Podczas czerwcowego Weekendu Eurowizyjnego OGAE udało nam się porozmawiać z dwukrotnym reprezentantem Polski w Konkursie Piosenki Eurowizji w latach 2003 i 2006. Michał Wiśniewski opowiedział nam o swoich wnioskach z dotychczasowych polskich startów w konkursie, a także zdradził, kto jest jego wymarzoną reprezentantką na Eurowizję. Z muzykiem rozmawiała Maja Wojcieszek.
Michał Wiśniewski: Eurowizja nie ma ekspertów
Maja: Widzimy się w szczególnych okolicznościach, ponieważ obchodzimy właśnie trzydziestolecie uczestnictwa Polski w Eurowizji oraz dwudziestolecie powstania Stowarzyszenia OGAE. Jak się czujesz od tej drugiej strony – już nie jako artysta, ale jako panelista, poniekąd ekspert w kwestiach Eurowizji? Jest w ogóle o czym rozmawiać?
Michał: Nie jestem żadnym ekspertem, Eurowizja nie ma ekspertów.
Ale masz doświadczenie.
Doświadczenie mam, ale pamiętajmy, że czasy się zmieniają. W 2006 roku, kiedy ostatni raz jako Ich Troje występowaliśmy na Eurowizji, dopiero powstawał YouTube, nie było social mediów. Teraz przyszły kompletnie inne czasy i myślę, że naprawdę nie ma ekspertów w temacie Eurowizji. Ten konkurs pokazał przez ostatnie niemal 70 lat, że jedyne, co jest wiadome, to że nic nie jest wiadome. Bukmacherzy teraz pomagają przewidzieć czołówkę wyników, ale i tak nigdy nie można być niczego pewnym.
Michał Wiśniewski: Telewizja Polska i z Eurowizją sobie poradzi
A czy przed Polską na Eurowizji świetlana przyszłość czy… wręcz przeciwnie?
Wierzę, że wszystko jeszcze przed nami. Jestem absolutnie przekonany, że teorie spiskowe pt. „Telewizja nie chce zorganizować finału” to bzdura. Telewizja Polska niejednokrotnie udowadniała, że potrafi robić imprezy na bardzo wysokim poziomie i jak będzie trzeba, to i z Eurowizją sobie poradzi. Kilka rzeczy musi się jednak zmienić. Przede wszystkim myślę, że wybór reprezentanta powinien odbywać się tylko poprzez głosowanie publiczności. Jury nie powinno decydować, bo kto tu jest ekspertem? Nie jest nim ani dyrektor Telewizji Polskiej, ani ja, chociaż kilka razy byłem na Eurowizji. Przy wyborze publicznym wynik końcowy jest bez znaczenia, bo wiemy, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy i po prostu się nie udało. Jest jeszcze oczywiście kwestia tego, jak wyglądają same polskie występy – w tym kontekście warto przywołać występ Tulii. Dziewczyny nie robiły dużego show i niestety, musiały ponieść tego koszt, ale było to zgodne z zamysłem i i tak pokazaliśmy wtedy coś nowego. To była zupełnie inna klasa.
Chciałbyś, żeby w tamtym występie więcej się działo?
Pytanie brzmi tylko, czy trzeba? Moim zdaniem nie trzeba. Wybrane zostały takie reprezentantki, ale to zawsze dopiero połowa sukcesu. Później potrzebne jest wsparcie. Luna na przykład opowiadała, że miała wsparcie od strony telewizji, a to już jest bardzo dużo. Potrzebne są też fundusze na całą promocję reprezentanta i jego utworu. Eurowizja to nie tylko to, co dzieje się w maju – my w telewizji faktycznie widzimy sam występ, natomiast wcześniej trzeba pojechać do ludzi, spotkać się z fanami. OGAE nie jest tylko w Polsce, więc warto się pojawić tam, gdzie stowarzyszenia się spotykają, przekonać do swojej piosenki, przekonać przede wszystkim do siebie. Dlatego też byłem taki zmartwiony, kiedy Jann nie pojechał na Eurowizję. On pokazał się publiczności z najlepszej strony, to była świeżość, której Polska potrzebuje. Nie robił nic na siłę.
Czyli chodzi bardziej o odpowiedni dobór osoby i w odpowiedni sposób?
I o wsparcie. Jak jest taki wyjazd eurowizyjny, to dobrze przemyśleć, kto w tej wyjazdowej ekipie w ogóle będzie. Wiadomo, że z artystą musi pojechać manager. Przydałoby się też, moim zdaniem, wysłać ze dwie osoby z OGAE, bo Wy też nawiązujecie kontakty. Myślę, że nikt z nas nie jest tak przygotowany na Eurowizję, jak Wy – często jesteście w temacie o wiele głębiej niż sami reprezentanci. To na pewno zaprocentowałoby na przyszłość. Wiem, że wy też się wymieniacie i jeździcie na różne eventy i preselekcje, ale myślę, że to by było potrzebne: jedziesz z tym reprezentantem, jesteś przy nim, pomagasz mu, powodujesz, że on się czuje pewniej. Przecież Eurowizja to dla reprezentanta jest naprawdę poświęcenie kawałka swojego życia, żeby potem przyjechać do Polski i nierzadko zostać oplutym przez rodaków.
