Mikropaństwo, makrokasa

W ostatnich dniach olbrzymim echem odbiły się w mediach zakulisowe próby poszukiwania reprezentanta przez pewien mały, południowoeuropejski kraj. Czy faktycznie można mówić o skandalu? O co chodzi…?

Jak to zwykle bywa… o pieniądze i sławę. Tony Maiello, włoski piosenkarz, którego kariera nie świeci już zbyt mocnym blaskiem, ujawnił prasie, że zaoferowano mu reprezentowanie San Marino na najbliższym Konkursie Piosenki Eurowizji w Kijowie. Jedynym warunkiem miało być rzekomo wpłacenie skromnego pół miliona Euro na rzecz kosztów związanych z uczestnictwem kraju w konkursie oraz kosztów promocji utworu zagranicą. Na poparcie swoich słów artysta zaprezentował nawet zdjęcia przedstawiające konwersację z domniemanym przedstawicielem SMRTV, którą odbył poprzez portal Facebook. Smaczku sprawie dodaje fakt, że nadawca z San Marino niemal natychmiast zaprzeczył, że jakiekolwiek próby kontaktu z artystą były kiedykolwiek podejmowane.

A jak było naprawdę? Prawda zapewne leży gdzieś pośrodku. Mikropaństwa takie jak San Marino nie płacą aż tak olbrzymich składek za udział w Konkursie Piosenki Eurowizji. Często są to kwoty rzędu kilku, góra kilkunastu tysięcy Euro, choć szczegóły umów między poszczególnymi nadawcami, a EBU są zazwyczaj owiane tajemnicą. Wątpliwe jest również, aby koszty promocji przedkonkursowej, zakwaterowania ekipy lub scenicznych efektów specjalnych  był aż tak rozdmuchane. Nawet największe kraje biorące udział w Konkursie Piosenki Eurowizji rzadko wydają tak duże sumy. Niewykluczone zatem, że artysta wykorzystał jedynie okazję do zrobienia medialnego szumu wokół własnej osoby. Nie wiadomo nawet jaką funkcję pełniła rzekoma osoba z otoczenia sanmaryńskiego nadawcy, z którą rozmawiał artysta.

Nie znaczy to jednak, że nadawca z San Marino ma zupełnie czyste sumienie. Kilka dni później odezwała się bowiem Arisa, jedna z najpopularniejszych włoskich wokalistek, zwyciężczyni Sanremo 2014, i dolała oliwy do ognia. Także ona stwierdziła, że kontaktowano się z nią w sprawie reprezentowania San Marino, i to już w 2016 roku. Wówczas na pokrycie kosztów promocji i uczestnictwa zażądano 300 tysięcy Euro. Artystka znana jest ze swojego zamiłowania do Konkursu Piosenki Eurowizji i już od kilku lat wyraża chęć uczestnictwa w nim. Niestety jej wytwórnia nie zgodziła się na pokrycie tak dużej sumy.

Te dwie deklaracje wywołały niemałe oburzenie nie tylko wśród fanów konkursu, ale i zwykłych zjadaczy chleba. Czy uczestnictwo w Konkursie Piosenki Eurowizji można sobie po prostu kupić? Czy w takim wypadku istnieje w ogóle sens, aby małe państwa brały w nim udział? Takie pytania padały najczęściej. Należy się jednak zastanowić, czy takie zjawisko należy w ogóle odbierać jako coś negatywnego. Nie zapominajmy, że udział w imprezie kosztuje. Składka zapłacona do EBU jest tu akurat jednym z mniejszych wydatków. Koszty podróży dla ekipy towarzyszącej artyście, zakwaterowanie, koszty przygotowania występu, wizualizacji, strojów, efektów scenicznych, to wszystko składa się na niemałą sumę. Dla małych krajów, takich jak San Marino, znalezienie artysty oraz wytwórni, którzy byliby w stanie pokryć część kosztów uczestnictwa, to być albo nie być w konkursie. Nie bez znaczenia jest również bardzo mały rynek muzyczny. Oczywiście można spojrzeć na sprawę idealistycznie i liczyć na to, że taki kraj znajdzie lokalny talent i będzie chciał go pokazać na Eurowizji. Jednak nawet przy braku jakiejkolwiek promocji koszty takiego występu mogą okazać się zbyt duże do udźwignięcia dla lokalnego nadawcy. Szukanie sponsorów oraz artystów chętnych do partycypacji w kosztach jest zatem sprawą zrozumiałą.

Tym bardziej nie zrozumiałe jest sztuczne pompowanie skandalu przez żądne sensacji media, które nie znają specyfiki konkursu. Pisząc o sanmaryńskim zamieszaniu, jedna z polskich stron  plotkarskich zasugerowała nawet, że miejsce na Eurowizji można sobie kupić i opatrzyła artykuł zdjęciem z polskich eliminacji… Po dokładnym przyjrzeniu się sprawie trudno nie oprzeć się jednak wrażeniu, że rozdmuchany skandal wcale skandalem nie jest.

(fot. centrovacanzesanmarino.com)

Exit mobile version