Zapraszam na kolejne Spotkanie ze Szwecją. W tej części poznacie ostatnie rzeczy, za które możemy szczególnie podziękować temu krajowi. Udanej lektury!
Szwecja to państwo, które z muzyki zrobiło jeden ze swoich znaków rozpoznawczych i towarów eksportowych. Oczywiście, to artystów ze Stanów czy Wielkiej Brytanii możemy słyszeć częściej, jednak niejednokrotnie za ich przebojami stoją szwedzcy twórcy, o czym wspominałam już w ostatnim tekście (klik). Nawet Taylor Swift współtworząc z Calvinem Harrisem utwór This Is What Your Came For, schowała się właśnie za szwedzko brzmiącym pseudonimem Nils Sjöberg. To tak gwoli wstępu, a teraz podziękujmy jeszcze naszym sąsiadom zza morza za:
Melodifestivalen
Szwedzkie preselekcje przez lata zdążyły sobie wyrobić markę i to na nie czeka wielu eurowizyjnych fanów. Melodifestivalen, nazywane pieszczotliwe małą Eurowizją, często budzi nie mniejsze emocje niż sam Konkurs Piosenki Eurowizji. Dba o to stojący za tymi preselekcjami Christer Björkman, który naprawdę wie, jak zrobić dobre show. Co roku też słyszymy o bardzo dużej ilości zgłoszeń do Melodi – w tym roku 2478, jednak rekordowy pod tym względem był rocznik 2011, kiedy do jurorów zostały przesłane 3832 utwory. Te cyfry robią wrażenie.
Dlaczego artyści tak bardzo chcą pojawić się na Melodifestivalen? Bo jest to idealne miejsce, żeby zaistnieć na szwedzkim rynku muzycznym (lub też przypomnieć o sobie). To po tych preselekcjach w 2007 roku kariera Månsa Zelmerlöwa nabrała tempa – debiutancka płyta Stand by For… przez długi czas plasowała się na pierwszym miejscu najchętniej kupowanych krążków, a Cara mia, choć nie wygrała, stała się prawdziwym przebojem i w Szwecji, i w samej Polsce. Inny przykład? Loreen, która w 2011 pojawiła się z utworem My Heart Is Refusing Me. Wtedy przegrała, ale zdążyła podbić serca fanów.
Takich artystów jest dużo i możemy być pewni, że jeszcze wiele perełek na tych preselekcjach się pojawi. Za nich wszystkich bądźmy wdzięczni, a wszystkie melodifestivalenowe niewypały (a niestety takie się zdarzają), uczcijmy minutą ciszy i miejmy nadzieję, że będzie ich jak najmniej.
Konkurs Piosenki Eurowizji 2016
Choć Szwedzi organizowali Eurowizję już kilka razy, to jednak żadna z dotychczasowych nie umywa się do tegorocznej. Poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko, więc nagrody Kristallen i Rose d’Or nie dziwią i są jak najbardziej zasłużone. Widowisko spodobało się nie tylko miłośnikom samego Konkursu Piosenki, ale też osobom, które na co dzień raczej się nim nie interesują.
Brawa dla wszystkich kierowników wykonawczych (Martina Österdahla i Johana Bernhagena), producentów (Svena Stojanovica i znanego już nam dobrze eurowizyjnego króla – Christera Bjökmana). Ogromne oklaski również dla Edwarda af Silléna, reżysera i scenarzysty, który nadał kształtu całemu widowisku – przygotował dialogi dla prowadzących i jest współtwórcą (chyba największego) przeboju tegorocznej Eurowizji, czyli Love Love Peace Peace. Fani do tej pory czekają aż ten utwór zaśpiewany w ramach interval act zostanie w końcu wypuszczony w formie singla. Ba, powstała nawet petycja w tej sprawie i już nawet pojawiły informacje, że może się uda i… cisza. Piosenki nie wydano, ale fani nadal mają nadzieję, która umiera ostatnia. Oczywiście nie można zapomnieć o prowadzących – Petrze Mede i Månsie Zelmerlöwie. Widzowie, miłośnicy i media zgodnie przyznali, że takiego (zgranego i scenicznego) duetu ze świecą szukać. Teraz każdy kolejny może jedynie próbować ich naśladować. Przyznaję, nie sposób się z tym nie zgodzić. Choć to Edward był odpowiedzialny za cały skrypt, to jednak oni potrafili nadawać wszystkim słowom i dialogom odpowiedniego charakteru. Chapeau bas!
