Na Eurowizję Junior pojechałem głównie z powodu miejsca, w którym konkurs był organizowany – zawsze chciałem odwiedzić Gruzję i był to idealny powód by poznać Tbilisi ale też przeżyć przygodę z tym „młodszym” konkursem Eurowizji. Po powrocie mogę stwierdzić, że przygoda była wspaniała i wspomnienia zostaną ze mną na długo!
Eurowizję śledzę bardzo intensywnie od 14 lat, od 2013 roku jeżdżę na konkursy z akredytacją prasową i przyzwyczaiłem się już do pewnych schematów i standardów, które obowiązują tam przy pracy dziennikarzy, więc nawet ta kijowska edycja (nieco słabsza organizacyjnie od pozostałych) nie odstawała mocno od reszty. Spodziewałem się, że Eurowizja Junior w Tbilisi będzie się mocno wyróżniać, bo jest mniejsza, mniej spektakularna i mniej prestiżowa. Faktycznie tak było, a na konkurs przyjechało znacznie mniej przedstawicieli prasy i znacznie mniejszą rolę tam odgrywaliśmy, co dało się zobaczyć już pierwszego dnia.
Gdzie te dekoracje?
Do Tbilisi dotarłem 19 listopada (niedziela) czyli wtedy, gdy wszystkie delegacje startujące w imprezie. W poniedziałek 20 listopada miała się odbyć oficjalna impreza otwarcia i pół dnia czekałem na jakiekolwiek informacje na JuniorEurovison.tv odnośnie sposobu odebrania akredytacji prasowej i szczegółów dotyczących planowanego eventu. Gdy już wiedziałem, że nie mam co liczyć na żaden komunikat, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i udać się do Pałacu Olimpijskiego, by tam zdobyć wszystkie informacje. Podróżując przez miasto (nigdy nie korzystałem z taksówek, poruszałem się tylko komunikacją publiczną) nie było szans zauważyć, że konkurs się tu odbywa. Organizatorzy zafundowali mieszkańcom jedynie cztery standy promocyjne w formie balonów (zdjęcie powyżej), które ustawione były w najważniejszych punktach centrum – niestety raczej nie cieszyły się zbyt dużym zainteresowaniem Gruzinów. Były też nieliczne flagi powieszone na latarniach przy dwóch głównych ulicach miasta, jak się później okazało – na trasie przejazdu oficjalnych autobusów z delegacjami.
Labirynt Olimpijski
Pałac Olimpijski, czyli budynek oddany do użytku w 2015 roku, znajdował się bardzo daleko od centrum miasta, na krańcu drugiej (zielonej) linii metra. Patrząc na główne wejście, po lewej można było zauważyć ponure i betonowe miasteczko studenckie, po prawej okazały cmentarz na wzgórzu. Za Pałacem znajdowała się spora dzielnica z monumentalnymi blokami z wielkiej płyty na wzgórzach, a przed budynkiem rozciągało się ogromne urwisko rozdzielające tę część miasta na dwie części. Do budynków i domów za urwiskiem dostać się można było za pomocą betonowej kładki lub kolejką linową. Budynek Pałacu Olimpijskiego jest częściowo wbity w litą skałę w związku z tym numeracja pięter od frontu różniła się od tej z tyłu – z jednej strony jeden poziom był piętrem czwartym, z drugiej był pierwszym co niezwykle utrudniało orientację i wywoływało wrażenie, że jest się w labiryncie, zwłaszcza, że przez pierwsze trzy dni brakowało jakichkolwiek oznaczeń i był one dopiero później dodawane metodą kartki i taśmy klejącej.
