Choć Konkurs Piosenki Eurowizji jest wydarzeniem kulturalnym, które ma na celu jednoczyć Europę oraz inne kraje należące do EBU, w tym państwa z Bliskiego Wschodu i północnej części Afryki, często zarzuca mu się polityczność. Niestety, jest w tym sporo prawdy. Państwa, które mają pokojowo rywalizować o Grand Prix, nie rezygnują z okazji do przeniesienia swoich problemów międzysąsiedzkich na arenę międzynarodową.
Zapoznaj się ze wprowadzeniem do cyklu TUTAJ.
Ukraina chciała przybliżyć się do Unii Europejskiej i zyskać niezależność od Rosji. W ostatniej chwili jednak prezydent Janukowycz postanowił nie podpisywać umowy z UE. Jego gest nie przypadł do gustu sporej rzeszy Ukraińców, którzy wyszli na ulice Kijowa i innych dużych miast. Ich opór został krwawo stłumiony przez Berkut. W wyniku zamieszek na Ukrainie prezydent Janukowycz musiał ratować się ucieczką do Rosji. Ta odpowiedziała na próbę wybicia się swojego sąsiada na niepodległość, wkroczeniem na Krym. Rosjanie zawsze traktowali go jako swoją ziemię, która niesłusznie przypadła w udziale Ukrainie. Konflikt między tymi krajami znalazł odzwierciedlenie na Eurowizji. Ukraina triumfowała na Eurowizji dwukrotnie. Po raz pierwszy miało to miejsce w 2004 roku, drugi raz w 2016. Z jednej strony niektórzy zarzucają Jamali, że sięgnęła po Grand Prix dzięki konfliktowi ukraińsko-rosyjskiemu. Z drugiej trudno nie zauważyć, że zarówno zwycięski utwór 1944 opowiadający o wysiedleniu Tatarów krymskich posiada wysoką wartość artystyczną. Pojawia się jednak pytanie, czy okazałaby się ona na tyle przekonująca, iż Ukraina sięgnęłaby po Grand Prix, gdyby nie wydarzenia będące na świeczniku opinii publicznej? W przypadku zwycięstwa Jamali należy nadmienić, iż w głosowaniu widzów triumfował Rosjanin, Sergey Lazarev. Jednak ostatecznie nie wygrał Eurowizji, gdyż jurorzy jego występ wykorzystujący nowoczesne technologie ocenili dość nisko. Wprawdzie Jamala u jury była druga, tuż za Dami Im, ale można by dyskutować, czy jurorom nie spodobała się sama piosenka Lazareva, która była utrzymana w starym stylu, czy też nie chcieli oni, aby po Grand Prix sięgnął reprezentant kraju, który napadł na swojego sąsiada. Tego, czym kierowali się jurorzy, prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy, ale sytuacja z Lazarevem będzie już zawsze wykorzystywana przez Rosję do celów politycznych. W tym miejscu warto przytoczyć wypowiedź Kirkorova, członka rosyjskiego dream teamu, który nie mógł pogodzić się z decyzją jurorów dotyczącą Lazareva.
