Historia Konkursu Piosenki Eurowizji sięga już blisko siedemdziesięciu lat. Na przestrzeni siedmiu dekad panowało wiele różnych trendów muzycznych i widowiskowych. To właśnie te aspekty wyznaczały i wciąż wyznaczają kierunek konkursu. Jednym z nich jest satyra, która na Eurowizji w ostatnim czasie powraca do łask. Czym charakteryzowała się kiedyś, jakie jest jej obecne oblicze, a co może cechować ją w przyszłości?
W konkursie Eurowizji oprócz samego utworu ogromną uwagę poświęca się również show na scenie i wizerunkowi artysty. Bywa też, że te pozamuzyczne aspekty grają pierwsze skrzypce w całej koncepcji udziału artystów, a walory muzyczne schodzą na dalszy plan. Trend ten wydaje się wzrastać w ostatnich latach. Czy jest to jednak dobre dla konkursu i jego wizerunku?

Komediowe występy, które zapisały się w historii Eurowizji
Wielu obserwatorom konkursu satyra kojarzy się głównie z latami ’00, lecz warto pamiętać, że ten gatunek pojawił się na Eurowizji już dużo wcześniej. Obecność występów o komediowym zabarwieniu zapoczątkował rozwój technologii telewizyjnej w latach 70. i 80. poprzedniego stulecia. Możliwości realizacyjne były coraz większe, a podczas transmitowanych koncertów zaczęto kłaść silny nacisk na show. Nie ominęło to Eurowizji, która dzięki tym zmianom zaczęła zmieniać swój charakter. Rozwój telewizji przyczynił się do tego, że trzeba było się mocno wysilić, aby zostać zauważonym. Jednym z pierwszych tego typu występów była reprezentacja Niemiec z 1979 roku. Kraj ten wówczas reprezentował kultowy zespół Dschinghis Khan i piosenka o identycznym tytule. Grupa zajęła wtedy 4. miejsce i mimo że nie wygrała konkursu, to do tej pory ich wystąpienie jest jednym z najbardziej popularnych w historii Eurowizji.
Sukces niemieckiego zespołu niejako przyczynił się do zmiany postrzegania konkursu przez nadawców. Dostrzeżono, że wraz z rozwojem możliwości telewizyjnych, już nie tylko o muzykę w tym wszystkim chodzi. Rok później kolejne kraje również postawiły na zabawę. Mowa tutaj o Luksemburgu i Belgii. Pierwszy z wymienionych krajów reprezentował żeński duet Sophie & Magaly z utworem Papa Pingouin, a drugi formacja Telex z Euro-vision. Każdy z tych utworów tak naprawdę nie miał większego sensu i nie niósł za sobą istotniejszego przesłania. Piosenka Luksemburga opowiadała o życiu Taty Pingwina oraz jego upodobaniach, natomiast belgijska propozycja – o samej Eurowizji. Obydwa kraje Beneluksu nie skończyły wysoko w tamtej edycji konkursu – Sophie & Magaly zajęły 9. miejsce (jak na tamte lata nie był to spektakularny wynik), a Telex skończył w Top 3… ale od końca.
Niemcy kreują trendy w satyrze?
Pozostałe lata nie były łaskawe dla piosenek komediowych. Przykładem tego niech będzie np. piosenka Brazil od Bebi Dol z 1991 roku. Reprezentantka Jugosławii ze swoim wesołym występem ukończyła zmagania dopiero na 21. miejscu spośród 22 uczestników. Na dobry wynik piosenki o tak specyficznym charakterze musieliśmy jeszcze kilka lat zaczekać, bowiem aż do w 1998, kiedy reprezentacja Niemiec ze swoim ikonicznym Guildo hat euch lieb! zdobyła 7. lokatę w finale. Guildo Horn & Die Orthopädischen Strümpfe postawili na dosyć oryginalny występ. Mimo osobistego tekstu piosenki dla samego wykonawcy, prezentacja sceniczna miała bardzo wesoły, radosny i spektakularny charakter. Nasi zachodni sąsiedzi postanowili pójść w tym kierunku. Była to słuszna decyzja, ponieważ podobnie skończył występ Stefana Raaba, który uplasował się w pierwszej piątce w 2000 roku. Końcówka XX wieku była preludium do tego, w którym kierunku Eurowizja zaczęła się zmieniać na początku nowego tysiąclecia.