Ale, ale, jest jeszcze muzyka, która gra przecież główną rolę, a podczas Eurowizji usłyszeliśmy naprawdę wiele perełek. Wielu z nich udało się nawet osiągnąć komercyjny sukces (z tegorocznej stawki to If I Were Sorry Fransa jest najczęściej odtwarzanym utworem). Listy przebojów podbijały też piosenki, które zabrzmiały podczas koncertu finałowego, jednak nie brały udziału w samym Konkursie. Mam na myśli premierowe wykonanie przez Justina Timberlake’a Can’t Stop The Feeling! (wyprodukowanego przez znanego nam Szweda – Maxa Martina) oraz kolejny singiel Månsa – Fire In The Rain. Do tej pory, kiedy słyszę te dwa utwory w radiu, przenoszę się myślami do Sztokholmu i samej Eurowizji.
Spotify
Szwedzi zręcznie potrafili wykorzystać jedną rzecz: ludzie lubią słuchać muzyki, ale niekoniecznie lubią za nią płacić, co zrodziło prawdziwą plagę piractwa. A gdyby stworzyć serwis, w którym będzie można legalnie i za darmo słuchać artystów, za co oni dostaną odpowiednie pieniądze? Wilk syty i owca cała. Tak oto w 2006 roku powstało Spotify, z którego początkowo można było korzystać jedynie na określonym obszarze. Wyobraźcie sobie mój zawód, gdy jeszcze nie zagościło ono w Polsce, a szwedzcy artyści wrzucali nowe piosenki, a także moją radość, kiedy dostałam maila „Spotify jest już dostępne w twoim kraju”. Fani z niemal całego świata (serwis funkcjonuje w większości państw obydwu Ameryk, Europy, Azji i Oceanii czy też w samej Australii) mogą słuchać muzyki za darmo (ale z reklamami co jakiś czas) lub za stosunkowo niewielką opłatą, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę ilość dostępnych utworów.
Oczywiście, zdarzają się artyści, którzy ostentacyjnie mówią „Nie!” Spotify’owi (np. Taylor Swift), jednak większość z nich dostrzega potencjał tego serwisu. Użytkownicy (a jest ich już 100 milionów) mogą zaznajomić się z nowymi utworami i płytami, a sam Spotify stał się też prawdziwym barometrem mierzącym popularność i (czasami) wskazującym potencjalnych zwycięzców czy to Melodifestivalen (przykładem może być chociażby If I Were Sorry, które podczas preselekcji miało największą liczbę odtworzeń), czy nawet samej Eurowizji (Månsowe Heroes w zeszłym roku).
Chociaż nie jest to jedyny takiego typu serwis (mamy jeszcze francuskiego Deezera czy chociażby duńskiego WiMP-a, które działają w zbliżony sposób i powstały kolejno w 2007 i 2010 roku), to jednak Spotify najbardziej podbił serca amatorów muzyki. Przyznaję się bez bicia – nie wyobrażam sobie teraz bez niego życia, chociaż jak kupowałam płyty, tak robię to nadal.
To ostatnia część, w której mogłam przedstawić rzeczy, za które muzyczni (i eurowizyjni) fani mogą być wdzięczni Szwecji. Oczywiście nie wyczerpuje ona wszystkiego, dlatego też pytam Cię teraz, drogi Czytelniku – czy Ty sam chciałbyś za coś podziękować temu krajowi? Czy Szwedzi czymś szczególnym podbili Twoje serce? Czekam na komentarze i już teraz zapraszam na kolejne Spotkania ze Szwecją.
Wasza Wioleta
Zdjęcie: Andres Putting (EBU)