przyniósł kilka wiaderek fantastycznego kawioru.
Co działo się w kulisach podczas ogłaszania wyników? Jak zareagowała Pani na rezultat? Co mówili przedstawiciele Telewizji Polskiej?
Na pewno nie było nam wesoło. (śmiech) Znaleźliśmy się na 15. miejscu [w rzeczywistości było to 18. miejsce – red.], co trudno było nazwać sukcesem. Eurowizja wtedy była jedynym tak wielkim festiwalem dostępnym dla nas, więc to było trochę tak, jakbym wracała do kraju po przegranym meczu. (śmiech)
Co dobrego dał Pani udział w Eurowizji?
Dał mi dobrą piosenkę, pozwolił zobaczyć świat i na pewno w jakiś sposób się rozwinąć. Ale też to była niezła lekcja pokory i przyjęcia na klatę porażki. Ale tak to już jest – jak chcesz iść w życiu własną drogą, to trzeba się liczyć z porażkami również, a nawet przede wszystkim.