Gdy wszedłem do Pałacu Olimpijskiego (od frontu, bo to zdawało mi się najbardziej sensowne) zobaczyłem różnych ludzi krzątających się po budynku – sprzątaczki myły podłogę, ochrona oglądała filmy na YouTube, a pracownicy techniczni montowali dość kartonowe dekoracje związanych z konkursem. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, więc bez żadnych problemów spacerowałem po całym budynku, zaglądając do różnych pomieszczeń w tym praktycznie pod samą scenę, by znaleźć miejsce, gdzie odbiera się akredytacje. Pracownicy ochrony niestety nie mówili po angielsku i to ich też zapewne blokowało przed aktywnym włączeniem się do pracy – nie pomagali ale też nie utrudniali przejścia osobom nieupoważnionym, co mogło wywoływać wrażenie niepewności, chaosu i braku poczucia bezpieczeństwa. Ostatecznie dzięki pomocy ekipy JuniorEurovision.tv trafiłem na wolontariuszy którzy pokazali mi punkt odbioru akredytacji i udzielili wszelkich wskazówek. Jako prezent otrzymałem torbę z logiem konkursu i mnóstwo gadżetów takich jak pen-drive, kubek, magnes, naklejkę a nawet płaszcz przeciwdeszczowy z logiem imprezy. Były też oficjalny program Eurowizji Junior i handbook delegacyjny gdzie znalazło się sporo informacji. Zdobyłem też adres miejsca, w którym odbywać się miała Impreza Otwarcia, niestety nie udało mi się ustalić, czy dziennikarze mają tam wstęp. Postanowiłem więc zaryzykować.
Gdzie ten czerwony dywan?
Impreza otwarcia odbyła się w budynku biblioteki z okazałym holem, pięknymi schodami i bogato zdobioną aulą. Przed budynkiem postawiono namiot w którym urządzono stanowiska do charakteryzacji i make-up dla delegacji oraz osób biorących udział w widowisku. Panował tam ogromny rozgardiasz nad którym chyba nikt nie panował. Chociaż ochrony było bardzo dużo, nikt nie zwracał uwagi na to, kto wchodzi i wychodzi z budynku. Nikt, łącznie z tzw. hostami delegacji nie wiedział też, jak dokładnie wyglądać będzie ceremonia i czy czerwony dywan na schodach jest faktycznie tym miejscem, gdzie reprezentanci mają spacerować. Ostatecznie udało mi się ustalić, że spaceru jako takiego nie będzie i że nie ma też żadnych konkretnych stanowisk dla prasy czy fotoreporterów. Było za to swobodne wejście do auli i możliwość obserwowania całej ceremonii, która przebiegła dość sprawnie. Delegacje witały się z organizatorami konkursu z ramienia EBU i telewizji gruzińskiej na parterze, po przejściu schodami na pierwsze piętro spotykała ich Mariam Mamadashvili i po krótkiej rozmowie wpuszczała do auli, gdzie czekali goście z gromkimi brawami. Efektownie wypadły pokazy taneczne, bardzo bogaty i smaczny był też catering a wszelkiego rodzaju napoje (w tym wino) lały się strumieniami. Po zakończeniu części oficjalnej była okazja do indywidualnych spotkań, wywiadów i pamiątkowych zdjęć.
Próba za ścianą
We wtorek 21 listopada oficjalnie rozpoczęto próby techniczne i uruchomiono Centrum Prasowe, które ulokowano w nieoznaczonym pokoju na trzecim piętrze (wejściem od tyłu, przez krzaki lub nadrabiając sporo drogi korzystając z ulic asfaltowych) – znalazły się tam biurka, było parę komputerów, jeden ekran transmitujący próby z hali oraz dostęp do internetu (jego prędkość malała z każdym dniem) i stolik z przyborami do pisania itp. Na tym samym poziomie znalazł się też (tej samej wielkości, chociaż zawsze pusty) pokój relaksacyjny, gdzie można było odpocząć, napić się kawy, herbaty czy zjeść ciastko lub owoce, które codziennie serwowano. Głównym problemem pierwszego dnia była ogromna duchota (problemy z wentylacją) i praktycznie grobowa atmosfera w Centrum Prasowym. Okazało się też, że ściany w Pałacu są dość cienkie i głos zza ściany zagłuszał transmisję prób więc dziennikarze śledzili obraz na ekranie ale dźwięk na żywo – niestety nie były one zsynchronizowane. W pokoju przebywało sporo bardzo sympatycznych wolontariuszy, którzy pomagali jak mogli, chociaż nie zawsze im się to udawało. Problemem było np. zlokalizowanie toalet. Miłym gestem były wizyty osób organizujących konkurs – główny producent JESC, a także szefowa Działu Rozrywki telewizji gruzińskiej, szefowa delegacji czy Head of Press przybyli by powitać dziennikarzy, życzyć im miłej pracy i zapewnić o chęci pomocy we wszystkim co tylko możliwe. Gruzini chcieli też zdobyć jak największy feedback by móc w miarę możliwości usprawnić pracę dziennikarzy.