Jako kompozytor i producent rosyjskiego występu, w pełni szanuję wynik. Znałem zasady konkursu i je akceptowałem. Niemniej jako fan Eurowizji czuję się zasmucony, że Sergey Lazarev otrzymał 0 punktów aż od 21 jurorów. W tym samym czasie widzowie w całej Europie przyznali mu od 3 punktów wzwyż. Aż 29 państw przyznało Lazarevowi najwyższe noty (12, 10 i 8 punktów). Uważam, że EBU naprawdę powinna rozważyć zmiany w głosowaniu jurorów. Może należy ich udział w wyniku konkursu sprowadzić do 25%? Coś trzeba zrobić, aby Rosja ponownie wystartowała na Eurowizji – źródło: https://www.instagram.com/p/BFbmkfbSDfs/?utm_source=ig_embed
Pozostańmy dalej przy Rosji i Ukrainie, które od kilku lat pozostają we wrogich stosunkach ze względu na aneksję Krymu. W 2017 Eurowizja odbywała się w Kijowie. Rosjanie postanowili wykorzystać ten fakt do celów politycznych. Sprowokowali Ukrainę, ogłaszając w ostatniej chwili, że będzie ich reprezentowała Julia Samoilova, piosenkarka cierpiąca na chorobę związaną ze stopniowym zanikiem mięśni, która porusza się na wózku inwalidzkim. Wybór ten nie był przypadkowy. Już kilka dni później służby Ukrainy odkryły, że artystka koncertowała dla wojsk rosyjskich na zajętym przez jej kraj Krymie. Wydały jej kilkuletni zakaz przekraczania granicy ukraińskiej. Organizator nie chciał się ugiąć, pomimo nacisku Europejskiej Unii Nadawców Publicznych, która wzywała do dopuszczenia Rosjanki do udziału w konkursie. Rosja wówczas wycofała się z Eurowizji, obiecując Julii Samoilovej udział w przyszłorocznej edycji konkursu. W 2018 roku wszyscy fani z niecierpliwością oczekiwali na ogłoszenie nazwiska reprezentanta. Rosja spełniła swoją obietnicę, wysyłając do Lizbony Julię Samoilovą. Był to świetny zabieg PR-owy, ale zakończył się pierwszym historycznym brakiem awansu do wielkiego finału.
Od lat Armenia i Azerbejdżan, które toczą ze sobą walkę o Karabach, oceniają występ „wroga” jako najgorszy w stawce konkursowej. Nadzwyczaj zgodne głosowanie jurorów już dawno powinno doczekać się reakcji ze strony EBU. Widać bowiem, że Armenia i Azerbejdżan uprawiają politykę, wykorzystując do tego Eurowizję. Przypomnijmy, że od wieków toczy się konflikt o górski Karabach między rdzenną ludnością (Ormianie wyznający religie chrześcijańskie) a muzułmanami. Po rozpadzie Związku Radzieckiego spór ożył ponownie. Choć Karabach zamieszkują Ormianie, to teren ten dzięki interwencji Wielkiej Brytanii przypadł Azerbejdżanowi. Dla rdzennych mieszkańców oznacza to bardzo często prześladowania na tle religijnym. W tym miejscu należy także nadmienić, iż w 2016 roku Iveta Mukuchyan na konferencji prasowej po awansie do wielkiego finału zaprezentowała flagę Karabachu i wywołała w ten sposób aferę. Za swoje zachowanie została ukarana. Warto także nadmienić, iż Armenia pauzowała w 2012 roku, gdy Eurowizja odbywała się w Baku. Ormianie oficjalnie twierdzili, że boją się wysłać do stolicy Azerbejdżanu swojego reprezentanta, ponieważ jego bezpieczeństwo znajdowałoby się pod dużym znakiem zapytania. Ciekawostką pozostaje próba głosowania z 2014 roku. Azerbejdżan nie chciał wówczas „przyznać” punktów Armenii.
Obszar postsowiecki to tykająca bomba. W 2008 roku Rosjanie przeprowadzili atak zbrojny na Osetię Południową. Postanowili oderwać ten region od Gruzji i przyłączyć go do Federacji Rosyjskiej. Konflikt rosyjsko-gruziński również znalazł odzwierciedlenie na Eurowizji. Gruzja zaprezentowała na scenie w Belgradzie utwór Peace Will Come odnoszący się do pokoju, który zajął dość wysoką pozycję w finale konkursu, który ostatecznie wygrał Rosjanin, Dima Bilan. Co ciekawe, Rosjanie przekazali Gruzji 7 punktów, a Tbilisi 8 punktami wsparło utwór Believe. Rok później sytuacja uległa jednak zaostrzeniu. Gruzińskie eliminacje do Eurowizji wygrał zespół Stephane & 3G, który wykonał antyputinowski utwór We Don`t Wanna Put In. Tekst posiadający konotacje polityczne został odrzucony przez EBU. Gruzinom pozostawiono możliwość zmiany słów. Ci jednak z niej nie skorzystali i zostali zdyskwalifikowani przez EBU.
