Lata mijają, a Festivali i Këngës niezmienne

Święta. święta… jakie święta? Festivali i Këngës – to właśnie dla eurowizjomaniaków oznacza końcówka grudnia. Dlaczego albański festiwal przyciąga nas co roku i dlaczego jest tak wyjątkowy?

Kluczem do sukcesu najprawdopodobniej jest fakt, że FiK gdzieś tam wiele lat temu, jeszcze przed rozpoczęciem albańskiej przygody eurowizyjnej, zatrzymał się w miejscu. Co ciekawe, ten rok w założeniu producentów miał wprowadzić festiwal w nowe. Cóż z tego wyszło? LEDy, skromna pirotechnika, trzyminutowa długość utworów czy wieczór eurowizyjnych aranżacji nie odmieniły charakteru „albańskich nocy”.

Festivali i Këngës cały czas pachnie egzotyką, nie tylko dzięki temu, że występom wciąż daleko do znanego z Melodifestivalen „szwedzkiego perfekcyjnego standardu”, który jest wzorem dla telewizji w całej Europie. W czasie wieczorku eurowizyjnego na scenie w Tiranie odstawiały się prawdziwe cuda i dziwy – latające płonące żyrandole, przesycone seksapilem tańce rodem z poprzedniego 10-lecia, choreografie z ławeczką parkową w roli głównej. Nie one były jednak w tym wszystkim najważniejsze. FiK ciągle opiera się na festiwalowym brzmieniu. W momencie, gdy coraz więcej wokół europejskich selekcji zatraca się w globalnych „radiówkach”, tam ma miejsce zupełnie inny muzyczny świat. Pełen smyczków, gitary elektrycznej, nastrojowych ballad śpiewanych przez starszych panów czy silnych kobiet.

To właśnie silnymi kobietami Albania lubi do Europy wychodzić. Rzadko kiedy któraś z nich nie sięga po festiwalowy triumf. Jest to kolejna rzecz, która wyróżnia kraj ten na tle eurowizyjnej rodziny. Nie trudno zauważyć, że jakakolwiek wokalistka, która ma w sobie ciut muzycznej złości, nie ma zbyt łatwo ani gdziekolwiek indziej w selekcjach, ani tym bardziej na Eurowizji. Netta Barizilai była w tym roku chwalebnym wyjątkiem, jednak nie jest to typ wykonawcy preferowany przez Europę.

Ciekawostka – zwycięski utwór Jonidy Maliqi jest jakby muzycznym nawołaniem do diaspory albańskiej o powrót do domu. Przesłanie to ma bardzo jest bardzo interesująco ulokowane w kontekście eurowizyjnym. Rok temu aż dwoje Albańczyków reprezentowało inne kraje na konkursie. Zarówno Ermal Meta z Włoch jak i Eleni Foureira (tak naprawdę Entela Fureraj) reprezentująca Cypr w ostatecznej eurowizyjnej klasyfikacji uplasowali się w pierwszej piątce. Czyżby powinni te triumfy przynieść przede wszystkim ojczyźnie?

Albania dała nam bardzo ciekawą muzyczną propozycję na nadchodzącą Eurowizję w Tel Awiwie. Ciekawe, czy Europa doceni tę egzotykę.

Exit mobile version