Ochroniarze-widmo
Tak też zrobili i na drugi dzień warunki były już zdecydowanie lepsze – poprawiono wentylację, pojawił się oznakowania pięter i pomieszczeń, a także powiększono dwukrotnie przestrzeń przeznaczoną na Centrum Prasowe, dodając drugi pokój z kolejnym monitorem. Niespodzianką była wizyta jednego z przedstawicieli Administracji Turystycznej Gruzji, który wręczył dziennikarzom specjalne pakiety zawierające zniżki do różnych restauracji i atrakcji oraz kartę SIM do korzystania z lokalnego internetu. Normalna cena takiego pakietu to ok. 65 zł, ale dla nas była za darmo. Nadal jednak głównym mankamentem była ochrona która ewidentnie nudziła się wykonując swoje obowiązki – często można ich było nakryć przy swoich stanowiskach z telefonami w ręku, a ich brak znajomości języka angielskiego czy nawet rosyjskiego bardzo przeszkadzał w komunikacji. Dużym zdziwieniem był też zupełny brak jakiejkolwiek kontroli bagażu czy rzeczy wnoszonych do budynku – nie było skanowania i przeszukiwania toreb więc praktycznie każdy mógł wnieść tam wszystko co chciał.
Wina, wina, wina dajcie!
Prawdziwy chaos zaczął się jednak gdy próby otwarto dla dziennikarzy. Nagle okazało się, że budynek jest dla tych sprytniejszych dostępny poprzez każde drzwi, a ochroniarzy albo nie było albo nie zwracali uwagi na oznaczenia akredytacyjne. Sama hala nie była może zbyt duża, ale jak na warunki Eurowizji Junior pasowała idealnie. Scena robiła ogromne wrażenie i z wielką radością się ją fotografowało. Próby przebiegały sprawnie, chociaż dochodziło do pewnych opóźnień. Dodatkowo ruszyły też skromne konferencje prasowe prowadzone przez znaną dziennikarkę. Niestety nie przewidziano, że konferencje będą zagłuszane przez próby odbywające się za ścianą – nie zaopatrzono sali konferencyjnej w odpowiednie nagłośnienie więc niektórzy reprezentanci mieli spore problemy by wypowiedzieć się w takim hałasie. Każdy reprezentant odpowiadał na pytania dziennikarki i pracy, brał udział w małym quizie oraz otrzymywał podarunki od organizatorów – torbę pełną słodyczy. Dla dziennikarzy także przygotowano niespodziankę – z racji święta narodowego, które obchodzono 23 listopada, w Centrum Prasowym pojawił się torby z gruzińskimi winami. Każda torba posiadała imienną broszkę z danymi dziennikarza. Niezwykle miły gest pokazujący gościnność Gruzinów.
Żadnych granic, żadnych przeszkód
Czwarty dzień prób technicznych skupiony był na Polsce bo wtedy Alicja ćwiczyła swój występ, uczestniczyła w konferencji prasowej i udzielała wywiadów. Dzięki temu, że nawiązałem bardzo udaną współpracę z panią Anną Czenczek i jej Centrum Sztuki Wokalnej oraz z samą Alicją Regą i jej mamą, miałem okazję sporo czasu spędzać z delegacją i jak się okazało, nikt mi w tym nie przeszkadzał. Pomimo akredytacji prasowej miałem praktycznie nieograniczone możliwości przebywania w tzw. delegation bubble czyli miejscu gdzie znajdowali się reprezentanci i ich ekipy oraz gdzie zbudowano garderoby wszystkich uczestników. Podczas wieczornej próby sekwencji otwarcia (piosenka Shine Bright i parada flag) mogłem bez przeszkód wchodzić za kulisy i za scenę, gdzie teoretycznie nie powinienem mieć wstępu. Wystarczyło jedynie odwrócić akredytację, zasłonić literkę P i przechodzić obok ochroniarzy pewnym krokiem. Dzięki temu miałem okazję zobaczyć Eurowizję zza kulis w taki sposób, jak jeszcze nigdy nie udało mi się tego zrobić. Dopiero w piątek zaczęły się przy wejściach do budynku pojawiać bramki skanujące i wykrywające elementy metalowe, a ochroniarze zaczęli przeszukiwać bagaże wnoszone do budynku. Nadal jednak panowała spora swoboda i zaufanie do obcych, którego szczytem było przekazanie mi przez wolontariuszy czterech akredytacji prasowych dla redakcji Eurowizja.org – bez wcześniejszego sprawdzenia ich paszportów. Na szczęście, brak kontroli nie został przez nikogo wykorzystany w zły sposób, bo mogłoby się to skończyć dla wszystkich tragicznie.