Czasem konflikt międzysąsiedzki prowadzi do rezygnacji z udziału w Konkursie Piosenki Eurowizji jednego ze zwaśnionych krajów. Tak stało się w 1975 roku, kiedy Grecja pauzowała ze względu na debiut „wrogiej” Turcji. Przypomnijmy, że oba państwa toczyły wówczas walkę o Cypr. W 1974 roku Grecy doprowadzili do zamachu stanu, który miał na celu przejęcie ziem i przyłączenie ich do Hellady. Turcy nie zamierzali patrzeć na to spokojnie, tym bardziej, że ich rodacy byli przesiedlani. Gdy Grecja w 1976 powróciła na Eurowizję, wykonała piosenkę o tureckiej inwazji na Cypr – Panaya mu, Panaya mu. Anglojęzyczna wersja tej propozycji o znamiennym tytule The death of Cyprus pozostawiała bardzo jednoznaczną interpretację:
They’re homes burnt down by napalm bombs – don’t cry, oh Mother
Lay by the war, by cannons, by darksome kinds
Warto podkreślić, iż do 1978 roku Grecja i Turcja nie uczestniczyły jednocześnie w Konkursie Piosenki Eurowizji. Zawsze jeden z tych skonfliktowanych krajów pauzował.
Choć Maroko jest państwem afrykańskim, należy do EBU, co daje mu prawo udziału w Eurowizji. Kraj ten brał udział w konkursie zaledwie jeden raz. Miało to miejsce w 1980 roku, kiedy pauzował „wrogi” mu Izrael. W grudniu 2004 roku telewizja libańska, mająca status aktywnego członka EBU, ogłosiła rezygnację z konkursu. Początkowo argumentowała to trudnościami finansowymi i zaprzeczała, aby jej decyzja była uwarunkowana konfliktem politycznym z Izraelem. Po rozmowach z EBU, Liban znalazł się jednak na liście uczestników. Nie chciał, niestety, zagwarantować, że pokaże występ Izraela. Prawo libańskie zakazywało bowiem transmisji występów izraelskich artystów i sportowców. W rezultacie Liban został zdyskwalifikowany i nie wystąpił podczas Eurowizji 2005. Nie jest tajemnicą, iż Izrael zamieszkały w głównej mierze przez żydów od lat pozostaje solą w oku krajów muzułmańskich. Jerozolima jest bowiem miastem ważnym dla trzech największych religii monoteistycznych – chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Kraje arabskie chciałyby połączyć się ze sobą na ziemi postrzeganej przez islam jako święta. Tymczasem uniemożliwia im to Izrael, który stanowi judaistyczną wyrwę na mapie Bliskiego Wschodu. Wielokrotnie państwa arabskie odmawiały żydom prawa do egzystencji. Palestyńscy bojownicy często przeprowadzają ataki terrorystyczne, dlatego też Izrael jest państwem pilnie strzeżonym przez świetnie wyszkolone wojsko. Niestety, w odwecie za każdy zamach, Izrael przeprowadza własny, którego ofiarami nierzadko pada palestyńska ludność cywilna.
Choć od II wojny światowej w Europie możemy cieszyć się względnym spokojem, to nie brakuje mniejszych konfliktów między sąsiadami. Wiele z nich prowadzi do ludzkich tragedii, przez co trudno uniknąć ich nagłaśniania na arenie międzynarodowej. Eurowizja, jako konkurs o dużym zasięgu, stanowi doskonałą okazję do przypomnienia światu, że na wschodnich rubieżach Ukrainy wciąż giną ludzie, a Karabach stanowi kość niezgody między Armenią a Azerbejdżanem. Wielu z nas w ogóle nie wiedziałoby o konflikcie między tymi dwoma, kaukaskimi państwami, gdyby nie to wielkie, muzyczne święto.