W sobotę Armenia w swoich narodowych preselekcjach zdecydowała, że to greczynka ormiańskiego pochodzenia – Athena Manoukian – będzie reprezentować ich kraj na Eurowizji 2020. Zaśpiewa utwór Chains On You. Głównym przesłaniem piosenki jest to, że każdy ma w sobie diament, ale świeci tylko wtedy, gdy o nim pamiętamy. Czy Athena będzie błyszczeć w Rotterdamie? Redaktorzy grupy armeńskiej podzielą się z Wami swoimi opiniami.
Athena Manoukian to dobry wybór
Łukasz: Moim zdaniem propozycja Atheny ma szansę zabłysnąć na scenie w Rotterdamie. Spodziewam się więc dobrego show, czego przedsmak można było zobaczyć podczas Depi Evratesil. Myślę, że to przykuje uwagę widzów. Ogólnie bardzo lubię piosenki Atheny i jej eurowizyjną propozycję również, ale czuć w niej mocną inspirację amerykańskimi artystkami jak Beyoncé, czy J.Lo. Przez to uważam, że podążanie za Zachodem w przypadku Armenii jest złym rozwiązaniem. Według mnie lepiej sprawdziłby się ten utwór z ormiańskimi wstawkami, jak to pokazała wcześniej na scenie eurowizyjnej Sirusho czy Iveta Mukuchyan. Ich utwory były nowoczesne, ale zawierały brzmienia lokalnych instrumentów. Sprawdziły się na Eurowizji, ponieważ dla krajów zachodnich były bardziej egzotyczne i przykuwały uwagę. Tego brakuje mi w tym utworze. Mimo to uważam, że Armenia ma dobrego reprezentanta. Athena na co dzień mieszka w Grecji i jest rozpoznawalna w Europie, świetnie włada angielskim, co na pewno także zapunktuje w Rotterdamie.
Wybrano najlepszą z najgorszych
Beata: Zachodnie inspiracje przytoczone przez Łukasza jak najbardziej pasują do tego utworu, jednak bliżej jej do wczesnej J.Lo, Ke$hy czy Stereolizzy niż na przykład Beyoncé (Beyoncé to klasa sama w sobie, wybacz). Propozycja Atheny jest zuchwała, szpanerska, samochwalcza – a przez to odpychająca. Ponadto utwór nie ma żadnej wartości muzycznej: biedny instrumental, czyli beat powtarzający się non stop. Athena przez większość utworu mówi, co też jest ujmą, bo przecież głos ma piękny, lecz za rzadko eksponowany. Tekst również pozostawia wiele do życzenia. A zaczynał się tak pięknie: Mam to / Chcesz mnie zabrać na bibę / Ponieważ jesteś nieposłuszny / Więc pozwól mi opowiedzieć pewną historię. Im dalej, tym ma się wrażenie, że jedynymi frazami utworu jest Diamonds shinin’ on me na przemian z Keepin’ my diamonds on you, co w pewnym momencie staje się irytujące.
Z tegoroczną Armenią jest tak jak w dowcipie o „pochwale” Jasia przez nauczycielkę. Obrazując inaczej: Armenia nabawiła się problemu polskiego. W narodowych selekcjach żaden utwór nie nadawał się na Eurowizję, więc wybrano najbardziej przyzwoity (?) z całej stawki (może spośród 53 nadesłanych utworów tylko te 12 nadawały się, by pokazać je dalej?). Jasne, Athena może zrobić niezłe widowisko w Rotterdamie, zresztą sama o tym marzyła, ale świata tym utworem raczej nie zwojuje, gdyż produkcyjnie jest to prowizorka.
Stawka selekcyjna nie zachwyciła
Łukasz: Byłem na tak, gdy dowiedziałem się, że nadawca ARM zorganizuje ponownie selekcje Depi Evratesil, mając obraz poprzednich selekcji z 2018 roku. Zmieniłem zdanie, gdy poznałem stawkę konkursową. Była nudna i według mnie na uwagę zasługiwał oprócz Atheny jeszcze utwór Save me. To nowoczesna, radiowa kompozycja w stylu EDM (elektroniczna muzyka taneczna). W poprzednich preselekcjach stawka była bardzo różnorodna od folku przez pop, rock, taneczne radiowe utwory, a nawet propozycje w języku hiszpańskim i armeńskim, która zresztą wygrała. W tym roku zabrakło tego w konkursie. Wszystkie piosenki były w języku angielskim, większość to ballady, wszystkie inspirowane zachodnimi trendami.