Próba dobra, próba zła
Sobota była dniem prób generalnych. Pierwsza (poranna) w luźnych strojach przeszła zdecydowanie sprawniej niż ta jurorska. Fenomenalna sekwencja otwarcia, świetne i cieszące oko pocztówki, bardzo ładna oprawa graficzna oraz dynamiczne występy specjalne świadczyły o tym, że to będzie show na poziomie i widz przez 2,5 godziny na pewno nie będzie się nudzić. Pierwszą próbę obserwowałem wprost spod sceny i byłem pod wrażeniem pracy kamer, techników, dźwięku i mocy, z jaką śpiewają reprezentanci. Niestety gdy oglądałem próbę jurorską (już na ekranie) ta cała dynamika gdzieś zniknęła – praca kamer wcale nie była tak dobra jak sądziłem, reprezentanci brzmieli słabiej i zabrakło tej energii, którą czułem rano. Próba jurorska, chociaż w pełnym rynsztunku (była to ostatnia próba przed finałem) wypadła słabiej – było więcej przerw, problemów technicznych (przez które występy musiały powtarzać delegacje z Armenii i Białorusi) i wpadek prowadzących czy organizatorów. Chociaż była to impreza biletowana, hala nie zapełniła się widzami – pod sceną było dość pusto, a na trybunach smutno świeciły wolne miejsca. Sama publiczność (złożona głównie z Gruzinów) nie kwapiła się też zbytnio do zabawy i chociaż była to impreza muzyczna, wszyscy zachowywali spokój i nie byli skłonni podrygiwać, tańczyć czy żywiołowo klaskać. Szkoda, bo to przecież publiczność tworzy klimat każdego koncertu.
Hotelowy plac zabaw
Niedziela była dniem wielkich emocji, nerwów i finału. Delegacje już na 5 godzin przez show ruszyły z oficjalnego hotelu Radisson do Pałacu Olimpijskiego. Przy okazji poinformuję, że wszystkie ekipy znalazły się w tym samym hotelu, co sprzyjało integracji i faktycznie większość dzieciaków dobrze się tam ze sobą bawiła. Zaprzyjaźniły się ze sobą m.in. dziewczyny z Rosji, Białorusi, Macedonii i Australii, a dwie młode Serbki praktycznie każdą wolną chwilę spędzały z czterema Holendrami z grupy Fource. Będąc częstym gościem w hotelu mogłem wpaść na przemykającą pomiędzy ludźmi Anastasią z Ukrainy czy malutkim Gianlucą, który był tam pupilkiem wszystkich. W hotelu przez cały tydzień można było czuć się jak na placu zabaw – panował wesoły gwar, słychać było śmiech dzieci i mieszaninę różnych języków. Niestety, obiecany Euroclub (gdzie miały się pojawić m.in. dzieci z Kazachstanu) okazał się małą salą konferencyjną gdzie organizowano integracyjne spotkania. Dzieci jednak zdecydowanie lepiej bawiły się same i nie potrzebowały do tego animatorów.
Jak wygląda polska flaga?
W dniu finału Eurowizji zawsze czuć można podniosłą atmosferę pomieszaną nieco z emocjami i stresem. Wśród delegacji panowało skupienie ale i życzliwość do konkurencji, organizowano ostatnie spotkania z dziennikarzami, a przedstawiciele prasy analizowali i typowali, kto może wygrać konkurs. Ze względu na testowane głosowanie online, przewidywanie zwycięzcy okazało się być bardzo trudne, bo trzeba było uwzględnić wiele czynników, których wcześniej nie było, m.in. masowe głosowanie na swój własny kraj. Na około godzinę przed finałem hala zaczęła się zapełniać – sporo fanów przybyło z Armenii i Białorusi, bardzo widoczni byli też Rosjanie. Widać było mnóstwo flag i transparentów. Organizatorzy Eurowizji wpadli na świetny pomysł, by widzom rozdawać małe flagi 16 startujących państw – dzięki temu każdy mógł być zaopatrzony i miał czym machać. Niestety, większość tych flag już w trakcie show lądowała na podłodze i była deptana przez widzów. Te duże flagi były skrupulatnie sprawdzane przez ochronę by nie wpuścić na halę nikogo z symbolami politycznymi, które nie powinny się tam znaleźć. Kontroli uległą nawet moja flaga Polski, która jak się okazało, Gruzinom nie była tak dobrze znana.