„Joke Entries” wyznacznikiem lat 00. na Eurowizji
Wraz z przyjściem nowego millenium Eurowizja zaczęła zmieniać swoje oblicze. Rozwój sieci telekomunikacyjnej pozwolił na wprowadzenia do konkursu tzw. televotingu. Głos widzów praktycznie od razu wyparł z Eurowizji jurorów, co znacznie wpłynęło na nowe trendy. Sam utwór nie wystarczył, aby móc zostać zapamiętanym przez widzów. Jednak czy zawsze szła za tym jakość? Otóż nie. Komediowość Eurowizji lat ’00 charakteryzowała się nierzadko kiczem. Większość z tych występów po prostu miała śmieszyć i nie było w nich żadnej większej filozofii. Jednym z takich przykładów może być Alf Poier z 2003 roku. Występ Austriaka z utworem Weil der Mensch zählt poradził sobie bardzo dobrze w konkursie, zostając zapamiętanym głównie z ekspresji artysty. Poier na jednej z konferecji prasowych tak skomentował swój udział:
Nie przyjechałem (…), by nieść pokój. Europa jest teraz fizycznie i duchowo Hiroszimą. Jestem świętym klownem, który będzie mówił prawdę. Z pomocą mojej piosenki będę chciał wlać mleko w spragnione usta Europy
Można przypuszczać, że artysta chciał złożyć swój manifest przeciwko kierunkowi, w którym podąża Europa. Przekaz udziału Poiera nie był wyraźnie zaznaczony w występie, tak więc przeciętny widz, mający styczność z Eurowizją raz w roku, najpewniej nie zwrócił na to uwagi (zwłaszcza, że utwór nie był wykonywany w języku angielskim). Mimo że Alf zajął wysokie, 6. miejsce, to raczej nie był zadowolony z wyniku, komentując go tak:
Jestem rozczarowany. Jestem ukrzyżowanym Mesjaszem popkultury współczesnej Europy. Zajęcie przeze mnie szóstego miejsca jest dowodem na brak gustu oraz duchowy upadek Europy. Nie zamierzam brać psychicznego upokorzenia za to i protestować przeciwko wynikowi, będącego efektem polityki i nacjonalizmu. Europa nie jest jeszcze na mnie gotowa do mnie, ale nauczę ten kontynent. Na szczęście to nie ja przegrałem, ale Austria.
Lata 2006–2008, czyli kiczowaty wymiar satyry Eurowizyjnej
Druga połowa pierwszej dekady XX wieku to trend w muzyce, który nie ominął też naszego ulubionego konkursu. Przerysowane i wyraziste scenografie, chwytliwe melodie o niczym to idealne podsumowanie tego okresu. Taka konwencja sztuki świetnie odnalazła się w tamtym okresie na Eurowizji, a wiele gatunków muzycznych wspomagało się kiczem. Dokładnie tak było m.in. z satyrą. Jakie to miało przełożenie na wyniki? Różne. Niektóre występy były wysoko w tabeli punktacyjnej, a część nie pokonała nawet rundy półfinałowej. Łączy je natomiast jedno – wszystkie zapisały się w kartach historii Eurowizji.
Do tej pory bardzo często wspominany jest występ m.in. Silivi Night z konkursu zorganizowanego przez Grecję w 2006 roku. Kontrowersyjna postać, która pierwotnie została stworzona tylko na potrzeby rozrywkowego programu w islandzkiej telewizji, zmieniła na zawsze postrzeganie konkursu przez część europejskiego społeczeństwa. Przesadzony w swojej słodkości i cukierkowości występ nie przypadł widzom do gustu. Silvia kreowała się na wulgarną postać m.in. poprzez swoje wypowiedzi czy wulgaryzmy w piosence. Ponadto, mimo dostosowania utworu Congratulations do wymogów eurowizyjnych, na próbach wyśpiewywała niecenzuralne słowa. Islandia nie awansowała do finału Eurowizji 2006, czego Silvia nie pozostawiła bez komentarza. W swojej wypowiedzi dotkliwie obrażała Carollę, reprezentantkę Szwecji, jak również zespoły z Finlandii i Holandii.
Satyra w kiczowatym wydaniu nie poradziła sobie również na Eurowizji 2008. Mowa tu o Irlandii i Dustinie The Turkey, który jest… lalką. Jest to fikcyjna postać, sterowana przez Johna Morrisona, która była maskotką dziecięcego programu „The Den” w telewizji RTE w latach 1989–2010. Piosenka Irelande Douze Pointe w satyryczny i kiczowaty sposób wyśmiewała… kicz i polityczne głosowanie na Eurowizji. Mimo niskiej, 16. lokaty w jednym z półfinałów konkursu w Belgradzie, postać Justina The Turkey często jest wspominana w różnych materiałach opowiadających o konkursie lub w tzw. „przerywnikach” w trakcie półfinałów lub finału Eurowizji.