A Ty czułeś wsparcie międzynarodowych fanów, występując na Eurowizji?
Tak, oczywiście! Ja się zaprzyjaźniłem z Francisem Soghomonianem, on napisał kilka piosenek na Eurowizję, zna bardzo wiele języków. On chyba jest największym fanem Eurowizji na świecie, zresztą nagraliśmy razem Keine Grenzen po angielsku, francusku, niemiecku i w esperanto. Francis pomógł napisać słowa do tego utworu. To było dla nas bardzo duże wsparcie, sama wiesz, że nie mamy czasu na wszystkie przyjaźnie. Przyjaciela poznamy po tym, że dzwonimy, kiedy go potrzebujemy, a on wtedy jest i nie oczekuje nic w zamian – taka właśnie była ta relacja. Myślę, że Francisa by można było na takie Wasze spotkanie OGAE w przyszłym roku zaprosić.
Wiśniewski o Lunie, Jannie i dumie z reprezentantów
Trzymamy to w pamięci! Zastanawiam się jeszcze nad Twoim podejściem do innej kwestii poruszonej podczas dzisiejszego panelu: czym możemy mierzyć sukces artysty eurowizyjnego? Miejscem na Eurowizji, streamingami, czy może sukcesem międzynarodowym?
Streamingami na pewno nie. To, że Filiżanka Michała Wiśniewskiego ma bardzo dużo wyświetleń na Youtube, nie świadczy przecież o niczym dobrym. To klip, który pokazuje osobisty dramat człowieka pod wpływem upojenia alkoholowego. Myślę, że przede wszystkim miarodajne jest to, że masz poczucie „ej, było fajnie, było dobrze, nie wstydzę się” po występie. Lubię też czuć dumę z innych reprezentantów, niezależnie od ich wyniku. Oczywiście najchętniej daję przykład Anny Marii Jopek, bo jest mi najbliżej, później Pani Kasia Kowalska, jak i cała masa naszych artystów i reprezentantów, którzy nie kończyli najwyżej w wynikach, a byłem z nich dumny. Było mi przykro po wynikach w 1997 roku, ale wiem, że Ania Maria Jopek była sobą, nie oczekiwałem od niej, że wejdzie na rampę i zacznie coś wyprawiać. Zaśpiewała przepięknie. I tak samo wszyscy w tym roku jechali po Lunie, nie zdając sobie w ogóle sprawy z tego, że ona naprawdę musiała się z tym wszystkim osobiście zmierzyć. Nikomu tego nie życzę, bo – zawsze to powtarzam – jeżeli ktoś nas wyzwie na klatce czy na podwórku, to żyjemy z tym złym słowem tylko przez chwilę. W stronę Luny od początku tegorocznej Eurowizji kierowano przykre komentarze, a ona mając tego świadomość, musiała jeszcze wyjść na scenę i zaśpiewać. I każdy oczekiwał cudu, który się nie wydarzył, ale oglądałem ten występ i uważam, że nie było się czego wstydzić.
W kontekście gorszych miejsc reprezentantów czy krzywdy wobec nich – przecież porażka Janna w 2023 roku też stała się w pewien sposób jego zwycięstwem. To o Jannie po polskich preselekcjach było głośno.
Tak, chociaż tacy ludzie jak Jann poradzą sobie zawsze. W nim jest świeżość i naturalność, a jakby nie wybił się teraz, to wybiłby się za rok albo dwa. Tacy ludzie się generalnie nie marnują. Można być fajnym gościem, ale świeżość jest związana z młodością. Ta przegrana Janna wbrew pozorom zrobiła mu wiele dobrego, stała się wtedy wielka niesprawiedliwość społeczna.
Jeżeli w takim razie szukamy tej świeżości, to kto byłby Twoim wymarzonym reprezentantem lub reprezentantką Polski na Eurowizji?
Ja najchętniej bym zobaczył dzisiaj na Eurowizji Sanah. Może ona nie ma 16 lat, ale ma świeżość nastolatki, wdzięczność, niewinność, a przede wszystkim jest absolutnie niepowtarzalna. Reprezentant Polski jest trochę skazany na to, żeby postawić na ruletkę. Czy podkładanie się w przypadku Sanah miałoby sens? Nie wiem. Jeśli bym miał jej doradzić? Nie rób tego. A czy chciałbym ją zobaczyć? Jak najbardziej.