Awaria głosowania popsuła dobre wrażenie
Show na żywo przebiegło bardzo sprawnie, chociaż znów zawiodła publika, która pchała się pod samą scenę by prezentować tam nieruchomą postawę. Zabrakło chyba osób, które ze sceny by ją animowały i motywowały do żywiołowego reagowania. Trybuny wypełnione były znacznie szczelniej niż podczas próby, ale miejsc stojących było bardzo dużo i można się tam było swobodnie poruszać. Przed wejściem do hali ustawiono stanowiska gdzie można było kupić napoje, przekąski a nawet bluzę z logiem Eurowizji. Na zewnątrz pojawiły się natomiast gospodarcze staruszki, które spontanicznie zaczęły sprzedawać flagi Gruzji. Całą magię show zepsuła niestety awaria głosowania online – nie dało się głosować i widać było rozczarowanie wielu widzów oraz strach o to, jak w związku z tą sytuacją poradzą sobie nasi faworyci. Obserwowanie samego podawania punktów było dość trudne, ponieważ na ekranach w hali tablica punktacyjna pojawiała się w nieco innej formie niż ta telewizyjna. Na szczęście punkty jurorskie dla Polski spływały bardzo obfitym strumieniem, a największą radością było 12 punktów z Irlandii. Głosowanie jurorskie sprzyjało Gruzinom, którzy bardzo żywiołowo reagowali na wszystkie wysokie noty, mając nadzieję, że uda im się wygrać konkurs drugi raz z rzędu. Ich rozczarowanie pojawiło się przy podawaniu wyników online, gdy Gruzja zdobyła niski wynik i szybko dała się pokonać Rosji. Także Polacy szybko pożegnali się z marzeniami o zwycięstwie i z niedowierzaniem śledzili dość abstrakcyjny pojedynek Rosji z Holandią. Zwycięstwo Rosji zostało przywitane oklaskami, chociaż zanim Polina pojawiła się na scenie by odebrać trofeum, połowa widzów opuściła już halę.
Gruzja to Europa!
Pomimo wpadek organizacyjnych i bardzo słabej ochrony obiektu oraz widowiska, całą Eurowizję Junior oceniam niezwykle pozytywnie i jestem zaskoczony tak entuzjastycznym podejściem telewizji gruzińskiej do całego show. Widać było, że wszyscy czerpią ze współpracy z Europejską Unią Nadawców i telewizjami uczestniczącymi w konkursie oraz że jest to dla nich wielka okazja do rozwoju. Postawiono przed nimi sporo wyzwań którym podołali i należą im się za to ogromne gratulacje. Na pewno też wyciągną wnioski z błędów i potknięć więc jeśli kiedyś jeszcze zdobędą prawo do organizacji show, na pewno takowych nie popełnią. Gruzja udowodniła, że jest w stanie przygotować europejskie show na poziomie i mam nadzieję, że ich ciągły rozwój i dążenie do jedności z Europą (mocno podkreślane wieloma flagami unijnymi praktycznie przy każdej instytucji w Tbilisi) przyniesie im satysfakcję. Rada na przyszłość – więcej inwestowania w naukę języków obcych (nie tylko wśród młodych) i większa czujność wobec potencjalnych zagrożeń!
P.S. Przy okazji wspomnę też o atrakcjach dodatkowych, które czekały na delegacje. Gruzini zorganizowali bardzo ciekawą wycieczkę do fabryki pysznej lemoniady, była też wspólna gra w kręgle oraz warsztaty kulinarne połączone z pokazami tradycyjnego tańca gruzińskiego. Zaproszeni reprezentanci świetne się tam bawili, a członkowie delegacji bardzo chwalili przygotowane niespodzianki podkreślając, że Gruzini to niezwykle ciepły, otwarty i gościnny naród! Poza tym Tbilisi jest miastem, które naprawdę warto zobaczyć – turystów czekają tam wspaniałe zabytki, zapierającej dech w piersiach widoki i pyszne jedzenie!
Relacja i zdjęcia: Maciej Błażewicz (Dziennik-Eurowizyjny.blog.pl / Eurowizja.org)