Polityka a satyra
Są też satyryczne i kiczowate piosenki, które znalazły swoich fanów, a taką jest na pewno Dancing Lasha Tumbai Verki Serdiuczki. Ukraińska drag queen, laureatka drugiego miejsca w 2007 roku, zapisała się na trwałe w pamięci nie tylko fanów konkursu. Dokonała tego również wśród osób, które Eurowizję śledzą raz w roku w maju lub jeszcze rzadziej. Z pozoru piosenka, która nie ma większego znaczenia, poprzez grę słów nabiera głębszego sensu. Jak wielu obserwatorów zauważyło, sformułowanie Lasha tumbai wielokrotnie użytego w piosence (z języka mongolskiego oznaczające bitą śmietanę), w wymowie brzmi jak Russia goodbye, co miałoby nawiązywać do ukraińskiej Pomarańczowej Rewolucji z przełomu 2004 i 2005 roku.
Satyra współcześnie
Od drugiej dekady XXI wieku satyra odsunęła się w cień, najpewniej głównie dzięki jurorom, którzy powrócili do konkursu w 2009. Nie byli oni skłonni do obdarowywania punktami tego typu występów. Oprócz tego, trendy muzyczne zmieniły się w tym czasie, a na znaczeniu zaczęły zyskiwać poważniejsze brzmienia. To dlatego takie piosenki jak Eastern European Funk (Litwa 2010) czy też Euro Neuro (Czarnogóra 2012) nie poradziły sobie dobrze w konkursie. Co ciekawe jedynym z nielicznych utworów o satyrycznym zabarwieniu w tamtym okresie był utwór My Słowianie Donatana i Cleo z 2014. Piosenka była osadzona we współczesnych brzmieniach, a występ był charakterny i kontrowersyjny, co przyciągnęło dodatkowych odbiorców.
Trend na satyrę odżył w 2022 roku. Zespół Citi Zeni ze swoim Eat Your Salad był w Turynie jednym z urozmaiceń stawki konkursowej za sprawą humorystycznego przesłania piosenki. Mimo tego Łotysze zostali w półfinale. Przełomem w tym przypadku był rok 2023 i Käärijä z Finlandii. Cha Cha Cha można określić komediowym występem, którym jednocześnie w muzycznych kategoriach idealnie wpisuje się w światowe trendy. Dodając do tego osobowość Fina, powstała energiczna mieszanka wybuchowa, która prawie doprowadziła do drugiej wygranej Finlandii w konkursie.
To właśnie sukces Kaarjii oraz zmiana systemu głosowania na 100% televotingu w półfinałach Eurowizji sprawił, że z roku na rok rośnie popyt na tego typu piosenki. Świadczą o tym sukcesy takich piosenek jak chociażby Europapa oraz Espresso Macchiato, kolejno w 2024 i 2025 roku. Warto jednak dodać, że Joost Klein i Tommy Cash nie kopiują tego samego schematu, który wypracował Kaarija, lecz każdy z artystów zrobił to w swoim własnym stylu. To idealnie pokazuje, dlaczego Holender oraz Estończyk odnieśli sukcesy poprzez swój udział w Eurowizji.
Satyra na Eurowizji: warto czy nie warto?
Jak możemy zauważyć, komedia ma swoje miejsce w konkursie od wielu lat. Od blisko połowy wieku radzi sobie raz lepiej, a innym razem gorzej. Były lata, kiedy satyra nie była popularnym gatunkiem w Eurowizji, a także nie raz był na nią popyt.
Jak jest teraz? Zdaje się, że odkąd usunięto głosowanie jurorskie w półfinałach to mamy do czynienia ze swoistym renesansem tego rodzaju występów. Od 2023 można zauważyć tendencję wzrostową utworów z przymrużeniem oka w konkursie i coraz większą aprobatę widzów dla tego gatunku. Powodów tego trendu może być wiele. Być może to ze względu na niespokojną sytuację geopolityczną na świecie ludzie szukają ujścia swoich emocji w wesołej muzyce i to ten gatunek wybiorą chętniej niż pompatyczną balladę o złu tego świata. Oprócz tego, za satyrą też idzie czyjś przekaz, wiadomość, którą autor utworu chce komuś przekazać. Być może to ta autentyczność sprawia, że jesteśmy bardziej skorzy do tego gatunku. W ostatnich latach jest coraz mniej miejsca dla muzyki, która nie niesie żadnych wartości w sobie, a w zamian szukamy prawdziwości.
Ale co tak właściwie można zrobić, aby satyra się wyróżniła? Jednego przepisu na to nie ma, lecz z pewnością pomaga autentyczność artysty oraz jego osobowość. Wszystkie występy określane jako joke entries, które odniosły sukces, można określić jako charakterystyczne i wyróżniające się w danym roku. Do tego roku zaliczyć można było jeszcze dobry wokal, lecz wyjątkiem od tej reguły jest występ do Espresso Macchiato.
Źródła: EBU, Eurovision.tv; Eurovoix.com, Eurowizja.org








