Lauri: „Historia lubi się powtarzać!”

Co prawda nie był głównym wokalistą, ale występował w chórkach triumfującej Estonii. Przed Wami Lauri Pihlap!

Wokalista urodził się w 1982 roku. Jako członek grupy 2XL reprezentował Estonię wraz z Tanelem Padarem i Dave’m Bentonem, a ich „Everybody” zdobyło najwięcej punktów i wygrało Eurowizję 2001, dając historyczne zwycięstwo Estonii jako pierwszemu państwu b. Związku Radzieckiego. Parę lat później Lauri startował w preselekcjach narodowych 2009 zajmując 4. miejsce. Teraz powraca i już w piątek zaprezentuje piosenkę „Lootus” („Nadzieja”) podczas II półfinału „Eesti Laul 2014”. Czy zdoła awansować do finału?

Jak czujesz się przed półfinałem estońskim? Podekscytowany czy zestresowany?

Czuję się dobrze. Myślę, że do tej pory wykonaliśmy kawał świetnej roboty. Wierzę w swój utwór i w mój team, a reszta tak naprawdę nie zależy od nas. Jeśli widzowie dobrze przyjmą piosenkę i występ, wszystko będzie w porządku.

Jaki utwór przygotowałeś i co jest Twoim celem podczas preselekcji?

Napisałem utwór „Lootus” („Nadzieja”) z myślą o moim drugim solowym albumie. Gdy rozpoczęło się „Eesti Laul 2014” postanowiłem dać tej piosence szansę i zgłosić ją. Myślę, że się opłaciło. Moim zdaniem jest to utwór podnoszący na duchu i bardzo silny, z prostym ale inspirującym przekazem. Co będzie to będzie. Zawsze próbuję dać z siebie wszystko. Dla mnie zawsze muzyka jest najważniejsza.

Masz spore doświadczenie eurowizyjne. Jesteś zwycięzcą konkursu z 2001 wraz z 2XL, Tanelem i Dave’m, ale reprezentowałeś też swój kraj rok temu w Malmo jako chórzysta Birgit. Jakie jest Twoje zdanie na temat konkursu? Jesteś jego fanem?

Doświadczenie eurowizyjne było wspaniałe. W 2001 roku byłem 19-letnim dzieciakiem, który miał możliwość wyjścia na scenę i bycia dostrzeżonym przez miliony widzów. I spójrz co się stało – wygraliśmy, chociaż nikt się tego nie spodziewał! Byliśmy spisywani na straty, ale wszystko obróciliśmy do góry nogami. To było fantastyczne uczucie. Rok temu także nabraliśmy wiatru w żagle. Nasza ekipa była wspaniała, daliśmy świetny występ, weszliśmy do finału i mogę powiedzieć, że to była dobrze wykonana robota! Jestem fanem muzyki i kropka. Eurowizja dostarcza nam mnóstwo dobrych utworów każdego roku. Cieszę się, gdy odkryję jakieś, które pokocham. Myślę, że rywalizacja, taka jak na Eurowizji, jest świetna. Ma długą historię i wciąż się rozwija. Więc nie widzę powodów, by tego nie śledzić.

W 2000 roku Szwecja organizowała Eurowizję, którą wygrała Dania. Rok temu Szwecja też była gospodarzem i Dania znów wygrała konkurs. Myślisz, że Estonia wygra w Danii, jak to zrobiła w 2001 roku?

Wiesz, z tym to nigdy nic nie wiadomo…Ale czy to nie byłoby świetnie? Historia lubi się powtarzać…tak, to byłoby super!

Który utwór eurowizyjny z Estonii jest Twoim ulubionym?

To podchwytliwe pytanie. Pierwsze trzy, które przychodzą mi do głowy do „80’s coming back” Ruffusa, „Once in a lifetime” Ines i „Mere lapsed” Koita Tomme.

Wolisz śpiewać po angielsku czy estońsku?

I tak i tak. Gdy byłem młodszy, większość piosenek, które śpiewałem i pisałem była po angielsku. Teraz jest mniej więcej pół na pół. Działam pod wpływem inspiracji. Jeśli czuję wenę do pisania po estońsku, robię to. Jeśli mam w głowie tekst po angielsku, tak go zapisuję.

W tym roku Polska wraca na Eurowizję po przerwie. Co wiesz o naszym kraju i naszej muzyce?

Wiem, że w porównaniu do Estonii Twój kraj jest ogromny! Prawie 40 milionów w porównaniu do 1,3 milionów. Wasz język brzmi niesamowicie skomplikowanie. I wiem, że legendarna Marie Curie urodziła się w Warszawie. Niestety nie znam zbyt wielu polskich wykonawców. Parę lat temu mój ojciec zaprezentował mi muzykę Czesława Niemena. Fantastyczny wokalista i kompozytor!

Jakie są Twoje plany poza udziałem w „Eesti Laul”? Nowy album, piosenki, koncerty?

Pracuję aktualnie nad swoim drugim albumem. Wydany zostanie w tym roku i zawierać będzie piosenki po estońsku i angielsku, wszystkie napisane i współprodukowane przeze mnie. Nowe single, teledyski! Liczę na to, co najlepsze!

Rozmowę przeprowadził Maciej Błażewicz, fot.: Erik Riikoja

 

Exit mobile version