Beata: Wiem nie od dziś, że Ormianie bardzo lubią eksperymentować. Na wszystkich płaszczyznach: począwszy od wyboru wykonawcy poprzez piosenkę, twórców, instrumental czy nawet staging i chórki. Depi Evratesil w ostatnich latach cieszył się dobrą renomą, chociaż jego pierwsza edycja przypominała izraelski The Next Star. Druga przyniosła różnorodność, świeżość, pewnego rodzaju innowacyjność, mimo że to był to klasyczny format selekcyjny z półfinałami i finałem. Gdy usłyszałam, że po rocznej przerwie program ma wybrać następnego reprezentanta na Eurowizję, ucieszyłam się. Oznaczało to dla mnie duże emocje i przede wszystkim ciekawość, co Ormianie wykombinują tym razem.
Opublikowana lista uczestników napawała entuzjazmem. W końcu każdego wykonawcę można było skądś skojarzyć, przez co oczekiwania co do stawki konkursowej były większe. Pompowany balonik pękł jednak, gdy ujawniono piosenki. Są nazwiska, jest mierny repertuar, chociaż na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza. Jest różnorodność gatunkowa, w miarę rozpoznawalni artyści, w większości ciekawe głosy. Brakowało tylko jednego czynnika, a właściwie pytania. Czy którakolwiek z tych propozycji w ogóle na Eurowizję się nadaje? Z tej całej stawki to kryterium w miarę spełniały dwie piosenki: Save Me Tokionine oraz Run Away Miriam Baghdassarian.
Zgodne jury, ale nie z telewidzami
Wczoraj poznaliśmy szczegółowe wyniki głosowania w Armenii. W skład komisji jurorskiej weszli szefowie delegacji na Eurowizji z Białorusi, Izraela, Gruzji, Malty i Rosji. Co do pierwszego miejsca wszyscy byli zgodni, że to Athena Manoukian powinna reprezentować Armenię na Eurowizji. Podobnego zdania byli także jurorzy telewizji publicznej, w skład której weszli dyrektorzy i członkowie zarządu ARM. Athena dostała tylko jedną notę niżej. Natomiast w głosowaniu widzów wyprzedzili ją Władimir Arzumanian i Erna Tamazyan.
Łukasz: W tym roku jurorzy odegrali kluczową rolę w wyborze reprezentanta. W takim przypadku Armenia powinna pozostać przy wyborze wewnętrznym. Tym bardziej, że nie było widocznej rywalizacji pomiędzy uczestnikami, a wygrała faworyzowana od samego początku znana artystka. Natomiast widzowie postawili na Władimira, który zdobył u jurorów niskie oceny. W poprzednich selekcjach telewidzowie i jurorzy byli zgodni co do zwycięzcy, typując Sevaka Khanagiana na reprezentanta Armenii.
Beata: Niestety, stało jak się stało. Tokionine całkowicie przepadł, a Miriam nie miała wystarczającego poparcia zarówno widzów, jak i jurorów, co mogło być uwarunkowane faktem, że Baghdassarian zdobyła popularność w Kanadzie. Prawdziwą niespodzianką dla mnie jest drugie miejsce ERNY w głosowaniu widzów. Life Faces łączy dwie skrajności w jedną całość. Z jednej strony był to utwór ciekawy, na swój sposób. Jednocześnie szybko można było się nim znudzić, a w konsekwencji zapomnieć. Całość tegorocznej armeńskiej przygody można przyrównać i podsumować jedną piosenką: It’s Your Turn (tytuł piosenki jest jednocześnie dawnym mottem Depi Evratesil). Utwór jest dosłownie mieszanką gatunkową: od ambicji do kiczu. I dokładnie to widzieliśmy na ekranach komputerów czy telewizorów. Armenio, nie rób nam tego więcej!